Wstałaś, czując niepokój. Nie powinno cię nic martwić, nie miałaś powodu do paniki. Jednak ją czułaś. Vincent powinien już wrócić, nie było go obok ciebie. Wyszłaś z pokoju, skierowałaś się do przed pokoju. Jak dobrze, że kuchnia i salon znajdywały się w tym samym pomieszczeniu.
Westchnęłaś gdy zauważyłaś Vincenta w salonie, ale wydawał się inny, patrzył pusto w podłogę zmarnowany.
"Vincent..."
Ten zwrócił na ciebie wzrok, nie wykazywał żadnych emocji. Jego oczy były bardziej podkrążone, czerwone przez zmęczenie. Spojrzałaś na niego zmartwiona. Usiadłaś na oparciu kanapy, metr od niego.
"Płakałeś?"
"Nie ważne."
"Co się stało?"
"Wspominam to czego nie chcę pamiętać. Henry zniszczył kwiat maku w moich oczach. Podłożył ogień w poprzedniej placówce, nie ja. Nie chciałem śmierci swoich rodziców. Nie zadałbym im tego bólu, dlaczego więc tak późno się dowiedziałem, że twój dom stanął w płomieniach? Myślałem, że zginiesz tak samo... Czym sobie wtedy winiłem? A on, chciał zacząć wszystko od początku, odrodzić restaurację, z nowymi, bezpiecznymi robotami."
Ostatnie słowo wypowiedział z palącym sarkazmem. Mimo smutku w oczach wyglądał spokojnie. Zabawne było widzieć to u osoby, po której nie można się spodziewać jakichkolwiek emocji. Ale też bolało cię to w serce. Poważny, ale widać, że nie może tego w pełni opanować.
"Nie są bezpieczne--"
"Przeze mnie."
Przerwał ci, wpatrując się głęboko w twoje oczy.
"Ale przynajmniej poczułem się lepiej. Karma do niego wróciła, a ja narobiłem sobie problemów."Wyjął z pudełka papierosa, włożył go do ust i zapalając. Bawił się zapalniczką, wpatrując się w ogień. Palił tylko gdy się stresował, patrząc po ilości niedopałków w popielniczce, był to trzeci tej nocy. Pewne fakty w końcu się wiązały, niektóre tylko na siłę odplątywały. Byłaś pewniejsza jego morderstw, mniej pewniejsza zadania tego pytania, jego reakcji oraz powodu.
"Też pocierpiał, ale musiałem udawać miłego."
"Czy to ty się przyczyniłeś do śmierci piątki dzieci?"
Zapytałaś wprost, mocno tym przybita. Od pewnego czasu ufałaś mu, ale nadal czułaś, że może to wywołać u niego gniew. Jego kłótnie ze Scottem różnie się kończyły. Ten zaśmiał się, dym wyleciał jego ust."Jakoś musiałem się odegrać, zniszczyłem jego biznes jednak obiecałem sobie, że nie rzucę tej pracy, póki mnie nie zmuszą. Duże ryzyko, po tych dwóch latach policja nie odpuszcza. Jeszcze dołączyła Alexis... zna tą historię."
Wydawał się bardziej rozbawiony niż wcześniej.
"Nie żałuje tego błędu, Charlie, jego córka... była pierwszą ofiarą."Jego reakcja zaczęła cię już przerażać. Mogłaś nie pytać. Ale musiałaś, sama byś się nie dowiedziała. Patrzył się pusto w podłogę z uśmiechem, który próbował utrzymać.
"Szukają mnie. Pod innym nazwiskiem."
"Czyżby Kralie? Michelle Kralie? Czarnowłosy mężczyzna z krwią na dłoniach?"
Ten podniósł wzrok, gasząc niedopałek i wrzucając go do popielniczki."Skąd wiesz o tym nazwisku?"
"Mike o nim wspominał kiedyś... Alexis mówiła, że to ukrywasz, połączenie faktów."
"Hah! Nie jest świadomy tego, co się stało od czasów liceum... Może trochę się zmieniłem, głównie przez strach, wygląd... nazwisko... Nadal się boje, szczerze mówiąc."
Zaśmiał się pod nosem. On nie mógłby tego żałować. Był zbyt pewny swoich słów i czynów. Brał te morderstwa na poważnie, ale nic to dla niego nie znaczyło.Zamilkłaś, nie miałaś nic więcej do powiedzenia, dowiedziałaś się więcej niż chciałaś. To ci starczało. Podniosłaś się z kanapy i podeszłaś do niego. Nie mogłaś określić jego aktualnego stanu. Czerwone od przemęczenia i łez oczy, lecący na niego dym niedopałka, uśmiech, który widziałaś coraz rzadziej. Tym razem nie po to, by wywołać w tobie strach. Zrobiłby to inaczej. Próbował uspokoić nim ciebie, jednocześnie siebie. Ale nie potrafił jego ukazać inaczej.
Wtuliłaś się w niego. Nie czułaś strachu. Minęły dwa lata od tamtych męczących wakacji. Czułaś się mimo to inaczej niż zazwyczaj, nie wiedziałaś, jak zareagował na to, ale było ci go szkoda. Sam stracił rodzinę, chciał zemsty, ale nikt normalny nie zrobiłby tego w ten sposób.
Było to delikatniejsze niż zwykle, ale po chwili czułaś się jak zawsze. Mogłaś czuć jego oddech, przyspieszone bicie serca. Jego ciepłe ciało przywierało do twojego, a ty nie chciałaś się od niego uwolnić. Od początku inaczej na to reagowałaś, ale on zawsze dawał ci te same wrażenia. Nie potrafiłaś tego zauważyć wcześniej.
"Chodź spać... rano praca..."
-~-~-
Następnego dnia przyjechaliście do pracy przed czasem, jedyne co się rozlegało w pizzerii to krzyki Mike'a. Stał na środku sali na przeciwko rozbawionej Alexis. Od razu do nich podeszłaś, chcąc zakończyć ten spór.
"O co się gryziecie?" Zmarszczyłaś brwi.
"Ten debil mnie nastraszył na nocnej zmianie! Nagrała się jako typ z horroru, chuj wie, nie pamiętam jakiego i podmieniła zamiast kasety Scotta! Jakby mi nie starczało użeranie się z tymi w dupę jebanymi animatronikami!"
Dziewczyna obok niego dusiła się własnym śmiechem.
"Nie znasz się, tyle ci powiem. Klasyk. Tak łatwo cię przestraszyć?"
"Ale przeginasz!"
"Miło było, Scotty dzisiaj o dziesiątej wraca, wrócę do starych obowiązków."
"Nogi mu z dupy powyrywam jeżeli znowu da ci rządzić."
Skrzyżował ręce na piersi."Pewnie nie, a szkoda."
Zasalutowała żartobliwie i pobiegła w kierunku biura. Vincent zniknął w jednym z korytarzy. Podobnie Mike. Zostałaś sama, w wielkiej sali, zazwyczaj wypełnionej ludźmi. Jedynie czekać, aż goście się zbiorą. Nic ważnego nie wypadało. Czas mijał tak wolno, czasem boleśnie, ale za dużo od czerwca się zadziało, może i zmieniło w tobie. Nie tylko twój charakter zdążył się zmienić.
![](https://img.wattpad.com/cover/187363363-288-k635131.jpg)
CZYTASZ
It's Just Lust (Purple Guy X Reader)
Фанфик28.06.2019 · #4 w Vincent 29.01.2020 · #1 w Purpleguy 23.03.2020 · #1 w fnaf 18.07.2020 · #1 w williamafton 16.09.2020 · #1 w Vincent ❝Nie byłaś gotowa na to, co się stanie z twoim życiem. Jedynie jeden, nie uważny krok, przemienił całe twoje życie...