"Nie ważne"

771 44 65
                                    

Ta rozmowa Cię irytowała, dzień, jak i ta sytuacja zbyt się ciągnęły. Siedziałaś znudzona, a ktoś podszedł do Ciebie i Vincenta od tyłu, dłonią przywalając mu w tył głowy,  przez co ten nachylił się nad stołem, a czapka stróża bezdźwięcznie upadła obok. Momentalnie odwrócił się w stronę tej osoby.

"Wstawaj plebsie jebany. Byś pomógł."
Warknął do niego Mike, gdy Vincent posłał mu zirytowane spojrzenie. Wstał od stołu i pożegnał się, od razu znikając za rogiem.

Wy również po chwili się rozeszłyście, a Ty już wiedziałaś, co zapewnie do końca pracy będziesz robić. Zaczęłaś szukać Alexis, jak się spodziewałaś, leżała na kanapie w pokoju dla personelu.  Usiadłaś obok niej, przez dłuższy czas milcząc.

"So, co tam? Jak tam?"
Odezwała się jako pierwsza, patrząc na Ciebie dość rozbawiona.

"No się żyje, dzień dość długi Ale jest w miarę... okej."
Przetarłaś oczy zmęczona, układając się na kanapie. Za nic nie mogłaś znaleźć tematu do rozmowy, tego dnia nie myślałaś.

"Cóż, długo tu pracujesz? Znaczy... dobra, nie ważne. Dwa miesiące?"
Pstryknęła palcami, wpatrując się w twoją zakłopotaną twarz. Prawdopodobnie stała blisko Ciebie, gdy rozmawiałaś z Mike'm, co się dziwić, było to obok biura.

"Raczej tak, nie liczę już czasu, wiesz, przywykłam do tej pracy. Ogólnie, em... Masz jakieś zajęcie?"
Był to twój jedyny pomysł na rozwinięcie rozmowy, prosiłaś Boga tylko o to, by nie zapomnieć jej imienia. Alexis. Nic skomplikowanego.

"Aj, zdarza się zerwać i pograć na automatach, nikt w końcu nie patrzy, jest to sporo luzu, jest git."
Głównie na ten temat ciągnęła się rozmowa, różnego rodzaju gry, pojawiła się wzmianka o wspólnym serialu. Nie czułaś, jak szybko minął Ci czas, te ostatnie godziny pracy.

Obie wzdrygnęłyście, gdy drzwi gwałtownie się otworzyły. Wyparował z nich Mike, wkurzony, od razu podbiegł do czajnika, stawiając go na gaz.
Nerwowo zaczął przeszukiwać szafki, zamykając je kopnięciem.

"Dlaczego tu jest tylko kawa rozpuszczalna?!"
Jęknął, uderzając dłońmi o blat.

"Ej, nie jest zła, co jest, typie?"
Zaczęła z wyraźnym rozbawieniem Alexis.

"Jak można pić takie gówno?! Kto kupuje ten szajs?!"
Otworzył opakowanie kawy, zaglądając do niego.
"Czy naprawdę nikt nie kupuje kawy w jebanych ziarnach?!"

"Mike, co jest?"
Odezwałaś się, a on, nawet nie patrząc na Ciebie, westchnął z irytacją.

"Męska alternatywka mnie wkurwia. Ale wiecie co kurwa? Jebie mnie to."
Wysypał trochę kawy na blat, po czym wciągnął kreskę. Nachylił się nad blatem, zasłaniając usta rękawem i kaszląc.
Wytarł nos i wyprostował się, wzdychając, po czym przeklinając siebie pod nosem.
"Przy okazji, szuka Cię, weź mu wpierdol ode mnie czy coś."

Szczerze, zaczęłaś się martwić, nie wiedząc, czy o nowego pracownika, czy o każdego innego. Jednak pożegnałaś się i zaczęłaś szukać Vincenta. Było po dwudziestej, twoja wyczekiwana godzina, rozmowa z Alexis naprawdę dobrze na Ciebie wpłynęła.
Znalazłaś go dopiero na parkingu, stał przy samochodzie, bez emocji, tylko patrząc w bok. Każde miejsce na było zajęte, zdążyłaś rozpoznać parę samochodów, niektóre pojawiały się tu zadziwiająco często. Podeszłaś do niego, dopiero wtedy zauważyłaś krew cieknącą z jego nosa, a fioletowy rękaw koszuli powoli wsiąkał mocny bordowy odcień.

"Vincent, o co poszło?"

W twoim głosie nie trudno było usłyszeć troskę, chęć pomocy, ale też chociażby trochę stanowczości. Mężczyzna spojrzał na Ciebie, a na jego twarzy od razu pojawił się uśmiech, wciąż ten sam.
Przetarł cieknącą krew.

"Przechodziłem obok Mike'a. Chuj za nic się nie zmienił."

Prychnął, po czym wsiadł do samochodu, co sama uczyniłaś zaraz o nim. Słyszałaś jego ciężki oddech, w jego tonie słyszałaś irytacje, ale też spokój. Nie chciałabyś go wyprowadzić z równowagi, puki jest dobrze. Po chwili samochód ruszył, krople deszczu po kolei zaczęły uderzać o szybę, coraz częściej się powtarzając. Trwała zbyt ciężka cisza między wami.

"Kiedyś, nie dało się z Tobą normalnie porozmawiać, twój charakter na to zbytnio nie zezwalał..."
Mężczyzna zaśmiał się na twoje słowa, dłoń zaciskając na kierownicy, krew zdążyła przestać kapać. Przymknął oczy, nadal nie spuszczając wzroku z drogi, którą oświetlały już tylko światła samochodu.

"Skarbie, uwierz, że nic się nie zmieniło..."

Wpatrywałaś się w niego, sam fakt zbliżającej się burzy sprawiał, że robiło ci się chłodniej.

"A zasady? Te z pierwszego dnia..."

Auto minęło was, uślepiając chwilowo.

"Są nie ważne, a teraz, zajade do sklepu, skończyła mi się farba Do włosów..."

_________________________________________
Jestem leniem okej

It's Just Lust (Purple Guy X Reader)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz