Cały dzień chodziłam niczym zwierze na polowaniu, ukrywając się ze strachu przed myśliwym. Problem tkwił w tym, iż myśliwy znał mnie zbyt dobrze, bym w jakikolwiek sposób zdołała go zgubić. Nie. On wiedział, że czuję się winna i wiem, co mnie za to spotka. Jego złość zamieniła się teraz w chęć zemsty, którą póki co wdrażał w formie oskarżycielskiego spojrzenia oraz wycisku na treningu, który był wysoce ponad moje siły. Czułam się jak kot, którego jakiś wredny dzieciak męczył psikawką na wodę. Tylko nieco bardziej boleśnie. A nawet nie nadszedł jeszcze czas na prawdziwą karę...
- Szybciej, Arquette, bo nie dostaniesz dzisiaj kolacji! Masz trzy minuty, żeby dokończyć te dwa kółka! - krzyczał brunet, tonem, jakby nic się wcześniej nie wydarzyło. Chyba to było najgorsze. Trochę jakby kumulował swoje emocje, by móc dać im upust później. Mentalnie wrzasnęłam ze złości i pomimo skrajnego wyczerpania, zmusiłam się do podkręcenia tępa. Z ledwością wyrobiłam się w wyznaczonym czasie, co i tak graniczyło z cudem. Niezadowolenie na twarzy kaprala wskazywało, że nie bardzo radowała go ta sytuacja. Widząc jego wkurzoną minę (w każdym razie bardziej wkurzoną, niż zazwyczaj) coś w środku mnie pękło, jątrząc się boleśnie po całej klatce piersiowej. Chociaż on nie postąpił najlepiej i dalej odczuwałam smutek, iż nie mogę jechać na wyprawę, to nie powinnam była od razu wybuchać i tak pochopnie go oceniać.
- Tsk. Masz szczęście. Za dziesięć minut jest kolacja, masz ubrać tę czerwoną sukienkę. Od razu jak zjesz, idziesz prosto do mojego gabinetu, rozumiemy się? - burknął, patrząc na mnie z wyższością. Po raz kolejny dzisiejszego dnia przełknęłam ślinę ze zdenerwowania. Znacie to okropne uczucie w żołądku, kiedy wiecie, że macie tak przesrane, że moglibyście taplać się w tym gównie po uszy? To właśnie ono towarzyszyło mi którąś już z kolei godzinę i nasilało się z każdym słowem, które Ackerman wypowiadał w moją stronę.
- Tak jest, sir. - wydukałam, spuszczając wzrok. W oczach poczułam łzy, które ze wszystkich sił starałam się powstrzymać. Szlag niech weźmie tę moją uczuciowość. Przez nią nigdy nie będzie ze mnie dobrego żołnierza. Levi odszedł stanowczym, rytmicznym krokiem, głośno stukając butami o grunt z każdym stąpnięciem. Mojej żałości przydawał jeszcze fakt, że nie zmierzwił moich włosów, jak to miał w zwyczaju. Chyba nigdy wcześniej aż tak go nie wpieniłam, by tego nie zrobił.
Udałam się na kolację, nieco zażenowana z powodu stroju, który kapral nakazał mi włożyć. Uprzednio tylko on mnie w nim widział, a już to było dla mnie zawstydzające. Gdy miałam zamiar usiąść obok dziewczyn i wyjaśnić im całą tę pokręconą sytuację, usłyszałam surowy, nieco przyciszony głos tuż obok mojego ucha:
- A ty dokąd, Arquette? Dzisiaj siedzisz obok mnie.
Zamrugałam zdezorientowana, lecz nim zdążyłam jakoś zaprotestować, zostałam pociągnięta za rękę do stolika dowództwa. Momentalnie zaczęłam panikować w obawie, iż teraz nasza relacja jest aż nazbyt widoczna, ale Levi wydawał się tym nie przejmować. Miał kamienną, nieco mroczną twarz, która zniechęcała wszystkich zgromadzonych do jakichkolwiek plotek. Ja natomiast mogłam dostrzec jeszcze, że jego oczy zaszły jakby mgłą, co wyraźnie znaczyło, że komuś dzisiaj nieźle się oberwie...
I tym kimś jestem ja.
Zajęłam miejsce koło bruneta, niezręcznie wiercąc się na krześle. Wzięłam łyk herbaty i natychmiast sparzyłam sobie język. Jęknęłam z bólu, zakrywając usta dłonią. Zawsze nienawidziłam gorących napojów, więc Levi wiele lat temu wystarał się, aby moja herbata i kawa były zawsze letnie. Ten układ trwał już tak długo, że przez myśl mi nie przeszło, iżby mógł go zasabotować. Obróciłam głowę w jego stronę. Przez ułamek sekundy mignął mi jego zadowolony, mściwy uśmieszek.
CZYTASZ
Don't you dare die ~ Levi Ackerman x OC
FanfictionJakim cudem tak niezdarna i zakręcona kadetka przeszła szkolenie i stanęła w szeregach Korpusu Zwiadowców? Nikt nie jest tego do końca pewien, oprócz jednej osoby... Ale to, czy uda jej się tam przetrwać, może okazać się prawdziwym wyzwaniem, kiedy...