Przyszedł wreszcie czas na trening. Przeklęty trening. Z ociąganiem zawlokłam swój tyłek na plac, na którym oczekiwał mnie już kochany pan kapral. Gdy przed nim stanęłam, niespodziewanie wyjął zza pazuchy drewniany mieczyk i rzucił go w moją stronę. Złapałam go w ostatniej chwili, kiedy już prawie miał spaść na ziemię. Zakleszczyłam go między łokciami a moim brzuchem, co musiało wyglądać niewymiernie żałośnie i niezdarnie. Widząc kolejny dowód na moją ofermowatość, Levi tylko pokręcił głową i zaczął wyjaśniać mi zasady dzisiejszego ćwiczenia.
- Ten z nas, kto będzie trzymał nóż, jest napastnikiem, drugi zaś musi się przed nim obronić. Wydaje mi się, że to wystarczająco proste, byś to zrozumiała. Najpierw spróbujmy kilka razy dowolną techniką, bym mógł zobaczyć, którą z nich stosujesz, gdy jesteś pod presją. Potem przejdziemy do ćwiczenia reszty, które już poznałaś, a jeśli dobrze Ci pójdzie, nauczę Cię kilku nowych. Wszystko jasne? - opowiedział monotonnie, mierząc mnie swym zwykłym wzrokiem typu "lepiej się przyłóż, smarkulo". Miałam w tamtym momencie wrażenie, że ten człowiek przede mną, ten, którego poznałam w barze oraz ten, z którym wczoraj byłam tak blisko, to były trzy kompletnie różne osoby. A jednak, jakimś cudem, to dalej był jeden i ten sam Levi Ackerman.
- Tak jest, sir. - odparłam, stając w gotowości do zaatakowania jako pierwsza. Nie przebiegłam dwóch kroków, kiedy przekoziołkowałam nad jego figurą i znalazłam się na ziemi, z ryjem wciśniętym w piach. Chyba już wolałam, kiedy lądowałam na siedzeniu, było to mniej obrzydliwe niż piach wdzierający się do ust. Okropność.
- Przyłóż się, Arquette! To nie jest zabawa! - zbeształ mnie przełożony, stawiając mnie za kołnierz do pionu - I ty pracowałaś w tawernie, dziewczyno? Jak ty odstraszałaś od siebie tych wszystkich pijanych meneli?
- Uciążliwym charakterem i niewyparzoną gębą. - prychnęłam, otrzepując się z kurzu. W oku bruneta pojawił się nikły błysk, po czym po raz kolejny pociągnął mnie za koszulę, tym razem ku sobie, stawiając moją facjatę kilka centymetrów od jego.
- Cóż, na mnie to nie zadziała. Musisz się lepiej postarać, żeby choćby przez myśl mi przeszło, aby zostawić Cię w spokoju. - szepnął z chrypą w gardle, która zdawała się nakręcać mnie od nowa. Przełknęłam głośno ślinę i posłusznie przytaknęłam, gdy tylko mężczyzna z powrotem uwolnił moje wygniecione już do granic ubranie. Teraz była jego kolej by atakować, wobec czego rzuciłam mu "nóż". Nie trzeba chyba dodawać, iż złapał go o wiele zręczniej ode mnie.
Poczułam przypływ adrenaliny na dźwięk jego słów, które dalej odbijały się echem w mojej czaszce. Trochę tak, jakby za każdym razem, kiedy źle szło mi na treningu, on nagle mówił coś, co mnie uruchamiało. Nie byłam do końca pewna, jak to działa... ale ważne, że działa. Zaczął nacierać na mnie, na co ja rzuciłam się z łapami na rękę, w której trzymał drewnianą broń, jednocześnie starając się kopnąć go z całej siły w piszczel. Ten jednak spodziewał się tego typu ataku, więc podskoczył, po czym złapał jedno z moich ramion, wykręcając je na moje plecy tak, iż z początku nie mogłam się ruszyć. Zacisnęłam zęby, wpadając na pewien pomysł, co do którego powodzenia nie miałam pewności, ale to było moje jedyne wyjście. Schyliłam się i starałam się przerzucić mężczyznę nad moją głową, tak, by wylądował na ziemi przede mną. Musiałam użyć naprawdę dużo siły do tego, więc napięłam wszystkie mięśnie, po czym przeszłam do czynów. Ogromny ciężar w postaci kaprala przeleciał w mgnieniu oka nad moją głową, dopiero pod koniec zahaczając butem o moje włosy, ciągnąc za nie. Niesamowity ból temu towarzyszący był winą tylko i wyłącznie mojego braku siły, by podnieść go wyżej.
- Ał, ał, ała! - krzyczałam, pocierając swoją głowę. Mogę znieść spadanie twarzą w ziemię, obijanie się o ostre gałęzie, dostawanie kopa w tyłek, rany cięte, ale ciągnięcie za włosy to było za dużo.Z tym bólem nic nie mogło się równać, nawet cierpienie związane z egzystencją na tym ohydnym świecie.
- Ty tak na poważnie, smarku?! - krzyknął brunet, patrząc na mnie z niedowierzaniem. Po chwili, jego usta opuścił donośny śmiech, skrywający w sobie nieco szyderczą nutkę. Wyglądał niezwykle ciekawie, tarzając się z rozchichotania po brudnym piachu. Panie i Panowie, oto czwarta osobowość Leviego Ackermana! Uruchamia się tylko, gdy zrobię coś zbyt głupiego, żeby można było na to racjonalnie zareagować.
- Hej, nie śmiej się ze mnie! To bolało! - wrzasnęłam, oburzona oraz zawstydzona.
- Oj wybacz, myślałem, że bardziej przejmiesz się tym, że udało Ci się mnie pokonać. Miałem Ci sprawić jakiś subtelny komplement, zachęcić do dalszej pracy, może nawet dać jakąś nagrodę... A tymczasem ty przejmujesz się swoimi włosami? Tsk. Typowa kobieta. - skwitował, podnosząc się z ziemi i mierząc mnie chłodnym wzrokiem. Słysząc to ostatnie zdanie, krew się we mnie zagotowała. "Typowa kobieta"?! "Typowa"?! Też coś! Już ja mu dam... Mam nawet pomysł, jak to zrobić...
- No, bo... Panie kapralu... - zaczęłam nieśmiało, robiąc dziecięcą, nadąsaną minkę - Bo gdyby im się coś stało, to nie wyglądałabym już tak ładnie... Specjalnie dla pana...
Podeszłam bliżej niego, delikatnie muskając wargami skórę jego policzka. Napiął się jak struna, wyraźnie zaskoczony moim postępowaniem w miejscu, gdzie każdy może w dowolnej chwili nas zobaczyć. Ale skoro on może o to nie dbać w kantynie... To mi wolno to olewać na placu treningowym.
- Nie wybaczyłabym sobie, gdyby moja niezdarność miała pozbawić pana dodatkowej przyjemności... To by było niewybaczalne... - szepnęłam, delikatnie przegryzając płatek jego ucha. Jedną ręką zaczęłam jeździć spokojnie po jego sztywnym torsie, drugą zaś zmierzałam powoli i nęcąco w stronę zamka od jego spodni.
- I tak zawsze wyglądasz pięknie, Kori. - mruknął, oplatając moją talię ramionami. Uśmiechnęłam się sprytnie pod nosem. Rybka połknęła haczyk. Powoli rozpinając suwak, polizałam ostrożnie jego ucho. Właśnie wtedy z jego ust niechcący wypłynął odgłos, na który czekałam. Odgłos mego zwycięstwa. W mgnieniu oka wyślizgnęłam się z jego objęć, zostawiając biednego mężczyznę skonfundowanego, zarumienionego, nienasyconego oraz z rozpiętymi spodniami. Z tryumfalnym wyrazem twarzy, odwróciłam się na pięcie i zaczęłam kroczyć w stronę swojego baraku. Przed odejściem musiałam powiedzieć mu tylko jeszcze jedną, ostatnią rzecz:
- Typowy facet.
CZYTASZ
Don't you dare die ~ Levi Ackerman x OC
FanfictionJakim cudem tak niezdarna i zakręcona kadetka przeszła szkolenie i stanęła w szeregach Korpusu Zwiadowców? Nikt nie jest tego do końca pewien, oprócz jednej osoby... Ale to, czy uda jej się tam przetrwać, może okazać się prawdziwym wyzwaniem, kiedy...