A gdyby tak rzucić to wszystko i wyjechać za mury?

1.7K 77 20
                                    

Podróż zajęła nam ponad półtora dnia. Była ona męcząca, ale nasza wspólna determinacja pchała nas do przodu. Gorzej było z motywacją naszych koni, które co jakiś czas potrzebowały odpoczynku. Najśmieszniejsze podczas wyprawy były reakcje przechodniów na Leviego, czasem również i na mnie. Jestem pewna, że plotki rozniosą się po miastach z zawrotną prędkością. Lecz skoro i tak mamy się pobrać, to stwierdziliśmy, że niech sobie gadają. Nam to zwisa i powiewa.

Dojechaliśmy po południu dnia następnego. Lekki śnieżek prószył z nieba, osiadając na dachach ślicznie zdobionych domów zamożniejszych mieszczan. Pierwszy raz miałam okazję widzieć kamienice z płaskorzeźbami oraz ludzi odzianych w szaty tak dostojne i kolorowe, iż dosłownie opadała mi szczęka. Tyle lat mogłam patrzeć tylko na pijaków, żebraków lub poczciwców, którzy ledwo wiążą koniec z końcem (jak z resztą robiłam to ja). Tak odmienny widok spowodował u mnie ogromny szok, ale i zachwyt. Chciałabym kiedyś, aby wszyscy mogli żyć w ten sposób, uśmiechnięci, bez większych trosk, w całkowitym dostatku. Mimo, że było to marzenie ściętej głowy, to chciałabym, aby w przyszłości było więcej ludzi z podobną ambicją, aby stała się ona choć trochę bardziej możliwa.

Główna kwatera dowodzenia przypominała stylem architektonicznym tę naszą, lecz była znacznie większa i w lepszym stanie, prawdopodobnie przez większą ilość prac renowacyjnych. Z sercem walącym jak młot, poszłam za pewnie kroczącym Levim, który skierował nas wprost do biura, gdzie przykazawszy mi, abym zaczekała na jednym ze stojących pod ścianą krzeseł, zaczął załatwiać sprawę otrzymania zgody. Urzędniczka siedząca za biurkiem zobowiązała się powiadomić generałów, którzy osobiście chcieli się z nami rozmówić. Zaczynało mnie to trochę niepokoić. Po co mieliby z nami rozmawiać? Jestem pewna, że wielu żołnierzy przychodzi tu po identyczny wniosek, dlaczego więc w tym przypadku mieliby zwoływać radę? Mój instynkt szalał. Coś tu ewidentnie śmierdziało.

- Nie podoba mi się to, Leviś. - szepnęłam nerwowo, biorąc go pod ramię, kiedy usiadł koło mnie.

- Mnie trochę też. - mruknął, rozglądając się po pomieszczeniu - Zaczynam martwić się, czy to nie podpucha i nie daliśmy się zapędzić w kozi róg.

- Nie kracz. Tylko pogorszysz sprawę. - upomniałam go, opierając głowę na jego ramieniu, zupełnie zignorowawszy fangirlującą za swoim stanowiskiem urzędniczkę. Plotki naprawdę rozchodzą się między ludźmi z prędkością światła. Przerażające. 

Oboje siedzieliśmy na krzesłach przy dużym, podłużnym stole w kształcie prostokąta, razem ze wszystkimi generałami. Jedynym, którego brakowało był Erwin, lecz domyśliliśmy się, że było to spowodowane jego zażyłością z Levim. Tym bardziej nie czuliśmy się tam bezpiecznie. Serce waliło mi jak oszalałe, a ogromna presja zgniatała mnie z każdym uważnym spojrzeniem dowódców. Dosłownie wszystkie oczy zwrócone były na nas, analizując każdy nasz ruch, nawet najmniejsze kaszlnięcie. Chciałam ścisnąć dłoń Ackermana, lecz zbytnio bałam się w tamtej chwili poruszyć.

- Skoro wszyscy już się zebrali, to możemy w końcu zacząć? Po co nas tu w ogóle wezwaliście? - warknął Levi, skacząc wzrokiem po oficerach z wyraźną irytacją. Powoli zaczynał tracić cierpliwość i wyglądał, jakby zaraz miał bezlitośnie zagryźć króregoś z nich.

- Spokojnie, kapralu Ackerman. Sprawa jest nieco poważniejsza, niż panu się wydaje, głównie ze względu na pańskie umiejętności. - zaczął jeden z dowódców, którego za cholerę nie rozpoznawałam. Brunet za to widocznie wręcz przeciwinie.

- Słucham? - oburzył się, podnosząc się nieco na krześle. Wyciągnęłam dłoń w stronę jego nadgarstka, by nieco go uspokoić - A co to ma w ogóle do rzeczy?!

Don't you dare die ~ Levi Ackerman x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz