XI

4.5K 401 804
                                    

*Deku*

To był odruch bezwarunkowy. Nie myślałem wtedy, co robię, ani że to może źle się skończyć. Ja po prostu... Pod wpływem paniki użyłem na Bakugou One For All, przez co chłopak wylądował na ścianie, dokładnie tam, gdzie zaczyna się sufit, a następnie upadł na łóżko, odłamując przy tym spory kawałek tynku.

Z jednej strony bałem się, że mogłem mu zrobić krzywdę, a z drugiej, coś kazało mi uciekać. I to natychmiast!

Podniosłem się z materaca i pognałem ile sił w nogach w stronę wyjścia. Nie mogłem uciec do mojego pokoju. Jeżeli Katsuki miałby mnie gonić, to tam właśnie pobiegłby w pierwszej kolejności.

Co więc zrobiłem?

Tak samo jak poprzednio, czyli bez pukania, wbiegłem do pokoju Ilidy.

*Kacchan*

Nie, nie, nie! To nie miało tak wyglądać! On nie miał się mnie bać! Przynajmniej nie w tamtym momencie!

Nie tracąc ani chwili, puściłem się za nim biegiem, gdy tylko zatrzasnął za sobą drzwi. Oczywiście w międzyczasie podciągnąłem spodnie. Nie jestem idiotą.

Gdy jednak wyskoczyłem na korytarz, nikogo na nim nie było. Jedynie drzwi od pokoju Ilidy zamknęły się. Jeżeli ten nerd tam poleciał... Ja tam wchodzić nie zamierzam... Co nie zmienia faktu, że chciałem znaleźć Deku i wszystko na spokoj... No dobra. W MIARĘ na spokojnie wyjaśnić. Nie chcę, by pomyślał, że jestem jakimś kurwa gwałcicielem nieletnich, bezbron... PRAWIE bezbronnych chłopców!

Podszedłem do jego pokoju i mocno pociągnąłem za klamkę. Nic. Drzwi stały niewzruszone. Czy naprawdę tylko ja nie mam nawyku ich zamykania?

— DEKU! — wydarłem się, uderzając w nie pięścią — OTWIERAJ DO CHOLERY! TO NIE MIAŁO TAK WYGLĄDAĆ! TO NIE MIAŁO TAK BYĆ! DAJ MI SIĘ WYTŁUMACZYĆ!

Z pokoi na tym piętrze, zaczęły wyglądać głowy uczniów, mieszkających tu. Z minuty na minutę, było ich coraz więcej. Ja jednak całkowicie się tym nie przejmowałem. Skoro już zacząłem drzeć ryja, to niech to chociaż poskutkuje.

— Katsuki... — tuż za sobą usłyszałem głos Uraraki, jednak postanowiłem całkowicie go zignorować i kontynuować tą jakże zupełnie nie żenującą czynność.

— DEKU IDIOTO! PRZEPRASZAM! PRZEPRASZAM DO KURWY NĘDZY, ROZUMIESZ?! CHCĘ TYLKO POGADAĆ! — krzyczałem dalej. Gdzieś niedaleko kilka osób wprost zwijało się ze śmiechu. Tak wiem, że wyglądam teraz jak jakaś niemota błagająca o wybaczenie, ale oni nie muszą mi tego utrudniać!

— Wpuść swojego księcia z bajki księżniczko! — ryknął Sero, najwyraźniej do Izuku.

— Kacchan? — odezwał się nie kto inny jak zielony skurwysyn, którego tak usilnie próbowałem wyciągnąć z pokoju, w którym nawet go nie było. Tak jak przypuszczałem - był u Ilidy. Tak. Wyszedłem na kompletnego debila.

— DEKU! — podbiegłem do niego, jednak ten już zdążył wystawić przed siebie ręce i skumulować w nich małe, zielone iskierki. Bał się mnie.

Zatrzymałem się jakieś pół metra od niego. Nie za bardzo wiedziałem, co mam powiedzieć. W gardle uwięzło tyle słów. Wiem, że jemu mógłbym wykrzyczeć dosłownie wszystko, ale przy całej klasie... Jednak nie byłem w stanie bardziej się upokorzyć.

— Nie podchodź Kacchan... — zmarszczył brwi, a ja chciałem się odsunąć. Jakimś cudem zamiast tego, zrobiłem coś kompletnie odwrotnego. Coś, czego nie spodziewałbym się po samym sobie. A wszystko przez tę cholerną chcicę!

Uderzyłem chłopaka w przedramiona od dołu, przez co te znalazły się teraz nad jego głową, a ja korzystając z tego, złapałem go za szyję i przygwoździłem do ściany. Drugą ręką przytrzymywałem nadgarstki, by nic mi czasem nie zrobił. Tak, miałem świadomość, że w każdej chwili mógłby mnie kopnąć, toteż wsunąłem swoje udo, pomiędzy je jego, pozwalając jednocześnie na to, by on zrobił to samo. Nie potrafiłem się już powstrzymać. Gdy tylko nastolatek uchylił usta, by krzyknąć, ja wbiłem się w nie swoimi. Zamknąłem oczy.

Minęło zaledwie kilka sekund i oberwałem czymś w głowę. Nic więcej nie pamiętam. Wiem tylko, że zabolało.

*Deku*

Pocałował mnie. Zrobił to przy wszystkich. Przez chwilę strasznie się spiąłem. Każdy mój najmniejszy mięsień lekko drżał, gdy patrzyłem na to, co się dzieje.

Jednak było jeszcze coś. To uczucie. Uczucie spełnienia, a jednocześnie dzikie pragnienie, które chciało więcej i więcej.

Powoli przymknąłem oczy i gdy już szykowałem się, by odwzajemnić pocałunek, jak tylko umiałem, Bakugou niespodziewanie oderwał się ode mnie.

Spojrzałem, a przed sobą zobaczyłem uśmiechniętego od ucha do ucha Kirishimę, trzymającego na wysokości twarzy zaciśniętą pięść. Udało mi się dostrzec, że używał swojego quirku.

— Uratowałem cię — zaśmiał się przyjaźnie i wziął pod ręce jak się okazało nieprzytomnego Katsukiego, który leżał na podłodze.

Uważnie przyglądałem się tej scenie wleczenia go po korytarzu. Chłopak chciał wciągnąć go do swojego pokoju, ale blondyn w ostatniej chwili odzyskał przytomność i zdołał mu się wyrwać. Podbiegł do mnie i znów stanął ze mną twarzą w twarz. Instynktownie cofnąłem się, napierając jeszcze bardziej na ścianę.

— Porozmawiajmy... Proszę... Przyjdź do mnie o 20:00... Nic ci nie zrobię! Obiecuję! — powiedział, po czym czmychnął do siebie. Usłyszałem odgłos przekręcanego klucza. Najwidoczniej ten jeden raz postanowił zamknąć drzwi.

Wszyscy na korytarzu patrzyli na mnie w ciszy, jakby czegoś oczekiwali.

Postanowiłem się wycofać. Pchnąłem stojącego za mną Ilidę do jego pokoju, a sam wszedłem tam zaraz za nim.

Usiadłem na podłodze. Musiałem ochłonąć.

— Masz — wyższy chłopak podał mi chusteczkę, nasączoną środkiem odkażającym. A przynajmniej tak wnioskowałem po zapachu — Przetrzyj usta.

— Nie trzeba — chciałem mu oddać jego własność, ale on już cofnął rękę.

— Trzeba. Po pierwsze, Bakugou mógł mieć dużo zarazków, a po drugie, to było obrzydliwe — zbulwersował się. Wyglądał, jakby miał zaraz splunąć, ale on by tego nie zrobił. Przynajmniej nie przy ludziach.

Przez chwilę się wahałem, ale jego argumenty były dość dobre. Znaczy pierwszy, bo co do drugiego miałem wątpliwości. Przecież jestem tolerancyjny. Koniec końców starłem w siebie resztki śliny czerwonookiego i wrzuciłem papierek do pobliskiego kosza.

— Uh... Możemy kontynuować pytania?

— Już mówiłem, że nie będę odpowiadał na nic! Niech ten alkoholik dostanie karę, na jaką zasłużył! — powiedział dosyć głośno.

— Ale to były tylko czekoladki z alkoholem! — stanąłem w obronie Katsukiego. Oczywiście nie mogłem zdradzić, że poza słynnym alkoholem, było tam coś jeszcze. W końcu obiecałem.

— Jak to czekoladki? — uniósł jedną brew. Moja reakcja była niemal identyczna, co jego.

— Przecież wszyscy o tym mówią, nie słyszałeś, czy co? — spytałem odrobinę niegrzecznie, ale byłem już zbyt poddenerwowany dzisiejszym dniem, by móc trzeźwo myśleć.

— Wszyscy mówią o tym, że Bakugou wypił prawdopodobnie kilka butelek jakiegoś trunku. Nikt nie mówi o czekoladkach, Midoriya.

I wtedy coś do mnie dotarło. Skoro informacja o tym, że to były czekoladki, nie była w obiegu publicznym, to znaczy, że ktoś musiał je widzieć osobiście. A to niemożliwe, skoro tylko ja i Katsuki byliśmy w tym pokoju tamtej nocy.

A to z kolei znaczy...

Że Uraraka mnie okłamała i musiała widzieć te czekoladki i wiedzieć, czym były nadziewane...

𝚃𝚎𝚗 𝚓𝚎𝚍𝚎𝚗 𝚙𝚘𝚌𝚊ł𝚞𝚗𝚎𝚔 [𝙱𝚊𝚔𝚞𝚍𝚎𝚔𝚞]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz