Zwisał nad Tobą, przez co leżałaś na oparciu kanapy. Czułaś jego drażniący oddech na skórze. Wargą przyjeżdżał po twojej szyji, szeroko się przy tym uśmiechając.
Trzymając cię za nadgarstek, wbijał palce w twoją skórę. Czułaś ból w każdym miejscu, jakie dotknął. Odpychałaś go, starałaś się uderzyć na tyle mocno, by Cię puścił, jednak z każdym uderzeniem ból się pogłębiał.
"To ci nic nie pomoże."
Uśmiechnął się, a potem szepnął ci do ucha:
"Każdy ból, który czuję na sobie, nakręca mnie."
Doskonale wiedziałaś, co to znaczyło.
Miałaś do czynienia z masochistą, każdy silniejszy dotyk, którego doświadczał od Ciebie, jeszcze bardziej go napalał.
Agresja i brutalność była z nim od zawsze, po prostu on tego chciał.
Od niego nie mogłaś się uwolnić, oparcie, jeszcze bardziej go nakręcało, jednak pozostanie w bezruchu lub słuchanie go, nic by nie dało.
Musiałaś się go słuchać...
Musiałaś mu się poddać...
Byłaś bezsilna...
Nadgarstek, który trzymał, przygniótł do opacia kanapy nad twoją głową, splatając swoje palce z twoimi. Kciukiem u drugiej ręki jeździł po twojej szyi, jakby wyznaczał trasę na mapie, ku twojemu zaskoczeniu, był to delikatny ruch, ledwo dotykający twoją skórę.
Dla niego nigdy nie było za wcześnie, był zbyt pewny tego, co robi.
Pocałował cię agresywnie, nieświadomie odpychając twoją głowę w tył. Jego ruchy były zdecydowane, nie zamierzał się wycofać. Jego dłoń z szyii przeskoczyła pod bluzkę, lekko dotykał Twojego brzucha.
Każdy jego ruch Cię przerażał, bałaś się. Chciałaś wstać i nigdy nie wracać do niego.
Czuł to.
Czuł twój lęk.
Każdy ruch odbierał Ci część, jeszcze tej zdrowej części psychiki.
Chciał zniszczyć Ci psychikę, byś mu się poddała, mimo że robi to dla jednego celu.
By nad tobą panować...
Byś była jego...
Przy każdej czynności, uśmiechał się. Jego uśmiech się nie zmieniał, zawsze był władczy, pewny, chciwy, pełen adoracji i pożądania.
Jego rozpięta koszula zwisała na barkach, co dawało ci jeszcze więcej stresu.
Dlaczego ja?
Co z tobą nie tak?
Dlaczego to robisz?
Dlaczego..?
Jedynie te myśli opętały twój umysł.
Zaśmiał się, odrywając się od Ciebie, jednak nie zamierzał z ciebie schodzić.
Błądził ustami przy twoich obojczykach, co jakiś czas przegryzając twoją skórę.Nie tylko był masochistą, ale lubił też sprawiać ból innym. To był jego styl życia: brutalność względem siebie i każdego innego.
Mimo wiedzy, że tego dnia nie zgwałci cię, chciałaś to skończyć. To był dla ciebie ból psychiczny, często też fizyczny.
Jedynie czekałaś na koniec, który nadszedł po nie długim czasie. Odkleił się od Ciebie, siadając na kanapie, a ty skuliłaś się na swoim miejscu.
Wpatrując się w ścianę, zapiął guziki koszuli, jednak ty pozostałaś w ciszy.
Od początku sytuacji, milczałaś, trwała między wami niezręczna cisza.
Chciałaś ją przerwać, jednak bałaś się. Tego, co mogłoby się stać, ponownie. Jednak przerwał ją Vincent, wstając z kanapy i stając przed Tobą.
"Coś do picia? Kawy?"
Zapytał, zachowywał się jak w własnym domu. Jedynie pokiwałaś głową, jednak i tak poszedł do kuchni.
Po kilku minutach wrócił z dwoma filiżankami mocnej, czarnej kawy. Podał ci jedną, a ty na niego spojrzałaś zaskoczona, przyciągając kolana do klatki piersiowej. Mężczyzna postawił napój na stoliczku obok, a ty patrzyłaś się na filiżankę, jakbyś się bała znaleźć tam truciznę.
"Nic tam nie dolałem, gdybym nawet chciał, nie zrobiłbym tego."
Zaśmiał się typowo na swój sposób, jednak ty nadal wpatrywałaś się w szklankę.
"Obraziłaś się?"
Odpowiedział podobnie jak wcześniej, przychyliłaś głowę w jego stronę, posyłając mu nie ufne spojrzenie.
"Nie chodzi o to. Dlaczego mi to robisz..? Dlaczego jestem ofiarą..?"
Mówiłaś załamanym głosem, po twoim policzku spłynęła pojedyńcza łza. Jednak wyraz twarzy Vincenta nie zmienił się, nie zwracał uwagi na twój stan psychiczny.
"To nie twoja wina. Jesteś po prostu prosta do przejęcia. Twoją psychika się wali, zawsze gdy usłyszysz mój głos lub poczujesz mój dotyk."
Z uśmiechem popijał kawę, widząc twoje zaszklone oczy.
"Czyli sam się o to obwiniasz?"
"Oczywiście."
Zaniósł brudny kubek po kawie do kuchni i umył go dokładnie. Wrócił i usiadł na miejscu.
Postanowiłaś chwycić kubek z stygnącą kawą i napiłaś się. Była dobra, jednak po kilku łykach niedopity napój odłożyłaś na stolik. Spojrzałaś ukradkiem na mężczyznę, uśmiechał się, tak jak zawsze.
"Żałujesz, czy nawet dobra?"
Wpatrywał się w Ciebie szarymi oczami, jego wzrok Cię pochłaniał.
"Może być."
Ponownie nastała krępująca Cię cisza, chciałaś zostać sama, bez niego i innych. Vincent wstał z kanapy i posłał Ci spojrzenie, mówiące i powrocie i wyszedł na chwilę z domu.
Po dwóch minutach wrócił z książką w ręku, której tytuł dostrzegłaś dopiero gdy usiadł na kanapie. Książkę otworzył mniej więcej w połowie, wyciągając zakładkę i czytając od zaznaczonego momentu.
Zerwałaś się z kanapy chwytając niedopitą kawę, potrząsając nią przypadkowo, wypływając kilka kropel które cicho opadły na podłogę. Resztę wylałaś do zlewu, a kubek umyłaś, jak zawsze.
Wbiegłaś po schodach do sypialni.
CZYTASZ
It's Just Lust (Purple Guy X Reader)
Fanfic28.06.2019 · #4 w Vincent 29.01.2020 · #1 w Purpleguy 23.03.2020 · #1 w fnaf 18.07.2020 · #1 w williamafton 16.09.2020 · #1 w Vincent ❝Nie byłaś gotowa na to, co się stanie z twoim życiem. Jedynie jeden, nie uważny krok, przemienił całe twoje życie...