"Kombinuj"

760 43 55
                                    

Po około pół godzinie dotarliście do mieszkania, Vincent w dłoni trzymał butelkę z farbą.

"Vincent?"

Spojrzał na Ciebie pytająco, lekko podnosząc kąciki ust.

"Gdy rozmawiałeś z moją znajomą, wpatrywałeś się w nią, z uśmiechem... to nic nie znaczy, prawda?"

Zaśmiał się krótko, z hukiem odłożył butelkę na stół, powoli podchodząc do Ciebie. Wpatrywał się rozbawiony w twoją czerwieniejącą się że wstydu twarz.

"Musisz się nauczyć rozróżniać prawdziwy uśmiech od fałszywego. Przy sztucznym, nikt nie mruży oczu, więc po mnie dość łatwo to rozróżnić."

"Czyli teraz, twój uśmiech jest sztuczny?"

W jego dłoniach ponownie znalazła się butelka, oddalił się. Nacisnął na klamkę, a zaraz po wypowiedzeniu z zawachaniem jednego słowa, zniknął za drzwiami:
"Możliwe."

Westchnęłaś, zrezygnowania usiadłaś przy kuchennym stole. Jednyne co zakłócało totalną ciszę, to szum prysznica w łazience, nie docierał do Ciebie nawet warkot silnika przejeżdżającego auta. Nie zjadłaś tego dnia za wiele, myślałaś, że zaraz osuniesz się na ziemię. Podeszłaś do lodówki, nie chciało Ci się gotować, więc zamknęłaś lodówkę i wyjęłaś pieczywo z szafki.
Jedyne co Ci się chciało zjeść.

Prysznic ucichł, udałaś się do sypialni po piżame. Drzwi zaskrzypiały cicho, zapaliłaś blade światło. Przez cały ten czas okno było uchylone, przez co chłód dostawał się do pomieszczenia. Zamknęłaś je, gdy na twoich dłoniach pojawiła się gęsia skórka. Z szafy wyjęłaś ubrania, a zaraz po tym do pokoju wszedł Vincent, spojrzał na Ciebie zmęczonym wzrokiem i z ręcznikiem, który całkowicie zakrywał włosy.

"Zajeb mnie błagam."

Uniosłaś brwi pytająco, a zaraz po tym zakryłaś usta rękawem starając się nie parsknąć śmiechem, gdy mężczyzna z zdenerwowaniem zrzucił ręcznik z głowy. Jego włosy w ciemniejszym odcieniu fioletu tym razem przybrały barwę ostrego różu, który palił w oczy, gdy światło lampy skupiało się na nich.

"A sklepy pozamykali, otworzą o dziesiątej. Ugh..."

Opadł na łóżko odpędzając rozpuszczone włosy z czoła.

"Nie jest źle! Jeden dzień Ci nic nie zrobi"

"Nienawidzę" wyraźnie nacisnął na to słowo "tego koloru."

Zostawiłaś go bez dalszej wypowiedzi.

-~-~-~-~-~

"Mam dziś nocną zmianę."
Vincent wpatrywał się w drogę, kurczowo trzymając kierownicy.

"Uważaj na siebie..."
Mruknęłaś, zerkając na niego. Spoglądając na jego białe oczy, wątpiłaś byś mogła po nich rozpoznać jego emocje. Co za pewnie go cieszy.
Jeżeli cokolwiek go szczerze cieszy.

Uśmiechnął się, jak zawsze. Jednocześnie ten uśmiech wydawał Ci się seksowny, ale też dość przerażający. W duchu czułaś też lekką radość, że widzisz przynajmniej ten uśmiech. Nigdy nie widziałaś innego, ten jest tylko fałszywy.

"Dam radę. Pracuje tu dość długo, nigdy mi nic nie zrobiły, raczej tym razem też nie powinny."

Zaparkował auto na parkingu, zadziwiająco szybko dojechaliście do pracy.

Od razu wpadliście do budynku, a pierwszą osobą, co do was podeszła był Mike, obleciał Vincenta wzrokiem, starając się nie parsknąć śmiechem.

"Wyglądasz jak pedał"
Nie mógł powstrzymać się od śmiechu, a Vincent uśmiechnął się sztucznie.

"Tak, jestem nim aż w pięćdziesięciu procentach."
Odepchnął go od siebie i poszedł w inną stronę, nawet nie patrząc na Ciebie.

Odetchnęłaś, też oddalając się od mężczyzny. Chciałaś przywitać się z Alexis, poprzedniego dnia rozmowa na prawdę miło się toczyła, więc chciałaś by ta znajomość się utrzymała.
Tak jak wcześniej, Była w pokoju personalnym.

"Ty zawsze nic nie robisz?"
Zaśmiałaś się, zamykając drzwi do pokoju, ta z leżenia z zwisającą głową w dół, podniosła się do siadu.

"Ty też od wczoraj za wiele nie robisz."
Również się zaśmiała. Rzeczywiście mniej czasu skupiałaś się na pracy niż zazwyczaj. Mimo to usiadłaś obok niej.

"Ta... zazwyczaj trochę więcej pracowałam, zamiast się obijać."

"Mordka, wcześniej, to nie było mnie, nie miałaś co robić więc robiłaś to co w pracy się robi. Będzie ciekawiej! Odwalimy coś"
Poklepała Cię po ramieniu, sama ponownie rozkładając się na miejscu.

"Gdyby mi nie starczało emocji. Boże, za dużo tu się dzieje. Sam fakt, że jest tu Vincent, jego relacje z Scottem są mieszane, a każdego innego wyzywa mi starcza."
Spojrzałaś zestresowana na zegar.

"Nie ufam mu, tobie też radzę. Wredna pizda, sporo rzeczy odwalił."

"Ah Tak?" Spojrzałaś na nią zainteresowana "mów wszystko co wiesz, podobno wiesz sporo na jego temat."

"Ej... Nie powiem Ci, bo jeżeli główka pracuje, sama się kiedyś domyślisz! To był fun..."
Postukała sobie w głowę palcem, po czym poprawiła okulary spadające z jej nosa.
"Najpierw Ty mi powiedz co wiesz!"

"Cóż... nazywa się Vincent Harris---"
Nie mogłaś dokończyć, gdyż Alexis już się uniosła na kanapie.

"Tylko pod takim nazwiskiem go znasz? Rany!"
Ponownie usiadła na miejscu prostując się.
"Nie mówi Ci nic na swój temat?"

"Mało. Mówił tylko o swojej rodzinie, trochę. Wiesz, śmierć dziecka w osiemdziesiątym trzecim... wspomniał o spłonięciu pizzerii... Ale wątpię, aby to on ją podpalił..."

Ta się zaśmiała, podchodząc do lodówki i wyjmujac z niej puszkę, po czym wróciła na miejsce i otworzyła napój, a gaz zasyczał.

"Dobrze Ci idzie."

_________________________________________
Jakoś jest.

It's Just Lust (Purple Guy X Reader)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz