O czekoladzie, kokardce i kilku niedopowiedzeniach

2.5K 131 93
                                    

O poranku obudziły mnie niemiłosierne promienie słońca wdzierające się przez powłokę moich powiek, które jak na mój gust były o wiele za cienkie, skoro pozwalały światłu przedostać się do moich oczu. Po co w takim razie w ogóle były, jeśli nie spełniały swojej roli? Ugh, jeszcze dzień się dobrze nie zaczął, a ja już zaczynałam marudzić. To będzie jakiś koszmar. Zrzuciłam z siebie kołdrę na podłogę i zdenerwowana podeszłam do okna, by zasłonić zasłony. Nie spodziewałam się jednak tego, co ujrzę za szybą. A może raczej, kogo.

- Pan kapral?! - krzyknęłam półgłosem, otworzywszy okno. Brunet bez słowa zszedł z parapetu, na którym siedział i wgramolił się do środka, otrzepując się z wiszącego rano w powietrzu kurzu. Moje brwi wydawały się już permanentnie zmarszczone, a mieszanka podirytowania oraz zdziwienia akompaniowała im na mojej twarzy.

Dalej nie odzywając się ani słowem, zostałam nagle opleciona ramionami ciemnowłosego, które przyciskały mnie blisko niego, otulając mnie swoim ciepłem. Poczułam się natychmiast bardziej zrelaksowana i rozluźniona. Zupełnie inaczej, niż zwykle, kiedy czułam na sobie jego dotyk. Ten po prostu był inny. Był przepełniony uczuciami oraz emocjami, które skumulowane, znajdowały ujście we wzajemnym obejmowaniu się. Przyłożyłam obie dłonie do jego torsu, ostrożnie gładząc go palcami przez koszulę. Staliśmy tak kilka minut, nim kapral wreszcie zdecydował się odezwać:

- Wszystkiego najlepszego, dwudziestoletni smarku.


Trening tego dnia szedł mi bardzo mozolnie i nie robiłam większych postępów. Jednak mimo to, brunet nie krzyczał na mnie ani mnie nie karał, co wzbudzało moje podejrzenia. Normalnie za tak mierne wyniki musiałabym już uprzątnąć stajnie, pozmywać wszystkie talerze po posiłkach, obrać ziemniaki i zapewne jeszcze poukładać książki w gabinecie w kolejności alfabetycznej. A nie powiedział nic. Nawet nie narzekał. Milczał jak grób, dając swojej irytacji upust w okazjonalnych westchnięciach lub przewracaniu oczami. Niby były to moje urodziny, więc pewnie starał się być miły, lecz to było strasznie dziwne w jego wykonaniu. Chyba już wolałam, kiedy bił mnie po łbie, przynajmniej chciało mi się cokolwiek robić. W tej sytuacji mogłabym się równie dobrze położyć na ziemi i leżeć tak do obiadu. Właśnie, pora obiadowa...

- Koniec na dzisiaj, Korinna. I tak za wiele zrobić nam się nie uda. - odrzekł, starając się brzmieć tak mało sarkastycznie, jak mógł. Nie wyszło mu to, ale przynajmniej próbował - Idź się przebierz i za pół godziny bądź w moim gabinecie.

Pokiwałam głową, po czym pomknęłam do siebie. Nie miałam ochoty za bardzo się stroić, więc zwyczajnie założyłam czystą, jasnoniebieską koszulę oraz brązową spódnicę. Związawszy włosy w niedbały kucyk, założyłam na nogi czarne pantofelki i zaczęłam kierować się w stronę biura Ackermana. Po drodze spotkałam dziewczyny, zmierzające do kantyny na obiad. Spytały się mnie, czy też idę, lecz odparłam, że mam jeszcze coś do załatwienia. Po przyjacielskim pożegnaniu, kontynuowałam swoją wędrówkę, dziękując w głowie niebiosom, że nikt inny nie wie, jaki dzisiaj dzień. W korpusie treningowym nikogo za bardzo nie obchodziłam, więc nikt nawet nie pytał. A Sasha, Mikasa, Ymir oraz Christa na szczęście jeszcze nie zadały tego pytania i mam nadzieję, że nie zadają. Wystarczy mi to, iż Levi zna datę moich urodzin. Już z nim mam z tego tytułu problemy.

Dotarłszy do upragnionych drzwi, zapukałam, czekając na sygnał do wejścia. Zamiast tego jednak drzwi otworzyły się naprędce, wciągając mnie do środka w pośpiechu. Otworzyłam usta, by krzyknąć z zaskoczenia, lecz zostały one zamknięte przez te należące do mężczyzny, który wciągnął mnie zręcznie do środka. Przyparta do ściany i nieco zszokowana, zacisnęłam powieki, niezręcznie oddając pocałunek. Dobiegł mnie dźwięk przekręcanego w zamku klucza, po czym poczułam ręce bruneta na mojej talii, przyciągając tę część bliżej siebie. Wargi miał lekko spierzchnięte, lecz wcale mi to nie przeszkadzało. I tak uwielbiałam ich lekko słodki smak. Mój przyspieszony oddech odbijał się od skóry jego policzka. Oblizałam delikatnie jego usta i nim nasze języki zdążyły się złączyć, Levi przerwał pocałunek, przyciskając swoje czoło do mojego. Oboje oddychaliśmy ustami w jednym rytmie, łapiąc każdą cząstkę powietrza w pobliżu. Spojrzałam mu w oczy. Były przymknięte, lecz nadal nie zamknięte.

Don't you dare die ~ Levi Ackerman x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz