Rozdział IV (1/3)

849 115 40
                                    

— Możemy porozmawiać? — pyta Jeno. Słowa opuszczają jego usta, nim w ogóle zdąży je zatrzymać, a teraz reszta z nich jest zobowiązana do tego samego. Czuje, jak ustawiają się w kolejce, wypełniając jego gardło i naciskając na tchawicę.

Renjun podnosi wzrok znad szafki w kuchni przyjaciela, z której wcześniej masowo wyciągał różne przekąski, na twarzy mając lekkie poczucie winy.

— Nie mówiłem na poważnie, kiedy porównałem cię do Moai, przysięgam.

— Co? — Chłopak marszczy brwi. — Nie o to mi chodzi. Po prostu muszę ci coś powiedzieć.

— Oh. — Chińczyk zamyka szufladę i prostuje się, stając twarzą w twarz z Jeno, który właśnie nerwowo bawi się swoimi dłońmi. — Wal.

Słowa nadal oczekują na swoją kolej, ale Lee nie wie, które powinien wypowiedzieć najpierw. Bierze wdech, potem wydech, a następnie powtarza czynność.

— Nie możesz teraz nie dokończyć — stwierdza Renjun.

— Obiecujesz, że nie będziesz się śmiał? — pyta chłopak. — Trochę się denerwuję.

— Pewnie?

— Okej, no to... podoba mi się ktoś.

Oczy jego przyjaciela rozszerzają się tak bardzo, że powoli zaczyna wyglądać komicznie.

— O Jezu. Kto?

Przyznanie się przed samym sobą było niesamowicie trudne, a wypowiedzenie tego na głos przy kimś okazało się jeszcze trudniejsze, nawet jeśli chodziło tylko o Renjuna. Zwłaszcza, jeśli chodziło o Renjuna.

— Kto to jest?

Jeno nie jest w stanie odpowiedzieć, po prostu patrzy się na Chińczyka, bezsilnie wzruszając ramionami. Czuje, że jego gardło płonie wypełnione czymś mu nieznanym, słowami, flegmą, łzami, nie ma pojęcia. Cała sytuacja po prostu go przytłacza. Jest zbyt zestresowany. Gdyby teraz otworzył usta wszystko opuściłoby je na raz i nie jest pewien, czy zamiast podać imię nie wybuchnie płaczem.

— Jeno — zaczyna Huang. Jego wyraz twarzy jest łagodny, kompletnie przeciwny do tego, jakiego oczekiwał po nim Lee. — Jeno, czy to Na Jaemin?

Chłopak przytakuje. Właśnie dlatego Renjun jest jego najlepszym przyjacielem, czasem po prostu wie różne rzeczy, bez zbędnych słów. Niekiedy domyśla się czegoś, nim Jeno sam zdąży to zrobić. Jak teraz, gdy chłopak po prostu przytula go, mimo że Lee nie zdawał sobie wcześniej sprawy, jak bardzo tego potrzebuje.

Wszystko teraz w końcu dogoniło go i rozbiło od środka. Wyznanie, reakcja Renjuna, fakt tego, jak bardzo lubi Jaemina. Dotyk Chińczyka wydaje się przełamywać pewną barierę, a Jeno wie, że panika niebezpiecznie się do niego zbliża, ale nie robi nic, by ją powstrzymać. Uczucie miażdży jego klatkę piersiową i wstrząsa każdą jedną kością, dopóki nie może już zaczerpnąć tchu.

— Już dobrze — mówi nikło Renjun, pozwalając przyjacielowi schować twarz w swoim ramieniu, kreśląc kojące kółka na jego plecach. — Oddychaj. Już dobrze.




Później tego samego dnia siedzą po turecku naprzeciwko siebie, okupując łóżko Jeno.

— Czyli... — zaczyna Renjun, nadal delikatnie, aczkolwiek z nutą rozbawienia. — Na Jaemin, co?

Lee jedynie wzrusza ramionami. Jest zbyt zmęczony, żeby czuć się zażenowany. Nikt wcześniej nie powiedział mu jak wyczerpujące są ataki paniki, chociaż tak właściwie to nikt nigdy nic mu o nich nie mówił.

We Can Be Braver | Nomin [TŁUMACZENIE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz