XVII

4.2K 370 460
                                    

*Deku*

Podróż mijała bardzo przyjemnie. Słuchałem muzyki na słuchawkach, wpatrując się w krajobraz za oknem. Te wszystkie migające drzewa, budynki, samochody... Były trochę jak ulotne chwile. Coś, co jest w życiu przez moment, a potem tak po prostu znika, jeśli się tego w porę nie zatrzyma.

To wszystko mnie uspokajało. Pozwalało choć na moment przestać myśleć o problemach i skupić się na tym, co tu i teraz. Na wypoczynku. W końcu po to są wycieczki, prawda?

W pewnym momencie zrobiłem się trochę senny. Choć przespałem w nocy jakieś dziesięć godzin, to i tak odczuwałem wyczerpanie. Podróże tak właśnie na mnie działają.

Zupełnie nieświadomy tego, co robię, oparłem głowę o ramię chłopaka, siedzącego obok. Ten nawet nie zareagował.

Dopiero po jakiś dwóch sekundach zorientowałem się, co zrobiłem.

Natychmiast odskoczyłem i pociągnąłem za kabel od moich słuchawek, by wyjąć je z uszu.

— PRZEPRASZAM! — pisnąłem, co skutkowało jedynie rozbawionym uśmiechem ze strony Shoto.

Położył dłoń na mojej głowie i popchnął delikatnie w swoją stronę tak, bym znów opierał się o jego ramię. On sam położył głowę na mojej.

Kompletnie nie wiedziałem, co mam zrobić, ani powiedzieć. Dlaczego to zrobił? Było mu tak wygodnie? Biorąc pod uwagę to, że nie miał się na czym oprzeć, to pewnie tak. Ale patrząc na to z drugiej strony, czy mogło mieć to jakieś głębsze znaczenie? Ludzie zwykle siedzą w ten sposób, gdy są sobie bardzo bliscy. Ja nie czułem między nami żadnej szczególnej więzi. My się tylko kolegowaliśmy, nic poza tym. Może on myśli inaczej? Może dla niego jest to coś więcej niż przyjaźń? Nie... Przez tę całą sprawę z Katsukim, moje myśli idą złym torem.

Zamknąłem oczy, próbując odpędzić szalejące zagadki. Spróbowałem się zrelaksować.

*Kacchan*

Całą drogę ukradkiem obserwowałem tych dwoje, choć moją uwagę skutecznie rozpraszało takich dwóch idiotów, siedzących tuż przede mną, wciskających co chwile swoje kolorowe łebetyny pomiędzy fotele.

Zgadza się. Mowa tu oczywiście o Kirishimie i Kaminarim, których miałem ochotę strzelić eksplozją, jeśli jeszcze raz któryś z nich wciśnie swoją durną mordę w tę szparę i będzie się na mnie gapił z ryjem rozciągniętym na boki, niczym kurwa nawet nie wiem co. Co ma rozciągnięty ryj na boki? Nie wiem, ale jak psom się te poliki rozciągnie, to wyglądają równie zjebanie, co oni teraz.

Choć miałem słuchawki w uszach, to nie włączyłem sobie niczego. Wolałem podsłuchiwać, choć tak naprawdę nie było co słyszeć.

Zdawało się, że Deku zasnął. Zresztą ciepło-zimno też powoli przysypiał. Szybko klepnąłem go w ramię.

— E! Mieszaniec! — szepnąłem głośno. Kompletnie tego nie przemyślałem.

Todoroki zdjął z uszu słuchawki i spojrzał na mnie pytająco, jak zwykle spokojnym wyrazem tej jego poparzonej gęby.

— Słucham?

— Dekl ci przysypia — warknąłem — Zamień się. Spokój będziesz miał.

— A może ja nie chcę? — uśmiechnął się perfidnie.

Wstałem. Oparłem obie dłonie na podłokietniku jego fotela i nachyliłem się nad nim.

— WYPIERDALAJ! — wysyczałem tak, by do kolorowowłosego dotarło, a jednocześnie, bym nie obudził Deku. Chyba naplułem mu na ryj.

Chłopak już chciał wstać, ale nim to zrobił, autokar się zatrzymał. Chyba nie muszę wspominać, że zajebałem w podłogę.

Myślałem, że się zabiję, przez to, co kazał zrobić Aizawa... Otóż wpadł on na jakże genialny pomysł, że aby nie zrobił mi się guz, mam usiąść z tym cholernym mieszańcem i ten ma mi przykładać swoją prawą rękę z mocą lodu do czoła.

Chuj, że mógł po prostu wyprodukować mi kilka kostek. Zresztą obeszłoby się nawet bez nich. Profesor chciał nas zwyczajnie udupić!

A mój Izuku został sam. Co prawda leżał on teraz na dwóch fotelach, co było z pewnością dla niego wygodniejsze, ale... No ja pierdole! Moje kolana byłyby równie wygodne!

Czy może być gorzej?

*time skip*

Dojechaliśmy na miejsce. Midoriya był trochę zdziwiony, gdy nie zastał obok siebie tej poparzonej kurwy, ale poza tym, wszystko było mniej więcej w porządku. Mam nadzieję, że się wyspał.

Zaczynam myśleć nad tym, czy ten cholerny mieszkaniec, nie chce mi czasem zabrać mojego dekla. Może nawet to on podrzucił mi to alkoholowo-narkotykowe gówno, ukryte w czekoladzie? Jakby się mnie pozbył, to mógłby sobie wziąć Izuku... Ale nie pozwolę mu na to! Chuj, że Deku nic do mnie nie czuje. Jeżeli nie chce mieć mnie, to nie będzie miał też nikogo innego!

Wybiegłem z autokaru jak najszybciej, po drodze zgarniając swój bagaż, który został już wcześniej przez kogoś wypakowany.

W końcu nadszedł czas na przydzielanie pokoi. Tak jakbyśmy co najmniej nie potrafili dobrać się po kilka osób.

Chyba jestem przeklęty.

W wyniku "sprawiedliwego" losowania wypadło, iż mój pokój będę dzielił z Izuku i... Mieszańcem...

Albo ktoś chce mnie tutaj mocno wyprowadzić z równowagi, albo jak debil szukam winnego, a tak naprawdę przydzielono mnie z nimi, bo są odpowiednimi osobami, by mnie przypilnować. Pieprzone klauny... Kto wam dał prawo, by decydować o moim życiu, co?!

Nasza cała trójka dostała tylko jeden klucz... A konkretniej to kartę dostępu. Trzymał ją Todoroki, bo mi nikt oczywiście nie ufa, a brokuł byłby w stanie zapomnieć o własnej głowie.

— Nie można tego przeciąć na części? — zaproponowałem. W moją stronę zostały skierowane dwa, pełne politowania, a zarazem zirytowania spojrzenia.

No co? Miałem dobry pomysł! Każdy mógłby się wtedy dostać do pokoju kiedy tylko zechce! Jeśli się nie zgadzają, to niech oboje zapierdalają do recepcji po kolejną kartę, bo ja chcę swobodnie wchodzić do pokoju!

Weszliśmy do środka. Trzy łóżka jakieś pół metra od siebie. Standard. Czym prędzej wskoczyłem na te środkowe, by móc mieć na oku i klimatyzację, i brokuła. Jakby jeden z drugim zaczęli się nagle pieprzyć, to byłbym w stanie im w odpowiednim momencie zajebać, nim któryś dojdzie. Takie rzeczy, to nie w mojej obecności. A tymbardziej nie z moim Izuku.

𝚃𝚎𝚗 𝚓𝚎𝚍𝚎𝚗 𝚙𝚘𝚌𝚊ł𝚞𝚗𝚎𝚔 [𝙱𝚊𝚔𝚞𝚍𝚎𝚔𝚞]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz