W każdym związku zachodzą kłótnie

2.2K 102 63
                                    

Minęło kilka dni, przepełnionych głównie treningami oraz okazjonalnym flirtem z przełożonym. Bez tego by się ABSOLUTNIE nie obyło. W tym krótkim czasie zdążyłam tak naprawdę zrozumieć, jak bardzo zdążyłam uzależnić się od tego mężczyzny, lecz nie byłam w stanie zmusić się, by bać się tego zjawiska. Strach byłby chyba najzdrowszą reakcją w tym przypadku, ale nie byłabym w końcu Korinną Arquette, gdybym tak po prostu uczyniła to, co wydaje się najbardziej racjonalne, prawda? Nie, ta laska musi pchać się we wszystko, co związane z niebezpieczeństwem. Tak jest najciekawiej. Nie żałowałam zatem ani jednej z chwil spędzonych z kapralem, za każdym razem czerpiąc garściami to tajemnicze uczucie, które powodowało u mnie zawroty głowy, przyspieszone bicie serca i skurcze brzucha, a ja i tak postrzegałam je jako pozytywne. Już to tu kiedyś mówiłam, ale się powtórzę: Miłość to choroba. Nieuleczalna w dodatku.

Wreszcie nadeszła jesień. Całkiem mnie to uradowało, ponieważ miałam już dość wysokich temperatur i słońca, którego promienie raziły mnie nieprzyjemnie już od kilku miesięcy, podbudowując stale moją wewnętrzną frustrację. Zdecydowanie wolałam tę lekką wilgoć w powietrzu, niebo przepełnione chmurami oraz nutkę tajemnicy zawieszoną w warstwach unoszącej się mgły. To były dla mnie optymalne warunki atmosferyczne, wobec czego miałam także doskonały humor. Niestety, tyko ja. Reszta kamratów oraz całe dowództwo chodziło jakieś przygnębione, zgaszone, bez chęci do życia. Od samego rana za wszelką cenę starałam się ich rozweselić, lecz moje próby zawsze kończyły się niepowodzeniem. Już miałam dać sobie z tym spokój, gdy niespodziewanie, jak spod ziemi, wyrosła nagle przede mną Hanji.

- Pani pułkownik! - krzyknęłam z entuzjazmem, machając do niej ręką - Jak się miewają badania?

- Dobrze. - odparła monotonnym głosem, co od razu wskazywało na oczywistą ironię jej słów. Zasmuciło mnie to trochę, ponieważ moje starania, aby być życzliwą nie odniosły żądanego skutku. Poza tym, strasznie dziwnym zjawiskiem było oglądanie brunetki w takim stanie. Jej wyczerpana, beznamiętna mina kompletnie nie przypominała tej zazwyczaj pogodnej i energicznej kobiety, z którą tak niedawno się zaznajomiłam. Niemożliwe, żeby nadejście jesieni mogło ją tak przygnębić... A może chodziło o coś zupełnie innego?

- Czy coś się stało z generałem Smithem? - zapytałam ostrożnie, badając jej reakcję. W końcu nie miała wcześniej bladego pojęcia, iż wiem o wszystkim. Jej twarz przybrała dokładnie taki wyraz, jak przypuszczałam. Oczy jej stały się wielkości spodków od filiżanek, a szczęka opadła bezwiednie, pozwalając wnętrzu jej jamy ustnej wietrzyć się jak pranie na lince.

- Skąd... Co... Znaczy, ymm... No, ten... Nie? - jąkała się, unikając uparcie mojego wzroku. Zachichotałam pod nosem na jej zakłopotaną reakcję, choć dobrze wiedziałam, że w podobnych sytuacjach wyglądałam idiotycznie. Ta świadomość w sumie rozbawiała mnie jeszcze bardziej. Chyba każdy z nas ma czasem moment, w którym postępuje jak skretyniały idiota. Mi się to po prostu zdarzało nieco częściej, niż innym.

- Pani zna mój sekret, ja znam pani. Bawimy się dalej w udawanie, że nie wiemy o co chodzi, czy porozmawiamy jak dorośli? - odparłam stanowczo, zakładając ręce na piersi i mierząc ją surowym wzrokiem. Matko, tyle czasu spędzam z Levim, że zaczynam przyjmować jego typową postawę à la "wkurwiony kapral". Sama nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Raczej pół na pół.

- Zgoda. - westchnęła bezradnie kobieta - Ale nie tu. Chodźmy do mojego gabinetu.

Pokiwałam głową i podążyłam jej śladem w drodze do biura. Zdziwiło mnie to, że znajdowało się w zupełnie innym miejscu, niż to należące do Leviego. Mogłam zrozumieć, że gabinet Erwina znajdował się spory kawał dalej, gdyż to w końcu generał, lecz nie widziałam sensu w tym, aby każde z miejsc pracy przełożonych było odseparowane. Zastanawiałam się, dlaczego ktoś je tak rozplanował, aż do momentu, gdy drzwi od pomieszczenia nie zamknęły się za mną, zostawiając w pokoju tylko mnie i Hanji.

- Skąd wiesz? - zapytała natychmiast, tonem jak na przesłuchaniu. W tej sytuacji przestałam już się dziwić jej poważnemu zachowaniu.

- Widziałam was z w lesie. - odparłam, stojąc w miejscu, podczas gdy brunetka zasiadła za biurkiem.

- Ach tak. Więc to byłaś ty. Nawet mi teraz ulżyło. - zażartowała, wyraźnie już się rozluźniając - Gdyby to był Levi, problem byłby większy. Skoro ty masz haka na mnie, a ja na Ciebie, chyba możemy sobie zaufać, prawda, Kori?

- Tak myślę, pani pułkownik. - odparłam, opierając się bokiem o ścianę i krzyżując ramiona - Nie ma pani zatem jeszcze jakiejś przemilczanej sprawy?

- Nie odpuścisz, co? - westchnęła z gorzkim uśmiechem - Tak, coś się stało. Szykuje się kolejna wyprawa, a Erwin postanowił sporządzić listę osób, które tym razem nie pojadą. Kiedy zobaczyłam na niej swoje nazwisko, zrobiłam mu awanturę i wyszłam.

- Chwila, co? To on ma prawo coś takiego zrobić?! - krzyknęłam z niedowierzaniem, stając jak słup soli.

- Nie wiem, czy ma, ale i tak to zrobił. - odrzekła beznamiętnie, odwracając się bokiem i wlepiając zrezygnowany wzrok w okno - Też powinnaś na nią zerknąć. Możliwe, że Levi również w nią ingerował.

Zlał mnie zimny pot. Wybiegłam jak oparzona z biura i udałam się do gabinetu Ackermana. Otworzyłam drzwi bez pukania i wtargnęłam do środka, robiąc niezwykle teatralne wejście smoka. Ciemnowłosy siedział na krześle i tylko uniósł nieznacznie głowę, by spojrzeć na mnie znad papierów. Teraz byłam już pewna, że maczał palce w tej liście. Wyglądał, jakby się tego spodziewał. Moja wściekłość była już nie do opanowania.

- Nie masz mi nic do powiedzenia, Levi? - wycedziłam przez zęby z sarkazmem, opierając się dłońmi o skraj blatu - Może na przykład o jakimś spisie osób, które nie mogą jechać na ekspedycję, hmm? Takie hipotetyczne pytanko.

- Wydaję mi się, że wszystko już wiesz, skoro tu jesteś. - odpowiedział z przekąsem, wstając zza biurka.

- Cóż, nie wiem na przykład, dlaczego to zrobiliście! - wybuchłam, uderzając pięściami w stół, który zatrząsł się, zrzucając przy tym kilka kartek - Bo nie jesteśmy wystarczająco dobre? Czy może z sentymentu? Nie, czekaj, wiem! Stare, dobre "facet powinien chronić swoją kobietę", czyż nie?!

- A co, jeśli tak?! - wrzasnął niespodziewanie, a w jego oczach pojawiły się iskierki wściekłości, ukazujące ogień, który trawił go wewnątrz. Zatkało mnie kompletnie, moja facjata ze zdenerwowanej zmieniła się w zszokowaną - Co jeśli nie chcę, żeby cokolwiek Ci się stało?! Co jeśli właśnie kombinuję, jak przekonać górę, abym mógł Cię poślubić?! Takie to okropne, że chcę się Tobą opiekować, że aż musisz wchodzić tu nieproszona i się na mnie wydzierać?!

Przez chwilę staliśmy w milczeniu, a nasze serca biły jak oszalałe. Jego - z gniewu, moje - z przerażenia. Dotarło do mnie, iż dałam się ponieść emocjom, nawet nie pomyślawszy, jak on się czuje. To ja tu nie miałam racji. To ja tu byłam winna. Szkoda, że zrozumiałam to dopiero po fakcie.

- Levi, ja... Prze-

- Precz mi z oczu, Arquette. - przerwał mi surowo, odwracając się do mnie plecami - Wieczorem zgłoś się po karę.

Z trudem przełknęłam głośno ślinę, po czym odeszłam sromotnie, ze spuszczoną głową.


Hejka słoneczka!

Taki trochę "rozdział zapchajdziura" wyszedł, ale cóż... W następnym obiecuję nieco więcej akcji ;) Niedawno napisałam też drugie opowiadanie o Levim, do którego przeczytania serdecznie zachęcam. Jak zwykle chętnie przyjmę wszelką krytykę oraz opinię i widzimy się w następnym rozdziale.

Au revoir!

Don't you dare die ~ Levi Ackerman x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz