Przeszłaś chyba przez całą kwaterę, a po żołnierzach ani śladu. Dla pewności obeszłaś cały obiekt jeszcze raz. To na nic.
W końcu, gdy miałaś już się poddać, zobaczyłaś trójkę dzieci pasujących do opisu łysego kadeta. Natychmiast do nich podbiegłaś, by w końcu móc ich powitać.
- Czegoś potrzebujesz? - Kobieta w szaliku dokładnie ci się przyjrzała i przestraszyła się widząc odznakę na mundurze - Znaczy... pani kapitan. Przepraszam. - Niemal natychmiast się poprawiła i nieco wyprostowała sylwetkę.
- Chciałam was tylko osobiście przywitać. Nie mieliśmy okazji się wcześniej poznać, byłam... Bardzo zajęta. - Powiedziałaś to co musiałaś i nastała cisza. Ten niezręczny typ ciszy, podczas której głosisz się co mogłabyś jeszcze powiedzieć, żeby ją przerwać.
- Dziękujemy za fatygę. - Powiedzieli prawie w tym samym czasie. - Proszę pani! - Po przemyśleniu zawołał cię szatyn. - We wspólnym pokoju dla kadetów będzie dzisiaj jakaś impreza... Wiem, że nie powinniśmy o tym mówić komuś wyższemu rangą ale może chciałaby pani przyjść? - Nie brakuje mu pewności siebie. To chyba dobrze. O ile nie posiada jej aż nadmiar. Chciałaś nie spoufalać się z kadetami. W końcu i tak zginą. Ale z drugiej strony nie chcesz wyjść na sztywną panią kapitan już pierwszego dnia. Jeszcze ich do siebie zrazisz
- A mogę kogoś ze sobą zabrać? - Wysiliłaś się na przesłodzony ton głosu.
- Jasne! Ile osób pani chce. - Rozpromienił się blondyn. Ma przyjemny uśmiech.
- Zobaczę co da się zrobić - Kiwnęłaś głową i ruszyłaś w swoją stronę zastanawiając się jak delikatnie przekazać Levi'owi, że dziś wieczorem idzie na imprezę. To prawie jak randka. Taka trochę za mało romantyczna.
Gwałtownie się zatrzymałaś. Przecież on cię zabije! Zdesperowana próbowałaś coś wymyślić. On nigdy się nie zgodzi. Sama też nie zamierzasz pójść. Hanji? Ona pewnie przyjdzie i bez zaproszenia.
W końcu postanowiłaś iść na żywioł i wmówić mu coś podczas najbliższej rozmowy. Moje istnieje cień szansy, że ma dobry humor i się nad tobą zlituje.
***
- Etto... Levi? - Na twój głos, brunet zatrzymał się i obrócił głowę w twoją stronę.
- Coś nie tak? - Przymrużył oczy, najwyraźniej próbując cię rozgryźć. Nie dasz się tak łatwo. Nie po to tyle lat ćwiczyłaś różne reakcje i zachowania, nie masz szans, dzidzio. Uśmiechnęłaś się na myśl o przechytrzeniu Ackermanna
- Idziesz dzisiaj na imprezę powitalną ze mną. Zanim coś powiesz... Nie masz wyboru, zmuszę cię. Nie mów, że masz pokój do posprzątania, treningu też nie masz. - Machałaś mu palcem centralnie przed nosem, a wzrok Levi'a cały czas za nim podążał. Zmrużyłaś oczy, zdziwiona faktem, że tak szybko ci poszło.
- Nie ma sprawy, pójdę.
- Naprawdę?! - Ucieszyłaś się i nie czekając na nic, pobiegłaś wzdłuż korytarza, by wybrać strój na dzisiejszy wieczór.
- Nie.
Gwałtownie stanęłaś w miejscu, odwracając się w stronę bruneta. No jasne. To nie mogłoby być takie proste.
- Jak to... Nie? - Przybrałaś smutny wyraz twarzy, ten który ćwiczyłaś najrzadziej. Mimo to, nieźle ci wyszedł.
- Oj, [Twoje imię], nie błaznuj. Wiem, że udajesz, kruszynko. - Ackermann teatralnie przewrócił oczami. Skubani, dobry jest.
- Cholera.
Wpadłaś na ryzykowny plan. Ryzykowny dla jednego z nowych kadetów i jego reputacji u niskiego bruneta.
Bez wyjaśnień wybiegłaś z pomieszczenia, a twój smutek całkowicie zniknął. Biegłaś holem śmiejąc się pod nosem.
- Jaeger! Podejdź na chwilę! To bardzo ważne! - Wolałaś jedzącego kanapkę szatyna. Chłopak spiął się na dźwięk swojego imienia, ale zaraz zdał sobie sprawę, że to tylko ty. Chyba będziesz musiała go potem trochę nastraszyć, żeby się ciebie chociaż odrobinę bał. Znaczy szanował, oczywiście.
- O, pani kapitan. Dzień dobry. - Nieświadomy zadania które go czeka, uśmiechnął się przyjaźnie.
Zatrzymałaś się dysząc ciężko przez ponowne poszukiwania wiążące się z ciągłym ruchem. Młodzieniec dał ci chwilę żeby zabrać oddech.
- Pamiętasz jak mówiłam ci o osobie którą mam przyprowadzić? - Czekałaś na potwierdzenie, które przyszło w postaci kiwnięcia głową. - Musisz mi pomóc go tam zabrać. Skurwysyn się zapiera rękami i nogami!
- W jaki sposób mam być przydatny w tej sytuacji? - Eren niepewnie ci się przyjrzał. Mimo to, był rozbawiony samą ideą wzięcia kogoś siłą na imprezę.
- Zazdrość. Cholerny z niego zazdrośnik.
- Ale prze pani, Mikasa mnie zabije. - Eren był trochę niepewny. Boi się tej dziewczyny?
- Levi też. Podejmujesz się? Nie musisz robić nic szczególnego. Wystarczy, że po mnie przyjdziesz. - Przemieściłaś palec na klatkę piersiową Erena i lekko go pchnęłaś, by go sprowokować. Dalej utrzymywałaś na twarzy triumfujący uśmiech.
- No... Dobra. - Wymruczał niepewnie. Chce wyrobić sobie u ciebie dobrą opinię? Ha! I tak dam mu popalić na treningach.
- No! Mały ale wariat! - żartobliwie uderzyłaś Jaegera pięścią w bark. Byłaś zadowolona z tego, że Twój plan może wypalić.
CZYTASZ
Kobaltowe Włosy... Czy Jakoś Tak (Levi X Reader)
Fanfiction💙🖤Mmm... Levi x Reader. Wiem, że chcesz zajrzeć... No kliknij c: Tak, tego kwiatu jest pół światu, ale nie zaszkodzi jeszcze jeden przeczytany ff, mam rację? 💙🖤💙🖤💙🖤💙🖤💙🖤💙🖤💙🖤