Epilog (1/4)

927 92 24
                                    

Gdzieś podczas ostatnich tygodni wiosny, pomiędzy treningami i nauką, Jeno bezpowrotnie zakochuje się w Jaeminie.

Znaczy, zapewne stało się to już wcześniej, możliwe, że nawet przed tym, kiedy zostali parą, ale Lee podejrzewa, że to uczucie jest już wyższym stadium miłości, możliwym tylko wtedy, gdy jest się z kimś już dłuższy czas. Kwitnie powoli, jak kwiaty, które właśnie teraz pojawiały się na drzewach, z każdym dniem przybierając więcej koloru. Rozwija się tak nieprzerwanie, iż Jeno praktycznie tego nie zauważa, dopóki nie uderzy go mocno w twarz, niczym wagon wyładowany emocjami. Nawet nie minęło tak wiele czasu, od kiedy Na stał się jego chłopakiem, ale tak czy siak czuje się przytłoczony.

Jaemin urządza kolejną imprezę. Nie robił tego od dawna, ponieważ od incydentu na stołówce zebrała się grupa dupków, którzy zmieniali szkołę w większy problem, niż Jeno myślał, że będą po wstępnej fali wsparcia. Ale chłopak dochodzi do wniosku, że ludzie są ludźmi i każdy z nas w pewnym momencie liceum ukazuje reszcie swoje najgorsze oblicze, więc wcale nie jest zdziwiony.

Na powtarza mu, że czuje się dobrze i go to nie obchodzi, ale on wie lepiej. Jaemin kocha wszystkich i uwielbia otrzymywać miłość w zamian, a nagle pojawia się grono, które nienawidzi go tylko za to, że ma chłopaka, mimo iż wcześniej nazywał ich przyjaciółmi.

(Ale mówi o tym tylko raz, gdy spacerują razem przez park. Zatrzymują się nad stawem, aby pooglądać gęsi, które skrycie przerażają Jeno.

— Po prostu jestem rozczarowany — wyjaśnia młodszy. — Z niektórymi trzymałem się od lat i nigdy niczego nie zauważyłem... chyba nie da się kogoś całkowicie poznać. Do dupy.

Lee zastanawia się, czy ujawnienie się nie było błędem. Może Jaemin byłby teraz szczęśliwszy, gdyby nigdy tego nie zrobił. Ale jak mógłby być szczęśliwy, ukrywając tak istotną część siebie?

Na wzrusza ramionami.

— Teraz przynajmniej wiem, kto jest wart mojego czasu — uśmiecha się słodko. — I tak jedyną osobą, której naprawdę potrzebuję, jesteś ty.

Jeno odpycha go ze śmiechem.)

Teraz w ogrodzie Jaemina stoi altana, której zmontowanie było czystym piekłem i wystawiło ich młody związek na ciężką próbę. Pod dachem jest stół, zapełniony piciem i przekąskami, a niektórzy z ich przyjaciół już kręcą się dookoła. Lee ogląda, jak Jisung i Renjun śmieją się do nich z okna.

Pomiędzy niepewnością i upartością Na zdążył rozwiesić wszędzie tęczowe girlandy i światełka, mówiąc, że nie ma jego rodziców, dlatego nikt go nie powstrzyma, więc teraz ogród wygląda jakby miała się w nim odbyć jakaś parada równości. Może to prowokacja, wiadomość o treści "wal się, nie potrzebuję cię" do wszystkich, którzy go opuścili.

Jeno z pewnością jest z niego dumny. Każdego dnia wydaje się być inną osobą, lepszą wersją siebie, milszą, odważniejszą, piękniejszą. Starszy nie jest w stanie nadążyć, jedynie ogląda z boku, jak stawia kolejne kroki do przodu. Wydaje się być dużo szczęśliwszy. Jego uśmiech jest prawdziwy, a żaden cień nie przysłania jego twarzy.

A Lee jest za to wdzięczny.

W ogrodzie Renjun zaczyna gonić Chenle dookoła. Chłopak słyszy głośny śmiech młodszego Chińczyka nawet z tak daleka i zauważa, że on sam też jest teraz szczęśliwszy.

Na dole zgromadzili się wszyscy jego przyjaciele. Jest już praktycznie lato, dni stają się dłuższe i cieplejsze, zaś noce krótsze, a wiatr zmienia swoje uderzenia zimna w delikatne, pełne pyłków bryzy. Dzisiaj będą bawić się pod złotym zachodem słońca, a Jeno zatańczy z Jaeminem, gdy ukaże się księżyc i razem stworzą jedno z tych licealnych wspomnień, których nigdy nie zapomni. Jest tego pewien. Już czuje oczekiwanie, niespokojną radość i miliony motylków, które każdego dnia wzmaga w nim Na.

We Can Be Braver | Nomin [TŁUMACZENIE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz