Rozdział VII (2/3)

831 116 103
                                    

Jeno się denerwuje. Jest już dziesięć po czwartej, co oznacza, iż Jaemin powinien zaraz przyjść, a on nie jest przygotowany na jakąkolwiek konwersację, która miałaby się odbyć. Poprzedniej nocy śniło mu się, iż cała szkoła znienawidziła jego i Na, a przyjaciel go za to obwiniał. Do tego na koniec został wyrzucony. Wiedział, że to jedynie koszmar, ale strach był tak prawdziwy, iż nadal czuł ślad, jaki po sobie zostawił.

Rozlega się dźwięk dzwonka, a Lee szybko otwiera drzwi.

Jaemin ma na sobie jasną, pomarańczową bluzę, którą chłopak rozpoznaje jako jedną z jego ulubionych, a jego twarz zdobi niepewny uśmiech. Jest to pierwsza z dziwnych rzeczy, ponieważ z reguły Na nie był ani trochę niepewny w obecności Jeno.

Drugą dziwną rzeczą jest to, iż trzyma bukiet, przez co serce starszego prawie wyskakuje z jego klatki piersiowej.

— Hej — mówi chłopak. — Jest twoja mama?

Ah. Kwiaty. Lee stara się nie być rozczarowany i prawie mu się to udaje, ponieważ i tak jest to bardzo miły gest.

— Jeszcze nie. Ale możemy włożyć bukiet do wazonu.

Jaemin idzie za nim do kuchni, gdzie chłopak umieszcza rośliny w wysokim, szklanym naczyniu, dolewając wody, po czym stawia je na stoliku kawowym w salonie.

— Chcesz coś do jedzenia? — pyta gospodarz. — Albo picia?

Na kręci głową.

— Chodźmy na dwór. Jest ładna pogoda.

Bez wątpienia taka jest, dlatego właśnie to robią. Jeno prowadzi przyjaciela aż na koniec ulicy, gdzie mijają ostatni dom, wchodząc na ścieżkę prowadzącą do małego lasu. Drzewa są już pełne pączków gotowych do zakwitnięcia przy następnym wybuchu ciepła, a słońce z łatwością prześlizguje się przez ich gałęzie, zdobiąc ziemię cętkami światła oraz cienia. Lee spędził tutaj praktycznie wszystkie lata, które przeżywał jako dziecko, wspinając się po drzewach z Renjunem i Jisungiem, budując namioty z patyków i udając, iż są bandytami. 

Przez jakiś czas po prostu spacerują, głównie milcząc, pomijając Jaemina wskazującego wszystkie rzeczy, które wydawały mu się fascynujące. Jeno nie spieszy się, grzejąc się w ciepłej aparycji przyjaciela, póki jeszcze nie przeszli do poważniejszych spraw, mimo iż nawet teraz czuje się lekko niezręcznie. Coś pomiędzy nimi nadal wydaje się być inne, przez kłótnię, zbytnią ostrożność Na i to, iż drugi chłopak nie ma pojęcia, co powinien powiedzieć.

— Przepraszam, że z tobą nie rozmawiałem — zaczyna Jaemin. — To było głupie. Powinienem po prostu do ciebie napisać, czy coś.

— Bałeś się. Nic się nie stało.

— Wcale nie.

— Nana. Proszę, powiedz mi, kto to był. Jeśli wolisz, żebym z nim rozmawiał to tego nie zrobię, ale naprawdę chcę jedynie spróbować go przekonać, żeby odpuścił — błaga Lee.

— Ale nie wariuj — odpowiada Na i lekko się waha. — To Jaehyun.

Jeno zatrzymuje się i zaczyna gapić na przyjaciela, który odwraca wzrok z pustym wyrazem twarzy.

— Jung Jaehyun?

Wicekapitan drużyny piłkarskiej, perfekcyjny uczeń, chodząca impreza Jaehyun? Ten sam, który zawsze jest perfekcyjną mieszanką atrakcyjności i sympatyczności, a przez cały zeszły rok był wzorem do naśladowania dla Jeno?

— Jego siostra, Yoona, cię lubi — stwierdza chłopak. — Drugoklasistka. Jest słodka, chyba. Chodzi na wszystkie twoje mecze, wiesz? Nawet bym cię nie winił, gdybyś chciał się z nią spotykać.

We Can Be Braver | Nomin [TŁUMACZENIE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz