"Co jej zrobiłeś, Harris?!"
Scott wstrząsnął nim, jednak ten cały czas się uśmiechał."Scottie, uspokój się, z nią wszystko w porządku. Chyba nawet sama ci to mówiła."
Zaśmiał, spoglądając na Ciebie zza Scotta, który trzymał go za materiał koszuli przygniatając do ściany.Ty jedynie stałaś wystraszona i przyglądałaś się sytuacji, chciałaś ich rozdzielić, jednak strach Cię przezwyciężał.
"Ja cię znam, Vincent. Wiem o każdej sytuacji, jaką wywinąłeś w tym lokalu. Wiem o każdej rzeczy, której nie powinienem wiedzieć. Czego mam się po tobie-"
Ucisk dłoni Vincenta na jego szyji uciszył go. Mężczyzna poddenerwowany wyjął z kieszeni scyzoryk, a jedno z ostrzy przyłożył telefoniarzowi do gardła.
Scott spojrzał na niego przerażony.
"Wiesz, dlaczego nie umierasz? Zmieniłem plany, spotkamy się w innych okolicznościach. A teraz mnie nie wkurwiaj i wyjdź z tego pokoju puki nie masz tego noża wbitego w gardło."
Warknął, gdy Scott nie sciskał już jego szyi, puścił go i wpatrywał się w niego gniewnie."Wiem o tobie wszystko, jeżeli skrzywdzisz kolejną niewinną osobę, pożegnasz się z tym światem, policja zgarnie Cię na dobre."
Wycharczał Telefoniarz i opuścił pokój, posyłając Ci ukratkiem wspierające spojrzenie.Vincent schował scyzoryk spowrotem do kieszeni i wyszedł z pokoju, nawet na Ciebie nie zwracając uwagi.
-~-~-~-~-~
Dochodziła godzina dwudziesta, czyli już w myślach odliczałaś minuty do końca zmiany.
Męczyły Cię słowa Scotta, zwrócone do Vincenta
"Wiem o tobie wszystko, jeżeli skrzywdzisz kolejną niewinną osobę, pożegnasz się z tym światem, policja zgarnie Cię na dobre."
Te słowa brzmiały jasno, coś złego z jego udziałem musiało się stać w tej pizzerii. I to nie raz.
Twoje ciało otulał chłodny wiatr, wzrokiem znalazłaś swoje auto. Postanowiłaś wyszukać samochód Vincenta, przez przyciemniane szyby udało Ci się dostrzec jak opiera się o kierownicę i przymyka oczy, przecierając je dłońmi.
Zamknęłaś za sobą drzwi auta i natychmiastowo odjechałaś. Trwała cisza, brak muzyki czy wiadomości, jedynie warkot silnika.
-~-~-~-~-~-~
Obudziłaś się w swoim łóżku, budzik leżał na podłodze, co utrudniło Ci wyłączenie go.
Czułaś się okropnie, kręciło ci się w głowie, a żołądek kurczył Ci się po każdym oddechu.
Wstałaś powoli, każdy krok musiałaś wspierać podpieraniem się o ścianę. W umyśle urodził się pomysł O telefon do szefa i udanie się do lekarza, jednak pozbyłaś się tej myśli.
W miarę odświeżona, ubrana i po zjedzeniu śniadania udałaś się do pracy.
W progu drzwi przywitał Cię Scott, który zmartwił się twoim stanem.
"(T/I), rozchorowałaś się. Dlaczego nie zadzwoniłaś do Henry'ego czy coś?"
Stwierdził i pozwolił Ci wejść do lokalu."Nie czułam takiej potrzeby, po herbacie poczułam się lepiej, przejdzie mi."
Uśmiechnęłaś się do niego, niechętnie przypominając sobie sytuację z poprzedniego dnia."Jak się trzymasz po wczorajszej sytuacji?"
Spytałaś się zmniejszając uśmiech."Nic mi się przecież nie stało, nie martw się."
Posłał ci zatroskane spojrzenie i odszedł do swojego miejsca pracy. Zostałaś sama na środku sali, po której biegały dzieci i rozmawiali rodzice.Po paru minutach rozkładania się po pokojach podszedł do Ciebie Henry.
"Miło Cię widzieć, (T/l). Chciałem Cię prosić o pomoc."
Odparł nieco zestresowany, jednak nadal z uśmiechem."O co chodzi?"
"Dzisiaj będzie zorganizowana impreza urodzinowa. Chciałem Cię prosić o pomoc. Nie będziesz wiele robić, jedynie będziesz pilnować dzieci i ewentualnie przyniesiesz pizze czy coś."
"Możesz na mnie liczyć, szefie."
Uśmiechnęłaś się do niego, to było pierwsze przyjęcie jakie mogłaś pomóc zorganizować. Mimo nie najlepszego samopoczucia, chciałaś pomóc.
"Świetnie, zaczyna się za godzinę, możesz trochę pomóc przy rozkładaniu talerzy."
Odszedł uśmiechnięty, a ty skierowałaś się w stronę głównej sali. Zawsze stały tam cztery stoły przyzdobione obrusami i sempertynami, na jednym z nich stały papierowe talerze i kubeczki. Obok leżały plastikowe sztućce, a na każdym talerzyku leżała serwentka i papierowa czapeczka.
Postanowiłaś się rozejrzeć, podczas gdy za oknem grzmiało i padało. Pioruny oświetlały czarne chmury.
Wpatrywałaś się pusto w scenę, najuważniej obserwowałaś niebieskiego zająca. Grał na czerwonej gitarze, ruszając się niezgrabnie i uchylając szczękę.
Gdy tego nie zauważyłaś, robot wpatrywał się w Ciebie. Wpatrywałaś się w niego, czułaś się, jakbyś wpatrywała się w człowieka, jednak było to bardziej niepokojące.
Zwrócił pysk w inną stronę i dalej grał.
Rozglądałaś się dalej, dopóki nie wybiła godzina imprezy urodzinowej.
O dziwo udało Ci się nie spotkać z Vincentem, widziałaś to raz, jednak nie zaczepiał Cię.
-~-~-~~-~-
Jedyne co robiłaś to przynosiłaś pizze i rozmawiałaś z dziećmi. Jubilant miał na imię Gabriel, dużo z nim rozmawiałaś i pomagałaś.
Najwięcej czasu spędzałaś pod sceną, szczególne pilnowałaś królika. Bałaś się, że znowu coś się w nim popsuje i tym razem kogoś skrzywdzi. Jednak tego dnia udało Ci się uniknąć problemów.
-~-~-~-~-~-
Około godziny osiemnastej dzieci poszły do domu, a przyjęcie się skończyło.
Przez większość dnia nie czułaś się najgorzej, jednak strasznie Cię zmuliło. Usiadłaś na stołku pod ścianą, ale nadal obserwowałaś biegające dzieci.
Gdy poczułaś się lepiej, przeszłaś do innej sali, przechodziłaś z pokoju do kolejnego. Nie działo się nic złego, pomijając fakt, że jedno z dzieci pokryło ścianę dziwną cieczą.
Dziekowałaś Bogu, za ten szybko płynący czas i nim się obejrzałaś wybiła dwudziesta.
W drzwiach budynku oczywiście stanął on.
![](https://img.wattpad.com/cover/187363363-288-k635131.jpg)
CZYTASZ
It's Just Lust (Purple Guy X Reader)
Fiksi Penggemar28.06.2019 · #4 w Vincent 29.01.2020 · #1 w Purpleguy 23.03.2020 · #1 w fnaf 18.07.2020 · #1 w williamafton 16.09.2020 · #1 w Vincent ❝Nie byłaś gotowa na to, co się stanie z twoim życiem. Jedynie jeden, nie uważny krok, przemienił całe twoje życie...