"To już tradycja"

988 51 25
                                    

Odwiedzali Cię każdego dnia, który przeleżałaś w szpitalu. Gdy mijali się na korytarzach, rzucali sobie niechętne spojrzenia. Jednak po ciągłej nudzie, torturującej Cię w sali, w końcu nadszedł czas, by opuścić szpital. Wyszłaś z budynku rozradowana, Vincent czekał już przy wyjściu, od tej pory miałaś mieszkać z nim. Pojechałaś z nim do domu, wypytując go O pracę. Z tego co mogłaś sie dowiedzieć, zaszły duże zmiany, jednak nie chciał zdradzić Ci nic więcej. Scott dał mu zwolnienie, wy mógł Cię odebrać. Nie był obojętny co do Ciebie. Martwił się, codziennie wypytywał Vincenta O twój stan zdrowia, mimo ich nienawiści do siebie nawzajem. Jeremy opuścił szpital dwa dni wcześniej niż ty, nie miałaś z kim spędzać tego całego zmarnowanego czasu.

Był wieczór, oboje zjedliście kolację, w mieszkaniu stały rzeczy, które przetrwały po pożarze. Niektóre ubrania nie zostały tknięte chociażby przez odór dymu, Ale zdecydowana reszta potrzebnych ci rzeczy została zjuszona w popiół. Był to twój rodzinny dom, każde wspomnienie będzie teraz kojarzone z stratą. Nie chciałaś O tym myśleć. Gdy leżałaś na łóżku, starając się zasnąć, Vincent czytał książkę, siedząc obok Ciebie, opierając się tym samym O ramę łóżka. Nie odezwałaś się do niego od pory kolacji. Nie znałaś powodu, nie byłaś na niego zła lub zniechęcona. Nie miałaś co powiedzieć, nie byłaś po prostu chętna do rozmowy. Usłyszałaś jak zamyka książkę, po chwili położył się obok Ciebie.

"Jesteś cicha. Popełniłem jakiś błąd?" Pytał, swoim spokojnym naturalnym tonem. Czułaś się bezpiecznie, Ale też nieswojo.

"Nie.. Nic się nie dzieje. Czuje się po prostu.. inaczej niż zazwyczaj.. przejdzie mi." Zapewniałaś go, wpatrując się w ścianę, on objął Cię od tyłu.

"Będzie dobrze, przyzwyczaisz się do mieszkania tutaj. Jednak jutro trzeba wrócić do pracy. Śpij dobrze." Dalej już się nie odzywał.

Rano nie było go obok, nie zdziwiłaś się. Jednak nie mogłaś się przyzwyczaić do otoczenia. Wstałaś, ocierając zaspane oczy. Chwiejnym krokiem wyszłaś z pokoju, a białe światło Cię raziło. Szukałaś Vincenta, jednak nie było go też i w tym pokoju. W łazience przebrałaś się, starając się doprowadzić do ładu. Miałaś już wrócić do pracy, sama mogłaś powiedzieć, że już zatęskniłaś za tym lokalem. W kuchni nie znalazłaś prawieże nic, ugotowałaś wodę na herbatę, aż w końcu usłyszałaś skrzypienie drzwi. Zwróciłaś tam wzrok, odnajdując tam mężczyznę. Vincent wparował do pomieszczenia z reklamówką w dłoni, kładąc ją na stole.

"Miło z twojej strony." Chciałaś jakkolwiek zacząć rozmowę, jednak zawsze wydawało Ci się niezwykle trudne. Nie specjalnie byłaś duszą towarzyską.

Zajrzałaś do torby, a z zakupionych rzeczy zrobiłaś śniadanie.

~-~-~-~-~-~-~-~

"Nie przestrasz się za specjalnie jak dojedziemy na miejsce" powiedział, patrząc na drogę prowadząc pojazd.

"Raczej nie roznieśliście pizzerii w powietrze. Wiem, że się nie lubicie Ale to nie powód by demolować budynek." Zaśmiałaś się. Nie było Cię tydzień, nie mogli zrobić niczego złego przez ten czas.

"Już nie chodzi o sam spór.. za dużo się zadziało" w jego pustych oczach mogłaś ujrzeć agonię i niechęć do pracy. Zazwyczaj lubił tam przebywać, przez dłuższy czas był najlepszym pracownikiem, jednak przegonił go Scott.

Zaparkował pod budynkiem, niechętnie wysiadając z auta. Spojrzał zirytowany na zegarek. Gdy również wysiadłaś, spojrzał na Ciebie.

"Chodź, już się zaczyna zmiana" mimo znużeniu uśmiechnął się do Ciebie. Jego zachowanie zmieniało się, wydawał się łagodniejszy, niż wydawał się na początku.

Oboje weszliście, a Ty niemal od razu skierowałas się do biura Scotta. Chciałaś szybko odpokutować nieobecność, nawet poprzez konieczność pozostania na nocnej zmianie. Bez pukania pociągnęłaś za klamke, gotowa zobaczyć przyjaciela.

Jednak nie był on tam sam. Siedział przy biurku, a obok niego stała inna postać. Spojrzała na Ciebie zaciekawiona. Krótkie, rubinowe włosy opadały na twarz, całkowicie przysłaniając prawe oko. Przyozdobione jedynie żółtymi spinkami. Szare oko spoglądało na Ciebie. Na nosie zaś widniały czerwone okulary. Jej blada skóra była porównywalna do białych kafelków, dzielonych po pizzerii. Przez wysoką prosture nachylała się, by dotarło do niej, co pracodawca pokazuje krańcem ołówka na kartce. Na niej biała koszula i beżowe, krótsze spodenki. Na piersi, jak u każdego stróża widnieje złota odznaka. Już tradycją stało się poznawanie nowych ludzi właśnie w tym pokoju.

Zauważając Cię podniosła się do pionu, a na ustach pojawił się szeroki uśmiech. Wyczuwając reakcje dziewczyny, Scott podniósł wzrok, napotykając Ciebie i również się uśmiechając. Vincent wciąż stał za tobą, jedyne co usłyszałaś to zrezygnowany, cichy jęk. Nie patrząc na niego, już wiedziałaś, że przeciera dłonią zaspaną i zrezygnowaną twarz.

______________________________________
Będzie trochę mniej i będą te rozdziały krótsze bo bo prostu nie mam chęci jakoś. Ale o to wkracza nowa postać, a dokladniej OC mojej koleżanki i jak myślę największej czytelniczki tego. Więcej o niej będzie w kolejnym rozdziale.

It's Just Lust (Purple Guy X Reader)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz