XX

4.1K 334 238
                                    

*Deku*

Nie wiem, co mną kierowało. Najprawdopodobniej ogromna panika. Nie myślałem wtedy ani o Urarace, ani nawet o zamówionym już jedzeniu. Po prostu wstałem i wybiegłem z restauracji. Nieważne, że narobiłem sporo hałasu i zamieszania. Nieważne, że wszyscy skupiali swój wzrok tylko i wyłącznie na mnie. Ja tylko chciałem znaleźć się jak najdalej od tego miejsca.

Opcji do ucieczki nie było za wiele. Dodatkowo łzy zbierające się w oczach, ograniczały mnie czasowo. Potrzebowałem się gdzieś ukryć.

Wbiegłem do wąskiej szpary między budynkami. Tu nikogo nie było. Tu mogłem w spokoju zebrać myśli. Łzy poczęły spływać po policzkach, a ja osunąłem się na kolana. Z pozoru zabawna i romantyczna sytuacja, dla mnie była koszmarem.

Co ze mną nie tak?

Uraraka jest najpiękniejszą dziewczyną, jaką znam, więc czemu czułem się w ten sposób podczas pocałunku z nią? To zupełnie tak, jakbym robił coś niewłaściwego. Coś, czego nie powinienem robić. Poczucie winy przygniatało mnie z nieznanego powodu, a ja nie byłem w stanie nic na to poradzić. Jedyne, czego chciałem, to porządnie się wypłakać w ramionach osoby, która mnie wysłucha. Nie potrzeba mi pocieszenia. Chcę się po prostu komuś zwierzyć. Tylko komu?

Ochaco odpada, Ilida... Nie. To mądra osoba, ale ja nie potrzebuję niczyjej rady. Może Todoroki? W końcu już raz to zrobiłem. Nie było mi z tym zbytnio komfotowo, gdyż nie jesteśmy blisko, ale jeśli to jedyne wyjście, to chcę to zrobić.

I co tak właściwie chcę powiedzieć? Że ciągnie mnie do Kacchana bardziej niż do Uraraki?

Osłupiałem. Jeszcze nigdy nie przyznałem tego przed sobą. Nie chciałem dopuścić do siebie tej myśli, podczas gdy była to rzecz oczywista.

Szmer.

Odwróciłem głowę.

Tym co, a raczej kogo zobaczyłem, była osoba ubrana na czarno. Dziewczyna. Na oko w moim wieku. Przylegający do ciała strój, rude włosy, wepchnięte na siłę pod czapkę. Jej twarz zdobiły piegi oraz maska na same oczy, przyklejona do śnieżnobiałej skóry. Nie dawało to zbyt wiele punktów do anonimowości, ale z pewnością wyglądało niczym w filmach.

Nieznajoma trzymała olbrzymią kosę, przełożoną za ramię. Metal lśnił w słabym świetle pobliskiej latarni.

Nie wahałem się ani chwili, by kliknąć przycisk na zegarku tak, by obca tego nie zauważyła. Ciche wezwanie o pomoc. Teraz wystarczyło czekać. Czekać i starać się utrzymać przy życiu.

— Proszę, proszę, proszę... A kogo my tu mamy? Izuku Midoriya, nie mylę się? — odezwała się melodyjnym, całkiem przyjemnym dla ucha głosem.

Wstałem, chcąc zrównać się z nią wzrostem. Niestety była trochę wyższa.

Nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć, więc z moich ust wydobyło się tylko ciche zaprzeczenie.

Dziewczyna jednak nie uwierzyła. Zamiast tego, złapała oburącz za kosę i przyłożyła mi ostrze do gardła. Przełknąłem ślinę.

— Nie ładnie tak kłamać... — mruknęła — To nie jest mianem prawdziwego bohaterstwa... Jesteś fałszywym bohaterem — jej wyraz twarzy z lekkiego uśmiechu, zmienił się w mroczną obojętność, która wprost zmroziła mi krew w żyłach.

Cofnąłem się, nie chcąc zostać zranionym. Niestety ona podeszła wprzód o tyle samo.

— U-uczę się na bohat...

— Zamknij się — przerwała mi. Wtedy stało się coś niezwykłego.

Włosy spod jej czapki zaczęły płonąć żywym ogniem, a samo nakrycie głowy spłonęło. Pasma uniosły się ku górze, tworząc coś w rodzaju płomienia. Następnie jedno z nich wystrzeliło w moją stronę, magicznie się przedłużając. Cudem zrobiłem unik, a jakieś śmieci tuż obok mojej nogi, w mgnieniu oka spaliły się. Byłem przerażony.

W panice zacząłem kumulować w sobie energię, potrzebną do zadania odpowiedniego ciosu. Zarówno ja, jak i ona, mieliśmy zamiar zaatakować. Gdy już było blisko, nagle...

Dziewczyna zadygotała i padła na ziemię. Tuż za nią stał profesor Aizawa z paralizatorem w ręku.

— Rety, te prymitywne bronie naprawdę działają — mruknął.

Szybko przyjąłem normalną postawę. Nie wiedziałem, czy teraz dostanę naganę, czy pochwałę, że nie próbowałem działać sam.

Tak swoją drogą, to skąd on się tam wziął?

— Dziękuję za ratunek, profesorze! — postanowiłem w końcu powiedzieć, za co mężczyzna uraczył mnie jedynie pełnym znudzenia spojrzeniem podkrążonych jak zawsze oczu.

— Wracaj do hotelu — rozkazał i udał się w swoją stronę.

Nie wiedziałem, co mam sądzić o tym całym zajściu, a szczególnie już, co mam zrobić z nieprzytomną dziewczyną.

Skoro profesor zostawił ją, znaczyło chyba, że nie potrzebuje pomocy, tylko dlaczego nie wezwał żadnych władz, by ją aresztowano? W końcu stwarzała zagrożenie dla otoczenia.

Głupio mi by było tak po prostu odejść...

Nie myśląc za wiele, wziąłem ją na ręce i udałem się w stronę hotelu.

*time skip*

Na wejściu dosłownie wpadłem na Minetę i Sero. Nie mam pojęcia, dlaczego wychodzili dopiero teraz. Było już późno. Pora powrotów do pokoi, więc gdzie oni się wybierali?

Gdy zobaczyli, kogo trzymałem, stanęli jak wryci. Wpatrywali się w dziewczynę, jakby zobaczyli ducha.

— A kogo ty nam tu niesiesz? — Mineta pomimo swojego niskiego wzrostu, koniecznie chciał przyjrzeć się jak najbardziej nieznajomej. Podskakiwał, by móc dostrzec chociaż jej twarz — Ale — hop — Wielkie — hop.

Zapewne mówił o jej oczach. Były naprawdę duże i ładne. Z tego, co zapamiętałem... Zielone? Może brązowe? Niech będzie, jednak nie zapamiętałem.

— Kto to?

Raczej nie wypadało mówić prawdy. Właśnie na takie sytuacje jak te, została stworzona półprawda, którą z pewnością posługiwałem się sprawniej, niż kłamstwem.

— To... Um... Ona na ziemi... Chodniku! Leżała... — a może jednak się przeceniłem? — Nieważne. Ta dziewczyna potrzebuje jedynie trochę odpoczynku i... Może pilnowania?

— My się nią zaopiekujemy — oznajmił niższy chłopak, podczas gdy ten wyższy, dosłownie wyrwał mi z rąk rudowłosą i udał się z powrotem do budynku — Nie bój żaby! — i już ich nie było.

Westchnąłem i pomaszerowałem na górę. O ironio, po drodze minąłem Tsuyu, prawdopodobnie idącą do automatów. Prawie się z nią zderzyłem, więc chyba jednak przestraszyłem się żaby... Hah, ciekawy zbieg okoliczności.

𝚃𝚎𝚗 𝚓𝚎𝚍𝚎𝚗 𝚙𝚘𝚌𝚊ł𝚞𝚗𝚎𝚔 [𝙱𝚊𝚔𝚞𝚍𝚎𝚔𝚞]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz