13. Jego humor był tykającą bombą.

1.6K 167 31
                                    


Co myślicie o zachowaniu Louisa? Bo widzimy różne opinie pod ff. 🤔

Lekarz mimo wszystko wyraził zgodę na lot samolotem. Szatyn był praktycznie spakowany, zostały mu ostatnie rzeczy. Od całej sytuacji, nie był tą samą omegą co wcześniej. Wszystko zżerało go od środka. To alfa zajął się przypilnowaniem, żeby bagaże znalazły się w aucie na czas. Co chwilę sprawdzał też, czy z jego partnerem wszystko w porządku.

Brunet jak zwykle był cichy siedząc w samochodzie. Jego wzrok był dosłownie utkwiony w małym ciążowym brzuszku. Naprawdę starał się pokochać swój stan, jednak to było za trudne. Cieszył się, że przy sobie miał kochającego alfę. Louisa. Nie wiedział, czym sobie na niego zasłużył.

Szatyn załatwiał przez telefon ostatnie sprawy. Tylko Anne i Jay wiedziały, gdzie wyjeżdżają, musieli poinformować kogokolwiek co z nimi będzie. Louis cały czas spoglądał na młodszego. Sam nie wiedział co powiedzieć, bo Harry był coraz bardziej widoczny.

Wiedział też, że młodszy nie potrafił sobie dobrze poradzić z ciążą i tym, że to dziecko nie było jego. Tylko Zayna. Widział, jak każdego dnia ze sobą walczył.

- Chodź Harry, jesteśmy na miejscu - starszy złapał dłoń Stylesa.

- Hm? - uniósł wzrok i zauważył pas startowy - Och. Nie zauważyłem -  zagryzł dolną wargę.

- Spokojnie. Bagażami zajmą się pracownicy, idziemy do środka - uśmiechnął się lekko.

- Powiesz mi w końcu, gdzie lecimy? - spytał cicho, nie oddając uśmiechu.

- Do ciepłego kochanie - powiedział dalej bez zdradzania celu ich podróży.

Omega nic więcej nie powiedziała, wysiadając z samochodu. Samolot był mały i luksusowy, ale czego innego mógł się spodziewać.

- Lepiej przygotuj się na długą podróż skarbie - ostrzegł omegę.

- Wyjdź z tego samochodu, a nie Loueh - zawołał, odwracając się w jego stronę - Jakoś dam radę, nie wiem co z tym - wskazał na brzuch.

- Damy radę, lekarz mówił, że szczenię jest na tyle duże, że dobrze zniesie lot - przypomniał mu, opuszczając auto.

Młodszy wzruszył ramionami. Nie za bardzo wtedy słuchał słów lekarza. Dostał się do samolotu i z cichym przywitaniem zajął swoje miejsce. Louis wszedł tuż za nim i pokierował ich do foteli. Starał się cały czas poprawiać humor brunetowi małymi gestami. Ciężko mu to szło. Harry w pewnym sensie się zamknął przez te wszystkie emocje, które penetrowały jego organizm.

- Kochanie - złapał dłoń bruneta - Uśmiechnij się do mnie, jedziemy tylko we dwójkę. Kolejne miesiące są nasze.

- Ale to dziecko... Co jeśli ktoś się połapie, Z... Zayn - dodał bardzo cicho imię swojego byłego faceta.

- Powiemy, że jest wcześniakiem, jakoś damy radę Harry. Ty, ja, maleństwo i Hawaje - zagryzł wargę.

- Hawaje? Będziemy mieć domek na Hawajach? Naprawdę? - zielone oczy pierwszy raz od dawna zabłyszczały.

- Domek na odludziu, tylko dla nas i przy samej wodzie - potwierdził.

- Kocham tę myśl! - zawołał i klasnął w dłonie.

- No i od razu lepiej - obsługa poprosiła och o zapięcie pasów.

Zrobili to od razu, po chwili czując, jak samolot wprawia się w ruch i przyśpiesza, i przyspiesza, aż w końcu wzbija się w powietrze przyszpiliwszy ich ciała do foteli. Po chwili mogli odpinając pasy i swobodnie poruszać się po samolocie.

Harry wyglądał dużo lepiej niż jeszcze paręnaście minut wcześniej. Nawet nie zauważył, kiedy ułożył swoją dłoń na zarysowaniu, a jego wzrok był skierowany na widoki. Wszystko z nieba wydawało takie malusieńkie.

- Jak się czujecie? - spytał Louis, kiedy postanowił wyprostować nogi.

Harry spiął się i wziął wdech, nim odpowiedział.

- Czuję się dobrze, leki pomagają.

- To dobrze, mimo wszystko martwię się troszkę - przyznał - Chcesz coś do picia? Albo jedzenia?

- Nie, na razie nie. Dziękuję - rozłożył sobie fotel. Sen był najlepszą rzeczą.

Louis uśmiechnął się i poszedł do łazienki. Kiedy wrócił brunet już mocno spał. Ostatnio było to u niego normą. Mimo wszystko stan Harry'ego był dziwny. Kompletnie nie cieszył się ze szczenięcia i często wyglądało, jakby nie akceptował go.

Louis obudził go dopiero na właściwy posiłek przygotowany przez obsługę. Mimo wszystko dbał o swojego chłopaka i o maluszka.

- Dziękuję - Harry przetarł piąstkami powieki -  Ale pospałbym jeszcze, kochanie - ziewnął i na oślep odnalazł sztućce.

- Zjesz i będziesz mógł iść spać dalej kochanie. Jesteśmy po czterech godzinach lotu - wyjaśnił zauroczony zachowaniem młodszego.

- Teraz dziecko mi nie pozwoli - wydął dolną wargę i zaczął jeść.

- Tylko tak mówisz, głowę przytulisz do poduszki i znowu zaśniesz - zaśmiał się.

Harry nie chciał przyznać racji swojemu alfie. Mocniej zapchał swoje usta. Szatyn wziął się za swoją porcję, planował jeszcze popracować nad tekstami w czasie lotu, kiedy młodszy będzie spał. Miał w głowie trochę pomysłów i musiał je zapisać. Harry jednak jak na złość nie mógł zasnąć. Raczej się dosłownie wiercił i robił różne rzeczy, które po chwili się mu nudziły.

Louis siedział na miękkim fotelu z boku z laptopem na kolanach i wielkimi słuchawkami na uszach. Brunet często na niego spoglądał. Miał ogromną chęć na przytulasy. Jego humor był tykającą bombą, ale tak się właśnie działo na początku ciąży. Szatyn był w swoim świecie, był niemal pewien, że Harry ma koleją drzemkę. Jednak zdziwił się, kiedy uniósł wzrok, żeby go sprawdzić. Młodszy wyszczerzył się i zsunął z jego uszu słuchawki.

- Przytulanie? - zaproponował z niewinną miną.

- Oczywiście kochanie - zamknął laptopa i odłożył wszystko na stoliczek.

Szatyn złożył oparcie między nimi i ułożył ramię za nim, żeby ten mógł się wtulić. Harry jednak usiadł na jego udach, co było miłe po tak długim i spiętym czasie.

- Przepraszam Lou, jestem niedobry... Ale ciężko mi zaakceptować to szczenię.

- Wiesz, że to rozumiem? Mi też jest ciężko Harry, co mam powiedzieć? - objął go mocniej.

- Lou, nie będę zły, jeśli... Jeśli mnie zostawisz - powiedział z ciężkim sercem - N-Naprawdę.

- Harry... Nie po to cię zabieram na Hawaje, żeby cię zostawić. Jakbym chciał to zrobić to mógłbym wyjść od razu, widząc wyniki testów - westchnął. Nie potrafiłby zostawić swojego Harry'ego.

- Jesteś za dobry L-Lou - mocniej przyległ do silnego ciała - Chciałbym, byś był tatą tego szczenięcia.

- Będę tatą dla niego kochanie, nie będę biologicznym ojcem - poprawił go.

- Zayn się nie dowie, prawda? Nie może Loueh, to by wszystko zniszczyło. Cały nasz zespół - pociągnął nosem.

- Ja mu nie powiem, jeśli ty stwierdzisz, że chcesz to zrozumiem  - otarł jego policzki.

- To będzie ciężkie... Ale to maleństwo będzie Tomlinsonem? - powiedział to bardziej jako pytanie.

- Jeśli właśnie tego chcesz kochanie, chętnie dam mu swoje nazwisko - zgodził się alfa.

- Kocham cię - zielone oczy błysnęły, kiedy pochylił się po pocałunek.

- Kocham was - powiedział bez wahania Tomlinson i złączył ich wargi.

Zatracili się w swoich wargach. To było przyjemne dla nich obu. Pod każdym względem. Chwila zapomnienia dodawała im skrzydeł. Koniec lotu był już męczący dla ich dwójki. Louis nawet zdrzemnął się, ale była to tylko godzinka.

Kola 💙💚💙💚

Win is losing || Larry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz