22

4.4K 276 35
                                    

- Ewidentnie nie radzisz sobie ze stresem. - Zauważył Levi z przekąsem.

- Dobrze, że ty jesteś oazą spokoju. - przewróciłaś oczami. Poza tym zawsze uchodziłaś za raczej spokojną osobę. To Ackermann ma jakieś wysokie standardy.

Levi ułożył dłonie po dwóch stronach twojej głowy, opierając je o kamienny mur. Cofnęłaś się instynktownie, wpadając na ścianę.

- Już jest po śniadaniu. - Specjalnie spojrzał w twoje oczy, tylko po to byś znów się zarumieniła. Robi to na złość? Nie chcąc czekać, po prostu zrobiłaś pół kroku do przodu by móc złączyć wasze usta. Dłonie karzełka natychmiast przeniosły się ze ściany  na twoje biodra. Za to ty nic ze swoimi nie zrobiłaś. Nie wiedziałaś jak masz się zachować więc pozwoliłaś im swobodnie zwisać wzdłuż ciała. Tak jak chciałaś, po tym Levi pozwolił ci pójść dalej.

***

- Koniec! - Wypowiedziane przez ciebie słowo zabrzmiało w uszach kadetów niczym śpiew najładniej upierzonego ptaka jakiego było im dane zobaczyć.

Odprowadziłaś żołnierzy wzrokiem, aż zniknęli za drzwiami kwatery. Zaczyna się robić coraz cieplej więc pędem pognałaś do pokoju by przebrać się w jasnobrązową, prostą sukienkę do kolan i w tym samym tempie wybiegłaś z zamku kierując się na oddaloną o jakieś dwa kilometry polanę na której za młodu bawiłaś się z siostrą. Dawno nie wspominałaś. Szczerze mówiąc, nie byłaś tam odkąd trafiłaś do korpusu.

Będąc już daleko, zorientowałaś się, że nie przebrałaś butów. Wyglądałaś co najmniej dziwnie w zgrabnej sukience i wojskowych, masywnych butach. Do głowy przyszedł ci dziwny pomysł. Schyliłaś się, ściągnęłaś buty po czym sprawnie weszłaś wysoko na drzewo żeby je tam zostawić. Wrócisz po nie w drodze powrotnej. Tam nikt ich nie powinien znaleźć. Zaśmiałaś się ze swojej własnej głupoty. Dotykając bosymi stopami zielonej trawy  przypomniało ci się dzieciństwo. Z Całą nigdy nie ubierałyście butów. Ruszyłaś wolnym krokiem przed siebie przypominając sobie zabawy z siostrą i bezlitosne wykorzystywanie w nich babci. Znów zaśmiałaś się pod nosem na wspomnienie babki łapczywie łapiącej powietrze, ale jednak dalej biegającej za dwiema pełnymi energii, podobnymi do siebie sześciolatkami.

Nieco przyspieszyłaś kroku, by dobiec tam gdzie od początku się kierowałaś.

Zapamiętałaś też mamę opowiadającą wam baśnie w które obie z Carą wierzyłyście i byłyście pewne istnienia ukrytych zamków czy pięknych  smoków na których grzbietach można latać godzinami.

Zaczęłaś biec szybciej.

Zaczął się las. To już niedaleko. Biegłaś uśmiechając się, co rusz po drodze muskając opuszkami palców kory mijanych drzew. Niektóre cię raniły.

Zatrzymałaś się oślepiona przez światło słoneczne. Patrzyłaś jak zahipnotyzowana na duży, bezleśny obszar z wiekowym dębem po środku.  Nieświadomie uśmiechnęłaś się zanim zaczęłaś biec dalej w jego stronę.

Usiadłaś na trawie opierając się o pień dębu. Powoli wyprostowałaś nogi patrząc na palce u swoich - w tej  chwili umorusanych - stóp. Głowę zadarłaś wysoko ku górze, by zobaczyć duże, jasnozielone liście drzewa które pamiętasz prawie od sadzonki. Coś odbiło promienie słoneczne, to przykuło twoją uwagę.
Bez wahania wspięłaś się po pniu drzewa i usiadłaś okrakiem na grubej gałęzi, chwytając za rzemyk z przywiązanym na końcu fioletowym, świecącym kamykiem.

Aż oczy ci się zaszkliły, nie wierzyłaś w swoje szczęście. Zgubiłaś go podczas jednej z zabaw, kiedy weszłaś na drzewo i nie mogłaś z niego zejść. Po długich przekonywaniach Cary, zeskoczyłaś. Pech chciał, że wisiorek zahaczył się o jakąś część dębu i pod wpływem ciężaru po prostu zerwał ci się z szyi. Bałaś się po niego wrócić.

Nie czekając ani chwili - po prostu przełożyłaś brązowy rzemyk przez głowę umieszczając przedmiot na miejscu w którym powinien się znajdować już od dawna.

_________________________________

Cześć!
Dzisiaj trochę więcej wspomnień głównej bohaterki ^^

Kobaltowe Włosy... Czy Jakoś Tak (Levi X Reader)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz