14

5K 332 143
                                    

Na szybko i byle jak założyłaś mundur i zapięłaś paski. Z rozmachem otworzyłaś drzwi wybiegając na korytarz.

- Już jestem! - Krzyknęłaś łapiąc się klamki, żeby przypadkiem nie pobiec za daleko.

- Jak ty to ubrałaś? Przecież mogłem poczekać. - Levi pochylił się, żeby przesunąć parę pasków, niektóre zacisnął mocniej, parę rozluźnił i już po paru minutach wyglądałaś jak człowiek.

- Dzięki.

Ackermann ruchem ręki nakazał ci abyś za nim poszła. Po tradycyjnym siłowaniu się z drzwiami, w końcu uderzył cię znajomy dźwięk rozmów i śmiechów. Jak co ranka, Hanji zaprosiła cię do stolika. Uderzyło cię to, że nie było już przy nim Isabel i Farlana którzy zawsze pilnowali by atmosfera nie była nazbyt poważna.

- Idziesz? - Spytałaś karła widząc jak wpatruje się w dwa puste miejsca.

- Tak, chodź.

Usiedliście zwyczajowo, naprzeciw siebie. Zdziwiło cię, że nawet Hanji przyglądała się ze smutkiem w drewniane krzesła. Zaczęłaś się zastanawiać, czy przypadkiem coś jest z tobą nie tak, skoro każdy dookoła przeżywa żałobę a ty jedyna pozostajesz niewzruszona.

- Hej, Hanji. Dziś pierwszy trening ze mną, cieszysz się? - Uśmiechnęłaś się złośliwie.

- Nawet nie wiesz jak. Ten karzeł - wskazała palcem na Levi'a - Ma więcej energii niż ja i robi zbyt trudne treningi, mam zakwasy! - Narzekała brunetka.

*Levi*

Prawda uderzyła mnie tak mocno i tak nagle, że ledwo utrzymałem się na nogach, a raczej nie spadłem z krzesła. Uświadomiłem sobie, dlaczego ta nieporadna duszyczka dostała tak ważną rolę w wojsku. Nie chodzi tu o sumienność w co do niedawna wierzyłem, ani umiejętności które w jej przypadku nie są warte stanowiska kapitana.

Jakby to nie zabrzmiało to chodzi o jej bezduszność. Każdy normalny żołnierz nie byłby w stanie funkcjonować widząc śmierć bliskiej osoby, ale nie ona. [Twoje imię] jest w stanie walczyć jak gdyby nigdy nic. Nawet widząc krew bliskich.

Nie zauważyłem gdy przez natłok myśli zacząłem gapić się na zaciśniętą w garści łyżeczkę.

- Wszystko w porządku? - [Twoje Imię] uniosła brew patrząc mi pytająco w oczy.

Pokiwałem głową. Odruchowo, z nerwów poprawiłem żabot i jak najszybciej skończyłem jeść.

*[Twoje Imię]*

Co go ugryzło? Był jakiś przestraszony. Do tego szybko wyszedł z jadalni. To do niego nie pasuje, Levi jest zazwyczaj spokojny i się nie śpieszy.

W końcu przyjęłaś, że cierpi z powodu straty i poszłaś w ślady czarnowłosego wychodząc z jadalni.

Spokojnym krokiem przemierzałaś hol główny, w końcu masz jeszcze sporo czasu.

Westchnęłaś. Tak bardzo chciałaś wrócić do swoich obowiązków a teraz czujesz, że przez tę parę dni przyzwyczaiłaś się do względnie spokojnego życia. Mało tego, nie było ono takie złe. Całkiem dobrze się bawiłaś odkrywając nowe książki i rysując dziwne, zniekształcone postacie, wyobrażając sobie, że ożywają i biegają po pokoju.

Zaśmiałaś się na to wspomnienie.

W końcu dotarłaś na plac główny.
Stała na nim garstka żołnierzy, w tym może dwóch z twojego oddziału.

Usiadłaś na sporym kamieniu wystającym z piachu i zaczęłaś czekanie. Ach, jak to miło wrócić do pracy - Pomyślałaś z sarkazmem.

Po piętnastu minutach reszta grupy w końcu raczyła się zjawić.

- Zacznę od tego, że przez jakiś czas treningi będą prostsze. Ten mały syn szatana was wykończył, co? - Żołnierze odetchnęli z ulgą. - Co nie zmienia faktu, że macie w tej chwili wykonać dziesięć okrążeń dookoła budynku, do roboty! - Uśmiechnęłaś się triumfalnie gdy już i tak zmęczeni kadeci zaczęli biec wznosząc piach.

Kobaltowe Włosy... Czy Jakoś Tak (Levi X Reader)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz