Za dużo emocji, za mało słów, by je opisać

1.7K 88 12
                                    

Wreszcie nadszedł ten dzień, kiedy cały oddział, z małymi wyjątkami, jechał na ekspedycję poza mury. Tymi, którzy zostali w kwaterze byłam ja, Levi, Hanji, Eren, Mikasa i Armin. Ten wybór wydawał mi się nieco wątpliwy oraz niespotykany, ale nie chciałam zadawać kolejnych głupich pytań i wskrzeszać tego starego konfliktu. Kolejne kłótnie i, co gorsza, kary mi niepotrzebne. Zanim wszyscy wyruszyli na swoich koniach, pożegnałam się z Sashą, Ymir oraz Christą, życząc im powodzenia. W duchu jednak czułam, jak zbiera mi się na wymioty na samą myśl, że mogą z niej nie wrócić. Uporczywie naciągałam rękawy na dłonie, by ukryć ich przerażone drżenie. Spojrzałam na Leviego, który wymieniał jeszcze kilka zdań z generałem. Chyba nareszcie zrozumiałam, jak czuł się, kiedy układali tę beznadziejną listę... Bał się, że ja też mogę już nie wrócić. 

- Wszystko w porządku, mała? - zapytał, podchodząc do mnie, gdy nasi towarzysze przekroczyli już bramy ośrodka. Wlepiałam mój pusty wzrok w piaszczystą ziemię, czując jak moje ciało pokrywa gęsia skórka. Nie byłam jednak pewna, czy powodował ją zimny wiatr, czy przytłaczjące uczucie strachu i troski o przyjaciół. Przeniosłam mój wzrok na niego i pokiwawszy przecząco głową, przytuliłam go tak mocno, jak potrafiłam. Wydawało mi się, że rozumiał, o czym myślę, ponieważ zaczął uspokajając głaskać moje włosy, pozwalając mi po cichu wypłakać się w jego ramię. 


Kwatera wydawała się teraz taka pusta. Zabawne jak nieobecność ludzi, którzy czasem wolałabym, aby sobie gdzieś zniknęli, zaczęła mi doskwierać. Pusta kantyna, puste korytarze, pusty plac... Z rezygnacją usiadłam na schodach prowadzących do mojego baraku. Teraz mieszkałam w nim tylko ja i Mikasa. Chociaż to dobre, że jedna z dziewczyn została. Jednak, gdy próbowałam wypytać Leviego lub Hanji o uzasadnienie tego doboru listy, zbywali mnie, mówiąc, że to ściśle tajne i nie wolno im nic powiedzieć. Nie miałam więc pojęcia, co tak naprawdę wyrabia się w żadnej ze sfer mojego życia. Jak cudownie. Zawsze marzyłam, aby krążyć po świecie, nie rozumiejąc na nim absolutnie nic. Z tym kłująco pustym uczuciem w sercu rozłożyłam się jak długa na drewnianych schodach, wpatrując się w zachmurzone niebo. Usłyszałam dźwięk ciężkich butów obijających się rytmicznie o podłoże, lecz nie zainteresowałam się nim do momentu, aż nie zaakompaniował mu głos bruneta:

- To, że masz dzień wolny, nie znaczy, że musisz się obijać, Arquette. - odparł, siadając koło mnie. Leniwie obróciłam głowę w jego stronę, spoglądając na niego spod lekko przymkniętych powiek.

- Czuję się trochę zagubiona w tym wszystkim. - wyznałam, odwracając wzrok z powrotem ku chmurom - Mam tyle pytań, a wszystkie odpowiedzi, które otrzymuję są tak szczątkowe, że nic z nich nie rozumiem. 

- Może dlatego, że za dużo byś chciała zrozumieć. - odpowiedział, kładąc się koło mnie - Nigdy nie będziesz w stanie znaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania. No i trudno. Wystarczy, że będziesz w stanie mądrze wykorzystać te informacje, które już posiadasz. Nie znaczy to, iż powinnaś przestać szukać i dowiadywać się nowych rzeczy... Ale skoro więcej nie jesteś w stanie pozyskać, to aż tak się tym nie przejmuj. 

Uśmiechnęłam się lekko, czując jak w moim gardle narasta ochota do płaczu. Po omacku znalazłam rękę Leviego, po czym ścisnęłam ją mocno. Nie byłam w stanie wytłumaczyć żadnymi słowami tego, co właśnie odczuwałam. Ale gdzieś głęboko wiedziałam, iż on to doskonale wie.

- A co jeśli ten brak odpowiedzi nie pozwala mi normalnie żyć? - wydukałam ledwo słyszalnie przez moje trzęsące się wargi. Zawstydziłam się na dźwięk mojego głosu, który był łamliwy i drżący, obnażający wszystkie miotające mną uczucia. Pierwsze kropelki deszczu zaczęły opadać na moją facjatę oraz włosy, ale mimo to się nie poruszyłam.

- Tytani też nam nie pozwalają normalnie żyć. Trzymający władzę nie pozwalają nam normalnie żyć. Nikt i nic nam nie pozwala normalnie żyć. - odparł, podnosząc siebie oraz mnie do pozycji siedzącej i okrywając mnie swoją kurtką. Jego kciuk z troską gładził wierzch mojej dłoni, kiedy chlipałam pod nosem, mieszając łzy z kropelkami deszczu - Twoje życie nie ma być normalne, Korinna. Ma być twoje. 

Wolną dłonią otarłam zaczerwienioną od płaczu oraz zimna twarz i naciągnęłam na siebie mocniej kurtkę bruneta. Deszcz zaczął lać się obficie, kryjąc moją coraz bardziej zalaną łzami facjatę. Nie płakałam już jednak ze smutku, a dlatego, że to, co tak długo trzymałam w środku, musiało się w końcu wydostać. Istne oberwanie chmury. 

- D.. dziękuję... - wydukałam, kiedy tylko udało mi się w miarę uspokoić, by być w stanie wykrztusić z siebie choć słowo. Wtuliłam się mocniej w bruneta, szukając ochrony przed późnojesiennym zimnem. 

- Za nic mi nie dziękuj, paskudo. - odrzekł, pocierając moje ramiona, bym nie zmarzła, choć on sam lekko się trząsł, a jego włosy przemokły do cna - Najlepszym, co możesz dla mnie zrobić, to dawać z siebie wszystko. 


Rano wstałam, obudzona kulkami gradu stukającymi bezlitośnie w szybę mojego okna. Zirytowana tym zjawiskiem, postanowiłam zebrać się wcześniej, jako, że i tak nie byłabym w stanie zasnąć w tych warunkach. Umyłam się, przebrałam w czysty mundur i związałam włosy w dwa warkoczyki ze względu na nadmiar czasu. Ubrałam na siebie również pelerynę, by nie zmoknąć po drodze do kwatery, po czym spacerowym krokiem poszłam do sypialni Ackermana. 

Zapukałam ostrożnie i uchyliłam drzwi, wchodząc przez wąską szparkę do środka. 

- Kto tam? - głos bruneta dobiegał z łazienki, razem z pluskiem wody, którą się mył.

- Korinna. - odparłam siadając na krawędzi biurka, czekając, aż mężczyzna skończy poranną toaletę. 

- Tak wcześnie? - zdziwił się i, jak sądziłam po odgłosie, wylał brudną wodę do ścieku.

- Jest straszny grad i nie mogłam spać. 

Levi wyszedł z pomieszczenia, zapinając spokojnie guziki od koszuli. Zarumieniłam się lekko na ten widok i starałam się skupić wzrok na jego biurku. Zauważyłam na nim gruby, nieco podstarzały, oprawiony w brązową skórę dziennik. 

- Co to? - zapytałam z ciekawością, nie chcąc dotykać jego rzeczy bez pozwolenia.

- Coś w rodzaju pamiętnika. - odparł beznamiętnie, wzruszając ramionami. Uśmiechnęłam się nieznacznie, pocierając opuszkami palców jego okładkę. 

- Przeczytasz mi kiedyś?

- Czemu nie? - zgodził się, dając mi krótkiego całusa w policzek - Ale najpierw musisz sobie na to zapracować. Dzisiaj trochę się... "pościgamy". Można tak powiedzieć. 

- Co to znaczy? - po nieco sadystycznym tonie jego wypowiedzi zaczęłam się niepokoić, czym był ów "wyścig". 

- Mówiłem Ci, że zadajesz za dużo pytań. Daj mi się ubrać i pójdziemy na plac, to się przekonasz. - zakomenderował.

- W tym gradzie?! - aż zeskoczyłam z biurka z oburzenia. 

- Tak jest zabawniej, czyż nie? - zaśmiał się, dopinając koszulę do końca i zakładając pasy. 

- Jesteś okrutny. - obruszyłam się, odwracając się do niego plecami. Levi jednak podszedł do mnie od tyłu, przyciskając mnie do siebie. Zachłysnęłam się powietrzem, nie spodziewając się takiego obrotu spraw, po czym niemal jęknęłam na całe gardło, gdy jego ciepłe wargi zderzyły się ze skórą na mojej szyi. 

- Tylko dla Ciebie, moja droga. 

Don't you dare die ~ Levi Ackerman x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz