Wiał lekki, ciepły wiatr. Nie mogłem się spodziewać, że te przyjemne promienie słoneczne zwiastują burzę.
Burzę w moim sercu.
***
Kończyłem wiązać bandaże wokół swojego brzucha. Że też zmiana opatrunku wypadła przed naszym spotkaniem, kiedy tak zależało mi na czasie.
Dzwoniłem do Kanon kilka dni wcześniej, jeszcze podczas swojego pobytu w szpitalu. Rozmowa z nią wcale nie poprawiła mi humoru. Dziewczyna była wyraźnie przygnębiona, mówiła tylko tyle, ile musiała, rozłączyła się nagle, bez pożegnania. Przez to w mojej głowie panował tylko większy mętlik.
Kiedy skończyłem zmieniać bandaże, wstałem z łóżka i powoli skierowałem się do wyjścia. Lekarz niby kazał mi leżeć przez najbliższy tydzień, ale obecna sytuacja wymagała wyjątku. Tym bardziej że czułem się już lepiej i odzyskałem siły.
Wychodząc z domu, zamknąłem drzwi i skierowałem się w stronę mieszkania Kanon. Wypisano ją już ze szpitala, lecz mimo to nie mogła się jeszcze samodzielnie poruszać. Jej obrażenia były zbyt poważne. Noga złamana w dwóch miejscach. Pełno mniejszych lub większych krwotoków wewnętrznych plus rany zewnętrzne. Otarcia, siniaki, nacięcia skóry i tym podobne.
Dochodziło południe, czyli na miejscu powinienem być na czas. Z nieznanych powodów w gardle czułem rosnącą gulę, a moje dłonie nadmiernie się pociły. Jakiś głosik z tyłu głowy podpowiadał mi, że to, co usłyszę od dziewczyny, w ogóle mi się nie spodoba. Starałem się go zagłuszyć z całych sił, nucąc sobie po cichu ulubione piosenki albo myśląc o szkole. Jednak żaden z tych sposobów nie był na tyle skuteczny, abym przestał o tym myśleć.
W końcu dotarłem. Już z daleka mogłem dostrzec Kanon przed wejściem do jej bloku oraz stojącego obok niej jej brata. Dziewczyna oczywiście siedziała na wózku. Ten widok w pewien sposób uderzył we mnie, bo dawał mi jasno do zrozumienia, że jej stan nie jest najlepszy.
Podszedłem do wspomnianej dwójki, ale nie było mnie stać na uśmiech. Na mojej twarzy dostrzec można było jedynie standardową pustkę. Stała się ona moją codziennością przez ostatnie lata, ale dzięki Asakurze ostatnimi czasy udało mi się od niej częściowo uwolnić. Teraz jednak znów powróciła.
Shuzo na mój widok podszedł do mnie szybko tak, abyśmy stali poza zasięgiem słuchu Kanon.
– Postaraj się wrócić z nią do dwóch godzin, bo musi potem wziąć leki, a poza tym – położył mi dłoń na ramieniu – dziękuję za wszystko. – I odszedł bez słowa pożegnania.
Czyżby już wszyscy znali prawdę, tylko ja byłem traktowany drugorzędnie? Te wszystkie markotne twarze sprawiały, że w moim sercu rosła coraz większa desperacja. Potrząsnąłem głową. Musiałem się ogarnąć. W końcu przyszedłem tu po to, by wszystkiego się w końcu dowiedzieć i... By wreszcie powiedzieć Kanon, co tkwi w moim sercu.
– Cześć – powiedziałem, posyłając jej blady uśmiech.
– Cześć – odwzajemniła go.
Wyglądała w tej chwili tak biednie. Podkrążone oczy, całe ciało w bandażach, siedząca na wózku. Mimo to w moim sercu pojawił się promyczek szczęścia. Wreszcie mogłem ją zobaczyć od tak długiego czasu. Bezpieczną i mimo że mocno poturbowaną to żywą. Ile wcześniej się martwiłem, stresowałem tym, czy jeszcze przyjdzie się nam spotkać, a teraz miałem ją na wyciągnięcie ręki. Zalała mnie fala ulgi.
Mimo to atmosfera wokół niej dość mocno się różniła. To nie była już ta sama dziewczyna. Zbuntowana, roześmiana, gotowa poświęcić wszystko dla bliskich. Jednak nie mogłem się temu dziwić. Kto by się nie zmienił po tak traumatycznych przeżyciach? Stała się cichsza. Definitywnie zbyt cicha. Wcześniej przez te pół minuty, jakie już z nią spędziłem, zasypałaby mnie mnóstwem informacji, gdy obecnie zdążyliśmy się wymienić zaledwie słowami przywitania.
![](https://img.wattpad.com/cover/155845023-288-k279761.jpg)
CZYTASZ
Niemoralna | Todoroki Shoto
FanfictionWe współczesnym świecie nie każdy ma jakąś indywidualność i właśnie takie osoby mają najtrudniej. To nie znaczy, jednak że nie mogą sobie w nim poradzić. Chodzącym dowodem jest tutaj Kanon - zwykła dziewczyna, która nie miała szczęścia i los nie pod...