PROLOG

11.1K 581 803
                                    

*Bakugou*

Każdy ma wspomnienia z dzieciństwa. Niektóre są wesołe, niektóre smutne, a jeszcze inne, są tak kurwa popierdolone, że stają się traumą, z którą trzeba zmagać się do końca życia.

A wszystko zaczęło się w ten sposób...

***

— Kacchan! — krzyczał biegnący za mną zielonowłosy chłopiec — Kacchan, oddaj to! — błagał.

— Dopiero, jak mnie złapiesz! — zaśmiałem się, pędząc coraz szybciej z butelką soku w ręce.

Cały czas spoglądałem za siebie, czy przypadkiem mój przyjaciel mnie nie dogania. Jeżeli chciał odzyskać swoją własność, to sam musiał się o to postarać.

Zanim się zorientowałem, wpadłem na coś z impetem. Odbiłem się od tego i upadłem na ziemię, uderzając głową w coś  twardego. Usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła. Butelka z pewnością się zbiła.

Zacisnąłem powieki i jęknąłem z bólu. Zwinąłem się w kłębek, a rękami złapałem za obolałe miejsce z tyłu głowy.

— KACCHAN! — krzyknął Midoriya. Słyszałem, jak jego kroki stają się coraz głośniejsze, aż w końcu ucichły, gdy chłopiec przykląkł nade mną — O rany... — przestraszył się — Boli?

— Nie, łaskocze, wiesz?! — zdenerwowałem się — Ałaaa! — jęknąłem, gdy dotknąłem przypadkowo nowopowstałej rany. Zapiekło, a na palcach poczułem coś mokrego. Miałem łzy w oczach.

— Ja... Ja powinienem zawołać twoją mamę...

— Nie! — przerwałem mu — Będzie na mnie zła! Nie rób tego! — poprosiłem.

— Ale Kacchan... Twoja głowa...

— Jak chcesz, to sam coś z tym zrób Deku, ale nie wołaj mamy!

— D-dobrze — wyjąkał i pomógł mi usiąść.

Zielonowłosy zaczął dokładnie mi się przyglądać. Starał się za pomocą swojej bluzy zatamować krew, choć wcale tak bardzo nie krwawiłem. Z każdym jego dotykiem, bolało bardziej i bardziej, choć z pewnością starał się być delikatny. Przetarłem rękawem łzy z policzków i mocno zacisnąłem zęby. Chciałem, by to się jak najszybciej skończyło.

— Długo jeszcze? — burknąłem.

— N-nie, chyba już jest okej... Bardzo boli?

— Daj mi już spokój głupku!

— Kacchan... Ty płaczesz? — najwyraźniej zauważył moje zaczerwienione oczy i ślady łez na policzkach. Skrzywiłem się. Nie lubiłem, gdy ktoś patrzył na mnie w ten sposób, co ten brokuł teraz.

— Wydaje ci się — rzuciłem i odwróciłem głowę.

— Kacchan...

— Cicho bądź! — zdenerwowałem się, czego wynikiem stały się kolejne łzy.

— W-wiesz... Jak mnie coś boli... To mama zwykle daje mi buziaka i to pomaga...

Starałem się go ignorować. Nie chciałem, by dłużej się o mnie troszczył. To było wkurzające i żałosne. Dlaczego nie mógł sobie po prostu iść i zostawić mnie w spokoju? Albo raczej, dlaczego ja jeszcze stąd nie odszedłem? Przecież mógłbym teraz pobiec na spokojnie do domu, umyć się i matka nic by nie zauważyła.

Z rozmyślań wyrwała mnie ręka chłopczyka o zielonych włosach, która zacisnęła się wokół mojego nadgarstka i przyciągnęła mnie bliżej siebie. Jego druga dłoń spoczęła na moim policzku, nakierowując twarz tak, bym patrzył wprost na niego. Zanim się obejrzałem, jego wargi z wielką delikatnością otarły się o te moje. Trwało to zaledwie dwie sekundy, ale i tak to wydarzenie zostało we mnie na zawsze.

— Jak się czujesz Kacchan? — zapytał, gdy się ode mnie odsunął.

Stałem tam jak wryty. Po raz pierwszy w życiu nie umiałem wydusić z siebie ani słowa. Wręcz czułem, jak cały zaczynam drżeć, a łzy znów zaczęły płynąć wbrew mojej woli.

— Głupi Deku! — wrzasnąłem, gdy wreszcie odzyskałem zdolność mowy i mocno odepchnąłem go do tyłu, przez co ten upadł — Wynoś się stąd! — wskazałem gdzieś w dal, w stronę jego domu.

— Wszystko w porząd...

— Nie słyszałeś, co powiedziałem?! — wydarłem się tak bardzo, że chyba zdarłem sobie gardło.

W dłoniach poczułem narastające gorąco. Nie wiedziałem, co to było i skąd się to wzięło, ale wręcz czułem, jak moja skóra powoli zaczyna płonąć. Czy to przez stres? Co mi się dzieje? Pomocy?

Midoriya szybko czmychnął gdzieś w dal, pozostawiając mnie w końcu samego. Opadłem na kolana i zakryłem twarz. To, co się wydarzyło... To było dla mnie za dużo. Nie rozumiałem tego. Dlaczego Deku dał mi buziaka? Dlaczego chłopak pocałował chłopaka? Przecież to chore! Tylko chłopak i dziewczyna mogą się całować!

Chciałem już być w domu, w swoim pokoju i móc na spokojnie porobić coś, co pozwoliłoby mi na spokojnie zapomnieć o tym wydarzeniu, a nie siedzieć tutaj, na środku parku i tonąć we własnych łzach. Niech mnie ktoś stąd zabierze, proszę...

***

To dziwne ciepło, które czułem na dłoniach, następnego dnia stało się jeszcze bardziej intensywne. Właśnie wtedy, w przedszkolu, wreszcie ujawnił się mój dar. Eksplozje, wybuchy.

Od tamtego czasu zacząłem się coraz bardziej oddalać od Izuku. Bałem się, że coś... takiego mogłoby się wydarzyć znowu, a ja tego nie chciałem. Ten mały brokuł z najlepszego przyjaciela, zmienił się w mojego wroga. Pomimo, iż okazywałem mu naprawdę sporo nienawiści, on nadal za mną chodził. Przez to wszystko znacznie się zmieniłem. Mój charakter stał się podobny do tego mojej matki. Nigdy nie chciałem być jak ona, ale najwidoczniej tak być musiało.

Po skończeniu gimnazjum, miałem cel, by iść na bohaterstwo. Wiedziałem, że Deku się tam nie dostanie, bo był bezdarny. Ale on... On tak naprawdę miał dar... Najwspanialszy ze wszystkich. Dar, który ja zawsze chciałem mieć. Moc All Mighta. One for All. Czym on sobie niby na to zasłużył? I czemu nie mogę uciec od tego nerda?

∆∆∆

Jak podobał się prolog? Zostajesz na dłużej?

𝚃𝚎𝚗 𝚓𝚎𝚍𝚎𝚗 𝚙𝚘𝚌𝚊ł𝚞𝚗𝚎𝚔 [𝙱𝚊𝚔𝚞𝚍𝚎𝚔𝚞]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz