To przez pomyłkę...

3K 171 133
                                    

Kolejny dzień - kolejna szansa, by spróbować zabłysnąć. Szkoda tylko, że z niej nie skorzystałam. Zamiast tego już podczas pierwszej musztry potknęłam się o kamień i przewróciłam na osobę przede mną, wywołując kolizję całego rzędu. Wyglądało to dosyć śmiesznie, niczym obalające się domino. Na moje nieszczęście, generała Smitha niezbyt to ubawiło.

- Arquette! Co ty wyrabiasz?! - wrzasnął, niemal doprowadzając moje uszy do krwawienia. Nie był jednak to dźwięk tak głośny, jak krzyki Shadisa w korpusie treningowym. To piekielne wycie zmarłego by obudziło.

- P-przepraszam, to był wypadek... Ja tylko... - usiłowałam się tłumaczyć, robiąc niewinną minkę, lecz blondyn ani trochę tego nie kupował. Moje zdolności aktorskie musiały chyba ostatnio ulegnąć osłabieniu.

- Taki wypadek to może się przytrafić dziecku w przedszkolu, a nie tobie. - zakpił ze mnie dowódca, wywołując nikłe śmiechy u kilku innych żołnierzy, którzy natychmiast zamilkli, gdy posłał im karcące spojrzenie - Musisz dostać w końcu nauczkę, by zwracać uwagę na to, co dzieje się dookoła Ciebie, bo zginiesz przy pierwszej okazji. Podobno takie sytuacje zdarzały Ci się w przeszłości nader często, ale tutaj to niedopuszczalne.

Przełknęłam ślinę w momencie, gdy generał złapał mnie za ramię i zaczął gdzieś prowadzić. Z początku myślałam, iż da mi za karę jakieś ciężkie ćwiczenia, lecz kierowaliśmy się w stronę siedziby. Uniosłam brew i spojrzałam na niego. Nic nie mówił, tylko patrzył przed siebie i otworzył drzwi do kamiennego budynku. Przyszło mi wtedy do głowy, że może każe mi zmywać naczynia lub coś w tym stylu, ale i to okazało się błędnym założeniem. Szliśmy prężnym krokiem po schodach, facjata blondyna niezmiennie surowa. Gdy weszliśmy na drugie piętro, dopiero zrozumiałam, gdzie tak naprawdę idziemy. I nie spodobało mi się to.

- Nie.. Nie, nie, nie, nie! - zapierałam się nogami, ale silniejszy mężczyzna wrzucił mnie do pokoju. Do tego samego, w którym niedawno spotkało mnie dosyć upokarzające doświadczenie. Gabinet kaprala.

Upadłam na kolana, popierając się rękoma, by nie wylądować na ryju. Z wahaniem podniosłam wzrok. Od dołu Ackerman wyglądał jeszcze bardziej przerażająco niż zazwyczaj. Jest może jakiś skuteczny sposób, aby zapaść się pod ziemię? Bardzo by mi się wtedy przydał. Brunet przewrócił oczami i westchnął, wstając zza biurka. Oparł ciężar ciała na dłoniach, które trzymał na blacie i spojrzał na generała.

- Co jest, Erwin? Łamaga znowu coś przeskrobała? Chyba powinienem się już przyzwyczaić. - odparł, przymrużając oczy przy ostatnim zdaniu i obrzucając mnie rozczarowanym wzrokiem. Spuściłam głowę ze wstydu, klęcząc na podłodze, czując jak serce podchodzi mi do gardła. Mieliśmy umowę, że nie będę się narażać przełożonym, a ja mimo to sprowadzam na siebie kłopoty. Bałam się okropnie, jaką karę dla mnie wymyśli. Ten człowiek był w końcu zdolny do wszystkiego.

- Brak jej dyscypliny podczas musztry, przewróciła cały rząd i wprowadziła niepotrzebny chaos wśród oddziału. Z początku sam chciałem ją ukarać, lecz pomyślałem, że skoro ty za nią odpowiadasz, wolałbyś zrobić to osobiście. - odezwał się generał Smith z pewną nutką rozbawienia w głosie. Przez chwilę łudziłam się, iż może nie będzie tak źle. Nadzieja matką głupich.

- Zajmę się nią jak trzeba, bez obaw. - gdy tylko te słowa opuściły jego usta, miałam ochotę zwymiotować ze stresu - Gdyby jeszcze coś nabroiła, to zawsze skieruj ją do mnie. Dam jej porządną lekcję.

Moje oczy zrobiły się wielkie, tętno przyspieszyło tak bardzo, że odbijało się echem w moich uszach, a moje ciało przeszły nieprzyjemne dreszcze, które powodowały u mnie nieznaczne drgawki. Generał kiwnął głową i odwrócił się, by wyjść. Przez moment miałam ochotę rzucić się na podłogę i błagać go, by został, ale to pewnie tylko pogorszyłoby moją sytuację. Drzwi zamknęły się ze spokojnym kliknięciem i zapadła głęboka cisza, która denerwowała mnie jeszcze bardziej. Czekałam jak na skazanie. Co się teraz stanie? Każe mi znowu sprzątać w jakiś upokarzający sposób? Nakrzyczy na mnie, aż mi w pięty pójdzie? Nakopie mi za to, że dalej jestem taka niezdarna? Podszedł do mnie i stanął tak blisko, że końce jego butów stykały się z moimi kolanami. Zamknęłam oczy, nie ważąc się podnieść wzroku i na próżno starając się uspokoić mój niespokojny oddech. Niech to się prędko skończy...

- A więc powinęła Ci się nóżka, tak? Taki mały wypadek.. - po tonie jego głosu wnioskowałam, że mam totalnie przechlapane - Biedna dziewczynka ma problem chodzić jak człowiek?

- P-panie kapralu, ja mogę wyja... - starałam się obronić, nieśmiało się jąkając i trzęsąc jak galareta, jednak brunet przerwał mi i kucnął, by spojrzeć mi w twarz.

- Szszszsz... - uciszył mnie jak małe dziecko i przycisnął palec wskazujący do moich warg. Zamrugałam, z trudem przełykając ślinę w zupełnie wyschniętym z nerwów gardle - Powiem to raz, żebyś dobrze zrozumiała i zapamiętała, jasne? Te twoje urocze pomyłeczki, potknięcia i wpadki możesz popełniać przy mnie, ale przed innymi masz uważać na każdy krok, który robisz. Nie, nie każdy krok. Każdy ruch. Każdy oddech. Zwłaszcza, jeśli obserwują Cię twoi zwierzchnicy.

Przytaknęłam głową, myśląc, że to już koniec. Kapral zamilkł na moment, ale w dalszym ciągu nie odsunął się nawet kawałek. Ja natomiast byłam zbyt przerażona, by chociażby mrugnąć. Czemu aż tak się bałam? Przecież zwykle nie miałam żadnych oporów, by rzucić mu ciętą ripostą lub dowalić sarkazmem, więc dlaczego teraz mój język był zawiązany na supeł? Chyba, że to wcale nie był strach...

- I co ja mam teraz z tobą zrobić, Arquette? - westchnął po niewczasie, nachylając się do mojego ucha - Jak powinienem Cię ukarać, hmm? Jakieś pomysły?

Przeszedł mnie okropny dreszcz, który sprawił, że zatrzęsłam się jak osika. Nie pomogło mi też to, że brunet ujął mój podbródek, zmuszając mnie, abym na niego spojrzała.

- N.. Nie wiem, s-sir... - wydukałam, cudem zdolna do wykrztuszenia czegokolwiek. Kącik jego ust uniósł się do góry w subtelnym rozbawieniu, a krótki, ciepły wydech wylądował wprost na mojej twarzy. Chwilę później Levi wstał i powrócił na swój fotel za biurkiem, dzięki czemu ja mogłam odetchnąć z ulgą. Właśnie to mnie zdziwiło. Dalej miałam niebywałe kłopoty, ale moje ciało nie reagowało już tak dziwnie, kiedy dowódca się oddalił. Była to rzecz, która od tego momentu bardzo mnie zastanawiała.

- Nie wiesz... - powtórzył, kładąc wyciągnięte nogi na blacie i zakładając jedną na drugą - Czyli sam mam ją wymyślić, tak? A ja brałem Cię za nieco bardziej kreatywną osobę. Swoją drogą, co się teraz stało z tym twoim charakterkiem, hmm? Zawsze pierwsza, aby pyskować, a teraz co? Zatkało Cię, smarku?

- Tak, sir... - wyszeptałam, zaciskając pięści. Paznokcie zaczęły wbijać mi się w skórę, ale miałam to teraz w nosie. Pierwszy raz czułam się przed nim tak nieswoja i bezradna.

- Przyjdź wieczorem, żeby odbyć karę. Do tego czasu wymyślę coś adekwatnego. - odparł, machając na mnie ręką, na znak, że mam wstać - Tymczasem wracaj na ćwiczenia i się zachowuj, żebym nie musiał Cię tu oglądać zbyt często.

Pokiwałam głową i wyszłam z pokoju szybciej, niż kapral zdążył mrugnąć. Pobiegłam najprędzej jak mogłam do swojego pokoju i walnęłam się na łóżko, kuląc się na nim w pozycji embrionalnej. Cały czas trzęsłam się z dreszczy, a mój oddech był szybszy oraz bardziej nieregularny, niż po jakimkolwiek treningu. Co się ze mną dzieje?.. Kiedy w końcu się uspokoiłam, poszłam do łazienki i podeszłam do lustra. Moja twarz była mniej więcej tak czerwona, jak spaghetti z naszej stołówki. Obmyłam ją wodą, lecz nic się nie zmieniło. Wtedy serce podskoczyło mi bardziej, niż chwilę temu w gabinecie, bo zdałam sobie sprawę, co tak naprawdę było ze mną nie tak. Mam drgawki, jestem zdenerwowana, skacze mi puls, a mimo tego nie czuję przy nim strachu, tylko... Zdenerwowanie? Ekscytację? Cholera właściwie wie co... Czy to możliwe, że ja...

- Zakochałam się w kapralu?.. - mruknęłam sama do siebie, przerażona tą jakże mroczną prawdą. Chyba już wolałabym się go bać.

Don't you dare die ~ Levi Ackerman x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz