Ja powalę Ciebie, czy ty powalisz mnie?

2.8K 159 147
                                    

Staraliśmy się przejść normalnie do treningu, jakby nic wcześniej się nie stało. Nie było to może zbyt trudne dla kaprala, za to dla mnie był to nie lada wyczyn. Po raz kolejny przeklęłam moją przesadną emocjonalność, która potrafiła tak łatwo przejąć kontrolę nad moimi ruchami. Niestety, musiałam wreszcie wziąć się w garść i skupić się na zadaniu. A było nim powalenie Leviego w walce wręcz. Nie czytajcie tego zdania jeszcze raz, dobrze widzicie. Niby jak miałam tego dokonać? Odebranie mu cholernej manierki graniczyło z cudem, a teraz nagle oczekiwał ode mnie, że zdołam go pokonać w pojedynku na same pięści, bez ostrzy? Z walącym jak młot sercem przystąpiłam do ataku, tylko po to, aby prędko zostać złapana za ramię, po czym przewrócona tyłem na glebę.

- Coś czułam, że tak to się skończy. - syknęłam pod nosem, podnosząc się z ziemi z przeciągłym jękiem bólu. Moje plecy paliły od upadku, jakbym przewróciła się wprost na zaostrzony sztylet. Albo takie dziwne łóżko z kolcami. Czy mogłam zamienić dzisiejsze ćwiczenie na odsiadkę w żelaznej dziewicy? Z obu tych opcji, to byłoby nieco mniej bolesne. 

- Z takim nastawieniem na pewno.  - brunet podał mi rękę, stawiając mnie do pionu jednym mocnym pociągnięciem - Poza tym... Jęki możesz zachować na nieco później.

 Jego ostatnie zdanie tak mnie speszyło i skołowało, że nim się obejrzałam, ponownie zostałam rzucona o grunt. Ocierając piach z twarzy, podniosłam się z poczuciem porażki i spojrzałam na pewnego siebie Ackermana, patrzącego na mnie z góry. Musiałam ponownie przeanalizować sytuację, by znaleźć najlepsze rozwiązanie. Jego poprzednia wypowiedź, pomimo tego, że właśnie doprowadziła do mojego ponownego spotkania z ziemią, dała mi sporo do myślenia. Bardzo możliwe, że próbował mnie zdezorientować, abym nie mogła zareagować w porę na jego ruchy. Świetnie wykorzystał sytuację, nie ma co. Ale nie mogę się mu dać tak łatwo... A gdyby tak zawalczyć jego własną bronią?

- Walczysz, czy rozmyślasz, Korinna? Nie mamy całego dnia, zaraz będzie śniadanie. - zakrzyknął ciemnowłosy, z irytacją zerkając na zegarek. Westchnęłam zdenerwowana, jednak prędko przypomniałam sobie, że nie mogę dać się sprowokować. Zaatakowałam go, starając się unieruchomić jego nadgarstki i powalić go ciosem w kolano. Niestety, zdarzyło się coś, czego się kompletnie nie spodziewałam. Mężczyzna uniósł ręce wyżej, a że dalej trzymałam przeguby jego dłoni, mógł z łatwością mnie podnieść i rzucić mnie do tyłu, przyciskając mnie do ziemi. Warknęłam, wierzgając się pod jego ciężarem. Tylko... Czy ja naprawdę chciałam się uwolnić?.. Oddychałam ciężko, powoli się rozluźniając. Miałam ochotę się podda...

- Nie! - krzyknęłam, na powrót szarpiąc się z dowódcą. Na jego twarzy wymalował się wyraz tryumfu. Zmrużyłam powieki. Teraz był czas, aby zastosować jego taktykę.

- Jeśli chciał się pan znaleźć na górze, trzeba było powiedzieć wprost. Plac treningowy to chyba nie najlepsze na to miejsce, czyż nie? - odparłam, przegryzając zalotnie wargę. Brunet zastygł w miejscu jak zaczarowany, rozluźniając mięśnie. Jego źrenice rozszerzyły się tak bardzo, iż nie byłam w stanie dostrzec już tęczówek. Stracił czujność. To był dobry moment. Używając całej swojej siły, przewróciłam go na bok i tym razem to na przygwoździłam go do gruntu. Brunet spojrzał na mnie i uniósł kącik warg do góry.

- No, no. Tego się nie spodziewałem. - odparł, świdrując wzrokiem moją sylwetkę, która jakimś cudem górowała nad jego osobą, całkowicie odwracając zwykły bieg wydarzeń - Myślałem, że zajmie nam to kilka tygodni, o ile nie miesięcy, a ty podeszłaś mnie już przy pierwszej próbie. Nieźle, mała.

Uszczęśliwiona jak gwizdek, zeszłam z niego z bananem na twarzy, ledwo powstrzymując się przed skakaniem z radości. Udało mi się! Zrobiłam to! A na dodatek dostałam pochwałę od tego wiecznie niezadowolonego, marudnego, surowego kaprala! Jego ostatnie słowa w dalszym ciągu odbijały się echem w moich uszach, jakby mój mózg nie mógł całkowicie pojąć ich znaczenia. Powtarzałam je w głowie, a im dłużej o nich myślałam, tym szybciej biło mi serce. Każda część mojego ciała pulsowała z ekscytacji, a błogie ciepło rozsadzało mnie od środka. Czułam się silna, nawet pomimo tego, iż w zasadzie moje zwycięstwo zagwarantował mi mój spryt. Zdałam sobie sprawę, że te dwie rzeczy osobno mogą być potężne, lecz gdybym ćwiczyła je obie naraz... Ciekawe, ile mogłabym osiągnąć?..

Ta myśl mnie zmotywowała. Stanęłam na baczność przed otrzepującym się z kurzu przełożonym i patrzyłam na niego wyczekująco, nie mogąc opanować szerokiego uśmiechu na mordzie. Widząc moje rozradowanie, przewrócił oczami i podszedł do mnie, stając obok oraz trzymając moje przedramię, by przyciągnąć mnie nieco bliżej. Przełknęłam nerwowo ślinę, czekając z niecierpliwością na dalszy rozwój wydarzeń.

- Przyjdź do mnie wieczorem, Arquette. Zasłużyłaś na nagrodę. - mruknął delikatnie zachrypionym głosem, wprost do mojego ucha.Przeszły mnie takie ciarki, że praktycznie podskoczyłam w miejscu na dźwięk jego niskiego głosu tak blisko mnie. Lecz gdy tylko moje ciało samoistnie zareagowało na ten przemiły dźwięk, dłoń bruneta mocniej zacisnęła się na moim ramieniu. Zagryzłam dolną wargę, starając się nie wydać żadnego prowokującego odgłosu, co w tamtej chwili graniczyło z cudem.

- D-do gabinetu? - zapytałam, przeklinając siebie w myślach za zająknięcie się. Odpowiedział mi rozbawiony, cichy śmieszek z jego strony. Miękkie wargi mężczyzny przez ułamek sekundy musnęły płatek mojego ucha, a ciepły oddech łaskotał całą tę okolicę. Mimowolnie przechyliłam głowę w jego stronę, rozkoszując się tym uczuciem, do momentu, aż w końcu z jego ust nie padły słowa:

- Nie, do sypialni.

Don't you dare die ~ Levi Ackerman x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz