"Cholera-"
Mruknęłaś pod nosem, gdy dziecko ubrudzone dziwną cieczą wpadło na Ciebie. Te pięć pierwszych dni pracy minęło Ci szybko, pizzeria Freddy'ego Fazbear'a zaskakiwała na każdym kroku.Twój partner spóźniał się już godzinę, więc odpowiedzialność spadła na Ciebie.
Wzdychnełaś i rozglądałaś się dalej. Jedyne co słyszałaś to radosne śmiechy dzieci, pogodną muzykę animatroników oraz ich ciężkie, sztywne ruchy.
Ktoś lekko złapał cię za ramię, był to dobrze znany ci Scott. Czarnowłosy mężczyzna od początku pracy był obok, gdy czegoś potrzebowałaś. Przez jego wzrost już raz przypadkiem nazwałaś go kolumną. Odezwał się charakterystycznym i dźwięcznym głosem.
"Szef chce cię widzieć."Nerwowo kiwnełaś głową i zmęczonym krokiem udałaś się w stronę biura swojego szefa.
Nie był to zły człowiek, całkiem miły trzydziestolatek, jednak często rozmarzony i nieobecny. Miło było Ci go spotkać ponownie, jednak bałaś się, że może być niezadowolony z nieznanego Ci jeszcze powodu.
Doszłaś do pokoju mijając po drodze śmiejące się dzieci, o różnym wygladzie, w różnym wieku, jednak czułaś się, jakby każdy był klonem następnego. Przed drzwiami zawachałaś się, jednak powoli pociągnęłaś za klamkę.
Za drewnianym biurkiem siedział zadowolony szef- Henry. Natomiast przed nim na krześle siedziała nieznana Ci jeszcze osoba.
Wyglądał nie codziennie, fioletowe włosy spięte w niedokładną kitę, zakrywała czarna czapka, podobna do twojej. Pierwsze co się rzucało w oczy była mocno purpurowa koszula, na niej czarna kamizelka, do kołnierzyka umocowany tego samego koloru krawat, a przy klatce piersiowej świeciła złota odznaka z podobizną samego Fazbear'a. Nosił czarne spodnie, na stopach oksfordy. Jako ostatnie ujrzałaś skórzane rękawiczki bez palców. Odwrócony był do ciebie bokiem.
"(T/I)! Tu jesteś, moja droga."
Henry wykrzyknął uradowany, zauważając Cię, a głos szefa wyrwał drugiego mężczyznę z transu, odwrócił się w twoją stronę, na jego ustach pojawił się uśmiech- władczy, pewny. To cię zaniepokoiło.Jego twarz była blada, miał proste rysy twarzy. Wyszczerzył się dominująco, patrząc na ciebie jasnymi, szarymi oczami, które dość mocno okrążone były czernią.
"Dzień dobry, szefie!"
Odezwałaś się radośnie.
"Wzywał mnie pan.""Ah, Tak! Jak zauważyłaś, nie ma dzisiaj Twojego współpracownika, z jakiegoś powodu odszedł z pracy po nocnej zmianie. Jako iż Vincent, też nie ma z kim pracować, stworzyłem z was zespół, chyba tak będzie dobrze. On pracuje tu kilka lat, ale chyba nie rozmawialiście ze sobą. Nie było go przez te parę dni."
Już znałaś jego imię: Vincent. Ten wstał z miejsca, nie odrywając od Ciebie wzroku. Gdy tylko usłyszał głos Henry'ego, spojrzał na niego.
"Cóż, czas ucieka. Nie będziemy co go zabierać."
Przytaknął szefowi, po czym minął Cię w drzwiach.
Wyszliście z biura, ty odetchnęłaś z ulgą, natomiast Vincent ponownie się uśmiechnął. Był to ten typ uśmiechu, po którym możesz spodziewać wszystkiego. Jednocześnie mógł znaczyć podobasz mi się jak i zamorduje twoją rodzinę. Na pierwszy rzut oka, to drugie.
"W końcu coś się zmieni w tej pracy, huh. Mogę Cię prosić na chwilę? Muszę z tobą chwilę pogadać."
jego głos wydawał Ci się hipnotyzujący, uwodzicielski. Był niski, jednak spokojny, jakby nigdy nic go nie mogło wyprowadzić z równowagi."Emm... tak. Praca tutaj już wcześniej była ciekawa." spojrzałaś w jego oczy, ponieważ był tak blisko, że jedynie on był w twoim zasięgu wzroku. Na to on się zaśmiał, mrocznie.
Odsunęłaś się o parę kroków. Podążałaś za pracownikiem, nie szedł szybko, nigdzie się nie śpieszył.
"Więc o czym chcesz porozmawiać?"
Wokół was było cicho, dźwięki z zewnątrz nie docierały do pokoi.
W pewnym momencie złapał cię za kołnierz niebieskiej koszuli i wrzucił do małego składzika. Wpadłaś z jękiem na ścianę, starając się dostrzec ruchy fioletowego. Zamykał drzwi na klucz. Z jego ust, wydał się ten sam, mroczny, pełen dominacji śmiech.
Podszedł do ciebie, przyszpilając cię za ramiona do ściany. Próby wyrwania się tylko sprawiały, że wzmacniał ucisk. Nic z tego, był za silny dla ciebie. Vincent zostawił drugą dłoń wolną, chwycił cię podbródek i przybliżył się do Ciebie. Wasze ciała się stykały.
"Kochana, wyglądasz na naprawdę kruchą osobę. Stawianie warunków będzie dziwne, czyż nie? Ale może będzie to tego wymagać."
Wyrywanie się nic nie pomogło, zawsze był silniejszy... W jego głosie słyszałaś pożądanie jak i rozbawienie.
"Vincent, chcę być miła, więc zostaw mnie w spokoju i wracajmy do pracy."
"Nie zostawię cię od tak... Jak już tutaj pracujesz, nie będzie to tak proste. Nie chce Ci zrobić krzywdy. Nie chce Cię traktować jak przedmiot, to co innego niż przywłaszczanie sobie, więc po prostu nie unikaj mnie, bo nic dobrego z tego nie wyjdzie i będę próbował na inne sposoby."
"Rób co chcesz."
Mruknęłaś, zmieszana własnymi emocjami."Pamiętaj własne słowa."
Puścił twoje ramiona i wyprowadził z pokoju, następnie znikając za drzwiami na przeciwko.
Czyżbyś właśnie mu pozwoliła, że może zrobić z Tobą wszystko?
Tak to zabrzmiało.
Mogłaś to przemyśleć, zamiast psychicznie przygotowywać się na piekło.
CZYTASZ
It's Just Lust (Purple Guy X Reader)
Fanfiction28.06.2019 · #4 w Vincent 29.01.2020 · #1 w Purpleguy 23.03.2020 · #1 w fnaf 18.07.2020 · #1 w williamafton 16.09.2020 · #1 w Vincent ❝Nie byłaś gotowa na to, co się stanie z twoim życiem. Jedynie jeden, nie uważny krok, przemienił całe twoje życie...