Zarzuciłam sobie szybko duży plecak na ramię i wykrzykując ostatnie słowa pożegnania w stronę półprzytomnych rodziców, wyszłam z mieszkania. Jak zwykle wszystko wskazywało na to, że się spóźnię. Niewiele brakowało do godziny ósmej, a przede mną było jakieś piętnaście minut drogi. No cóż, miałam nadzieję, że Rin nie potraktuje tego jako porzucenia przeze mnie naszych planów. Normalnie bym się o to nie martwiła, ale po ostatnich wydarzeniach nachodziły mnie pewne wątpliwości.
Postanowiłam, że z Todorokim spotkamy się na przystanku o dziewiątej. Wolałam najpierw zapoznać swojego przyjaciela ze zmianami, jakie zaszły, bo głupia nie zrobiłam tego wcześniej.
Szłam chodnikiem, pomiędzy niezbyt wysokimi budynkami, co jakiś czas patrząc w górę i przyglądając się czerwonemu niebu oraz blaknącym już gwiazdą. Mimo że wstawanie wcześnie rano było moim odwiecznym wrogiem, to mogłam zignorować ten fakt w zamian za taką atmosferę. Samochody mijały mnie bardzo rzadko i praktycznie nigdzie nie widziałam żywej duszy. W witrynach sklepowych dopiero zapalało się światło, a sprzedawcy z kubkiem (zapewne) kawy w ręce siadali przy kasie, czekając na pierwszych klientów.
W takich momentach czułam, że życie w dużym mieście nie jest dla mnie. Uwielbiałam spokój i ciszę, momenty, w których bez konsekwencji mogłam olewać cały świat. Dlatego też tak bardzo zależało mi na tym wyjeździe.
Stadnina mieściła się w martwym punkcie. W najbliższym miasteczku było się zawsze po półgodzinnym spacerze lub dwudziestu minutach kłusu na koniu. O wiele bliżej natomiast było stamtąd do jeziora, bo tylko piętnaście minut pieszo.
Po jakimś czasie znalazłam się na właściwej ulicy. Gdy skręciłam w prawo na jednym ze skrzyżowań, w moje oczy od razu rzucił mi się mój przyjaciel. Stał przed piekarnią ze spuszczoną głową i ewidentnie był mocno zamyślony. Mimo że nie widzieliśmy się przez kilka dni – co zdarzało nam się naprawdę rzadko – mogłam z łatwością się domyślić, co go męczyło.
Zanim ruszyłam dalej, ogarnęłam się szybko wzrokiem, jakby niepewna tego, czy jestem gotowa. Moja biało-czarna bluza, spod której wystawał jakiś stary T-shirt, idealnie współgrała z wytartymi, ciemnymi jeansami. Właściwie, tylko włosy mogły budzić we mnie wątpliwości. Nie miałam czasu się nimi zająć, więc w biegu spięłam je byle jak w kucyka. Spodziewałam się, że od mojej głowy odstawało w tamtej chwili wiele niesfornych włosów. Były też bandaże, które w tamtej chwili były zakryte przez ubrania, ale szczerze powiedziawszy, podobały mi się one. Czułam się dzięki nim w pewnym stopniu oryginalniejsza i pewniejsza siebie.
Wzięłam jeszcze głęboki wdech, aby ogarnąć swoje myśli, po czym ruszyłam. Z każdą chwilą coraz bardziej przyśpieszałam tempa, aż ostatecznie wpadłam w ramiona zdezorientowanego tą sytuacją chłopaka.
– Cześć – szepnął niepewnie, a ja bez słowa, jeszcze mocniej wtuliłam się w jego bluzę. – Ja... Prze...
– Idiota – prychnęłam niby obojętnie, zanim zdążył dokończyć. Nie chciałam, żeby jego sumienie cały czas go prześladowało i to w dodatku za nic. – To ja powinnam cię przeprosić – stwierdziłam – działałam zbyt pochopnie i rzeczywiście, gdyby nie odrobina szczęścia, coś mogłoby mi się stać. – Odkleiłam się w końcu od niego i rzuciłam mu wesołe spojrzenie, aby się rozchmurzył.
– Idiotka – powtórzył po mnie i uśmiechnął się szeroko.
Staliśmy jeszcze chwilę w ciszy, napawając się swoją obecnością, po czym postanowiliśmy wejść w końcu do piekarni. Pewnie trwałoby to trochę dłużej, gdyby nie burczenie w brzuchu. Nie jadłam śniadania, przez co byłam strasznie głodna.
Bez słowa zaczęliśmy z Rinem przyglądać się różnorakim wypiekom, by móc wybrać te najlepsze. Ostatecznie wzięłam dla siebie ciepłe jeszcze drożdżówki z dżemem oraz bułeczki cynamonowe.
CZYTASZ
Niemoralna | Todoroki Shoto
FanficWe współczesnym świecie nie każdy ma jakąś indywidualność i właśnie takie osoby mają najtrudniej. To nie znaczy, jednak że nie mogą sobie w nim poradzić. Chodzącym dowodem jest tutaj Kanon - zwykła dziewczyna, która nie miała szczęścia i los nie pod...