Nie umiem w rozmowy o uczuciach...

2.6K 142 68
                                    

Do wieczora siedzieliśmy z kapralem nad stosami dokumentów, jak najdokładniej je wypełniając. W skrócie: głupiego robota, ale ktoś ją musi wykonać. Jednakże przez te parę godzin czułam się jakbym z powrotem była w czasach, gdy dopiero się poznaliśmy. Kiedy rozmawialiśmy na luzie, rzucaliśmy sobie niezobowiązujące żarciki (tak, ten surowy kapral i żarty - brzmi tak samo prawdziwie jak podania o jednorożcach, a jednak!) oraz siedzieliśmy w tej błogiej, nieskrępowanej ciszy, napawając się jedynie szelestem kartek i naszych własnych oddechów. Chciałabym powiedzieć, że uwinęliśmy się z tym szybko, ale niestety nie mogę. Tyle tego było, że ślęczeliśmy przy tym przeklętym biurku do około pierwszej w nocy. Wypełniwszy ostatni pliczek z mojej sterty, przeciągnęłam się mocno, zakrywając sobie usta dłonią, gdy ziewałam. Moja głowa była ciężka i senna, lecz kiedy patrzyłam na Ackermana, mój ból wydawał mi się niczym w porównaniu do jego przemęczenia. Oczy zawsze miał lekko podkrążone, ale teraz wyglądał już jakby ktoś mu nabił pod nimi śliwy. Zostały mu jeszcze cztery kartki. Łeb opadał mu z umęczenia, przez co wydawało się, jakby miał zaraz nim trzasnąć z hukiem o drewniany blat. Zmartwiona, wyciągnęłam rękę, aby wziąć od niego te ostatnie kartki, lecz zamiast tego dostałam po łapie za moje dobre chęci.

- Sam to wypełnię, idź już spać. - rozkazał, nie podnosząc na mnie wzroku. Jego głos zdążył nieco zachrypnąć, ponieważ ostatnia wymiana zdań pomiędzy nami padła dobre pół godziny temu, kiedy jeszcze nie byliśmy tak przytłoczeni późną porą. I pomimo, że nie pragnęłam w tej chwili niczego bardziej niż walnięcia się na łóżku, stanowczo odmówiłam, kręcąc głową.

- I tak nie zasnę, wiedząc, że pan potrzebuje tego snu o wiele bardziej. Za mało pan śpi. Wykończy się pan w końcu. - odrzekłam, usiłując zabrać mu kartki, lecz ponownie uderzył mnie karcąco w dłoń.

- Nie bądź głupia, Arquette. Jeszcze w przyszłości tak samo się napracujesz, gwarantuję Ci to. Korzystaj z przywilejów, póki możesz, bo długo mi tu nie pociągniesz. - pouczył mnie kapral, odkładając na bok kolejny uzupełniony dokument - I przestań wreszcie mówić mi na 'pan', kiedy jesteśmy sami. Albo zaczniesz używać mojego imienia, albo sprawię, że będziesz je krzyczeć. Co ty na to?

Zarumieniłam się wściekle, nerwowo bawiąc się palcami na kolanach. Chciałam śmiać się i trząść ze strachu jednocześnie, przez co nie jestem w stanie nawet zdecydować, czy było to miłe, bądź niemiłe odczucie. Chyba oba naraz.

- Siadaj. - odezwał się Levi, odsuwając się lekko od biurka i uderzając dłonią o swoje udo. Myślałam, że to jakiś żart. Że niby mam usiąść mu na kolanach? Jak to niby ma pomóc w zasypianiu, czy w ogóle w czymkolwiek związanym ze snem?

- To ja nie miałam iść spać? - uniosłam brew pytająco, mierząc go sceptycznym spojrzeniem. O mało nie pękł ze śmiechu na moją odpowiedź, co jeszcze bardziej mnie zszokowało.

- Patrzcie państwo, teraz to zachciało jej się iść spać? No chodź, skoro oboje nie zaśniemy, to chociaż nie siedź tak daleko, że nawet nie mogę się z tobą trochę podroczyć.

- A po cóż miałbyś się ze mną droczyć? - zachichotałam, powolnym krokiem idąc w jego stronę, jakbym zastanawiała się nad propozycją. Tylko, że to kapral Levi. On nie proponuje, on wydaje rozkazy.

- Odpowiedź powinna być oczywista. - burknął, pociągając mnie za ramię ku sobie i sadzając mnie przymusem na jednym z jego kolan. Mimowolnie uśmiechnęłam się, spływając jednocześnie czerwienią na całej twarzy. Czemu to, czego tak bardzo nie powinniśmy robić, sprawiało, że czułam się tak dobrze? Ostrożnie przyłożyłam obie dłonie do dołu jego szyi, po czym jechałam nimi w stronę pleców tak, że zaczynałam powoli coraz bardziej oplatywać go ramionami. Czułam, jak pod moim dotykiem jego skórę przechodził dreszcz, choć tak usilnie starał się go zamaskować. Zdałam sobie sprawę, że tak samo jak moje ciało głupiało przy nim, tak samo i jego przy mnie. Jedyną różnicą było to, że on był w stanie trzeźwo myśleć, podczas gdy ja zamieniałam się w potarganą emocjonalnie trzpiotkę. Ręce bruneta zacisnęły się dookoła mojej talii, trzymając mnie mocno, bym nie spadła. Nachyliłam się do jego ucha, wciągając ostrożnie zapach jego włosów. Pachniały różami. Zapewne używał jakiegoś różanego specyfiku do mycia. Lubię róże. Mówiłam mu to kiedyś. Może dlatego?.. Nie, nie bądź śmieszna, Korinna.

- Zostań tak, proszę. - odparł cicho mężczyzna, jadąc palcami jednej dłoni w górę moich pleców. Fala miliona przyjemnych ciarek sprawiła, że jeszcze bardziej nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam. Czy on powiedział 'proszę'?! Nie, to musiało być coś innego... Muszę? Noszę? Koszę? Nie, żadne z tych nie miałoby sensu. Tak, mam omamy. Zapachowe, dotykowe, słuchowe, pewnie nawet i wzrokowe. Wszystkie naraz. Tak, to na pewno to. Przecież ta sytuacja jest zbyt cudowna, by być prawdziwa. Ale nawet jeśli, to niech ta iluzja trwa w najlepsze.

Została ostatnia kartka do wypełnienia przez kaprala. Jedną ręką trzymał pióro, drugą jeździł po moich plecach, delikatne je głaszcząc. Ja otulałam ramionami jego szyję, opuszkami palców robiąc małe kółeczka na jego karku. Mój zrelaksowany już teraz oddech odbijał się od muszli jego ucha lądując z powrotem na mojej facjacie. Po niewczasie ciemnowłosy odłożył przyrząd do pisania i odwrócił twarz w moją stronę. Na moment zmarszczył brwi, jakby się zastanawiał, po czym wziął w dwa palce mój podbródek, lustrując dokładnie każdy milimetr mojego palącego bolesną czerwienią lica.

- Zawsze jesteś taka wygadana, wyszczekana... Pani mistrzyni ciętej riposty... A teraz co, Korinnuś? Wystarczy, że siedzisz sobie u mnie na kolankach, a już robisz się cała słodziutka i niewinniutka... Interesujące... Możesz mi to wyjaśnić? - odparł, uważnie poddając obserwacji moją reakcję. Przełknęłam ślinę, zjeżdżając palcami do jego żabotu, udając, iż go poprawiam.

- No bo... Ja... - wyjąkałam, starając się jak najszybciej wymyślić jakąś odpowiedź, która będzie dla mężczyzny satysfakcjonująca - Bo gdyby ktoś inny mnie tak widział... Ja bym czuła się z tym potwornie... Bałabym się... Ale przy panu...

- Ale co przy mnie? - ciągnął mnie za język brunet, wyraźnie chcąc wyłudzić ode mnie komplement oraz wyznanie miłości. Serce podskoczyło mi w klatce, jednocześnie rozpływając się nad słodyczą zaistniałej sytuacji. Miałam ochotę przycisnąć jego głowę tak blisko siebie, jak tylko było to możliwe, ale zdołałam się przed tym powstrzymać.

- Przy panu... Strach zamienia się w coś innego... - ostrożnie odsunęłam maleńki kosmyk jego włosów na bok tak, by odgrodzić drogę do jego ucha, po czym cichutko wyszeptałam do niego resztę zdania - W chęć bycia twoją, Levi.

- Arquette... Nie wiesz, w co się pakujesz, mała... - mruknął brunet, wpatrując się we mnie z poważną miną wymalowaną na twarzy. Zapadła między nami długa, nieznośna cisza, która była na tyle stresująca, że prawie dostałam ataku paniki. Miałam ochotę się poddać temu okropnemu uczuciu bycia przybitą do muru, lecz wiedziałam, że nie mogłam. Jestem żołnierzem. Więcej, jestem zwiadowcą. Zwiadowcą, który ma na tyle brawury, by wdać się w relację z najsilniejszym, a co za tym idzie najniebezpieczniejszym człowiekiem na świecie i jeszcze dziarsko brnąć w to dalej. Jak tak się nad tym zastanowiłam, mało osób miałoby do tego jaja. W moim przypadku to chyba czysty talent, od urodzenia umiem tylko wpadać w tarapaty. Czymże więc jest jeden problem więcej? To nawet trochę pociągające... Fakt, że musimy się kryć. Fakt, że gdyby nas przyłapano, konsekwencje nie byłyby błache. Zresztą, zagrożenie nie jest ważne, skoro mogę go uszczęśliwić... Sama ta myśl napawała mnie radością. Mogłam sprawić, że ta okrutna, bezlitosna rzeczywistość będzie dla niego lepsza, że wreszcie przestanie żyć samą walką... Za coś takiego warto ryzykować.

- Zdziwiłby się pan, kapralu Levi. - odparłam zdecydowanie, głaskając kciukiem jego żuchwę - Ja doskonale wiem w co się pakuję... Ale i tak to robię, odsuwając na bok zdrowy rozsądek.

- Jeszcze tego pożałujesz. - zaśmiał się mężczyzna, wyzywając mnie spojrzeniem do działania. Jego dłoń zaczęła swobodnie wędrować po moim udzie, wprawiając moje ciało w drżenie.

- Więc proszę sprawić, abym nie żałowała ani chwili...

Don't you dare die ~ Levi Ackerman x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz