Dualizm

2.7K 135 91
                                    

Obudziłam się rano w ciepłej, przytulnej pierzynie, która otulała mnie ze wszystkich stron. Powoli otworzyłam ciężkie powieki, po czym zdałam sobie sprawę, że to nie była wcale moja pierzyna. Leżałam w łóżku kaprala. Ponownie.

Spanikowana, zajrzałam pod kołdrę. Byłam w bieliźnie. Cholera, przecież nic wczoraj nie piłam, a nie byłam w stanie sobie przypomnieć, czy coś się wczoraj wydarzyło! Jak to w ogóle możliwe? Zaczęłam się hiperwentylować, jeszcze bardziej, gdy ujrzałam sylwetkę Ackermana, zwróconą w moją stronę i powoli przebudzającą się ze snu. Zakryłam dłońmi tył głowy, wciskając twarz w materiał kołdry na moich podkurczonych kolanach. Moja reakcja może wydawać się dziwna, ale po pierwsze, nie myślałam wtedy racjonalnie, a po drugie... Jeśli cokolwiek między nami zaszło... Chciałam to pamiętać. Do końca mojego nędznego życia.

Oczy kaprala podniosły się, skanując miejsce na łóżku koło niego, aż w końcu zatrzymały się na mojej skulonej postaci. W dalszym ciągu walczyłam, aby uspokoić mój oddech oraz nerwy, co ze względu na bycie obserwowaną stawało się coraz trudniejsze. Ackerman nie odezwał się ani słowem, tylko położył rękę na moim ramieniu, czekając, aż będę w stanie się uspokoić. Udało mi się to dopiero po dłuższej chwili. Z wahaniem odwróciłam się w jego stronę. Skanował moją facjatę milimetr po milimetrze, wyłapując każdą oznakę emocji, która na niej widniała.

- Sir... Znaczy... Levi... Czy ja... My... Cz..czy my?.. - jąkałam się, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa. Na szczęście (lub i nieszczęście) wiedziałam, że on będzie w stanie zrozumieć cokolwiek z tego bełkotu, a może nawet i bez niego. Mogę postawić stówę, że i tak wiedział, co mnie dręczy, a jednak postanowił trzymać mnie w niepewności przez kolejne sekundy. Niestety, nieważne jak bardzo on udawał, iż tak nie jest i nieważne jak bardzo ja udawałam, że jest to uwłaczające... Oboje uwielbialiśmy tę grę. Niedopowiedzenia. Niejasne sygnały. Droczenie się. To wszystko w jakiś sposób definiowało naszą relację, w którą zresztą sami się wepchaliśmy.

- Oczywiście, że nie, smarkulo. - odparł uszczypliwie, dając mi prztyczka w nos. Odetchnęłam z ulgą. A więc jeszcze jest szansa, że będę świadoma mojego pierwszego razu. Może to głupie, ale tego typu błędy wolę popełniać świadomie oraz z przyjemnością. Don't judge me.

- Więc... Co się stało wczoraj wieczorem? Pamiętam tylko, że siedziałam u Ciebie na kolanach, a potem rozmawialiśmy...

- Próbowałem Cię wypytać, co chcesz na urodziny, ale ty jak zwykle omijałaś temat i zaczęłaś mnie zbywać. W końcu chyba zanudziłem Cię na tyle, że na mnie zasnęłaś, więc położyłem Cię spać. Tyle. Nie tknąłbym Cię, gdybyś miała tego od razu żałować. - odpowiedział kapral z niejaką goryczą w głosie. Wychwyciwszy ją natychmiast, zaczęłam zastanawiać się, czym była spowodowana. Wyglądał na zranionego, przybitego... Tylko dlaczego? Gdy już miałam zadać mu o to pytanie, mój rozmówca odezwał się pierwszy:

- Nie jestem jak Ci faceci, którzy przychodzili do Ciebie do knajpy, Korinna. Nie jestem jak Ci, którzy zaczepiali Cię w barze i na ulicy, bo stwierdzili, że niezła z Ciebie laska. Ładnych dziewczyn jest wiele. Od zatrzęsienia. Na morgi. Ale ty... - ręka bruneta znalazła się na mojej, łącząc ze sobą nasze palce - Ty pokochałaś człowieka, którego cała reszta uznaje za potwora. Uwierzyłaś, że wcale nim nie jest. Dlatego chcę Ci w ten sposób udowodnić... Że nie jestem potworem, który pragnie Cię wykorzystać, tak jak te dranie, o których mi niegdyś opowiadałaś. Jesteś pierwszą od bardzo dawna osobą, na której naprawdę mi zależy.

Kiedy Ackerman skończył swoją przemowę, poczułam się jakby ktoś wbił mi szpilę prosto w serce. Jego smukłe palce coraz bardziej zaciskały się w przestrzeniach pomiędzy moimi, na co ja odpowiadałam identycznym gestem. Zamrugałam kilka razy oczami, które zaczęły delikatnie piec. Przy ostatnim, po moim policzku spłynęła jakaś ciepła ciecz, łaskocząc po kolei mój policzek, żuchwę, a potem szyję. W gardle czułam nikły, metaliczny posmak oraz dziwną gulę, która boleśnie ściskała je od środka. I choć wszystko wskazywało na to, że właśnie płakałam, ja nie czułam się wcale smutna. Wręcz przeciwnie. To było najpiękniejsze uczucie w moim życiu.

Ten dzień dostałam wolny, aby poskładać mój emocjonalny rozgardiasz do kupy. Czyli w zasadzie siedziałam w jego pokoju, czytając książki, gdy ciemnowłosy pochłonięty był pracą. Natomiast następnego, o czwartej rano wymyślił sobie, że idziemy dzisiaj ćwiczyć do lasu. Znowu. Jak tu go nie kochać? Ostrożnie wróciłam do swojego pokoju, skradając się niczym profesjonalny złodziej, byleby tylko nie zostać przyłapana na wracaniu z sypialni kaprala. Gdyby ktoś na warcie nocnej mnie widział, trudnym okazałoby się przekonanie go, że do niczego między nami nie doszło. Zwłaszcza, że w dalszym ciągu moim jedynym ubraniem, jakie wzięłam ze sobą, była ta czerwona sukienka, bezwstydnie odsłaniająca te części mojego ciała, które winny być raczej zakryte. Co mnie w ogóle podkusiło, żeby ją ubrać? Tego nie wiem, ale mogę powiedzieć jedno... Zakochanie to choroba psychiczna. Objawami są między innymi: zidiocenie, podejmowanie kompletnie irracjonalnych decyzji, zaburzenia mowy oraz nachalne myślenie o drugim człowieku, nie ważne jak bardzo starasz się tego nie robić. W moim przypadku wszystkie te rzeczy występują, a na dodatek nasilają się z biegiem czasu.

Prędko odświeżyłam się w łazience, przebrałam w mój mundur i wybiegłam na zewnątrz. Kapral już tam na mnie czekał, z irytacją zerkając na zegarek. Rany, dla niego nie ważne jak bardzo się spieszysz, zawsze będziesz człowieku za późno. Więc po co w ogóle się spieszyć? Dobra Korinna, przestań rozkminiać wszechświat. Jesteś żołnierzem, nie jakimś walonym pseudo-filozofem. Chociaż brzmi to jak plan B, w razie gdybyś straciła wszystkie kończyny w walce lub coś. Nigdy nic nie wiadomo. W nieco sztywnej atmosferze zaczęliśmy kroczyć w stronę gęstwiny drzew, co w moim odczuciu było niezwykle niezręczne, w kontraście do tego, co wydarzyło się zaledwie wczoraj. Nie rozmawialiśmy wiele od tego czasu, ale wychodziłam z założenia, że po prostu nie musieliśmy o tym więcej rozmawiać. Co miało być powiedziane, zostało powiedziane. Tylko czy na pewno?..

- Pobawimy się w chowanego... Ty przede mną uciekasz i próbujesz się ukryć, a ja zamierzam Cię dopaść. Możesz to nawet potraktować jako ćwiczenie przed dniem jutrzejszym. - wyjaśnił nieco oschłym głosem, prostując się i zakładając ręce za plecami. A więc to o to chodziło. Jak co roku. Westchnęłam ciężko, krzyżując ramiona na piersi.

- Naprawdę, znowu się o to sprzeczamy? Nie lubię moich urodzin i tyle, a ty zmuszasz mnie do świętowania. - mruknęłam, mierząc go zdenerwowanym spojrzeniem.

- To ty tu zaczynasz kłótnię, moja panno. - burknął wypominającym, nieco marudnym tonem - Poza tym już Ci kiedyś mówiłem, że zachowujesz się jak dzieciak. Zawsze uciekasz przede mną, zamykasz się w pokoju i umartwiasz się nad swoim życiem. Masz jeden dzień, żeby ktokolwiek traktował Cię trochę lepiej, niż zwykle, a kompletnie go marnujesz.

- Może po prostu to lubię?! - ryknęłam, w środku pękając z wściekłości - Jakie znaczenie ma świętowanie tego, że pojawiłam się na tym cuchnącym świecie, bez żadnego konkretnego celu, za to z przymusem walki o swoje?! Równie dobrze mogłabym celebrować dzień, w którym pierwszy raz się zesrałam, już to miałoby więcej sensu! Urodzenie się nie jest żadnym osiągnięciem, wręcz przeciwnie. To pierwsza porażka.

- Nihilistka się znalazła... - prychnął brunet, bijąc mnie znalezionym patykiem po głowie. Podczas gdy ja zajęta byłam pocieraniem obolałego miejsca, mężczyzna kontynuował swoją wypowiedź - Dobra, nie zamierzam się znowu o to kłócić, to bezcelowe. Po prostu się załóżmy. Masz pół godziny. Jeśli nie będę w stanie Cię złapać, dam spokój z twoimi urodzinami i będziesz mogła użalać się nad sobą w pokoju do woli. Jednak, jeśli wygram ja... Co roku nie będziesz mnie odstępować ani na krok i nie będziesz marudzić na cokolwiek, co wymyślę. Zgoda?

- Zgoda. - odparłam bez wahania, wyzywając go spojrzeniem. Nie zamierzałam tego przegrać. Zabawne jak bardzo jego dwie strony różniły się od siebie. Ta troskliwa, szczera oraz ta, która ukazała się teraz - uparta i zgryźliwa. Śmieszne również w tym było to, iż ja sama zachowywałam się niesamowicie podobnie. Trochę jakbym podświadomie wpasowywała się do niego. Ale nie to się teraz liczyło. Teraz ważne było tylko wygrać i do końca mojego nędznego życia mieć spokój w najbardziej znienawidzony przeze mnie dzień. Nikt nie będzie mnie zmuszał do bezsensownego świętowania czegokolwiek.

- Więc lepiej uciekaj dziewczynko... Ponieważ zamierzam Cię za wszelką cenę dorwać.


Don't you dare die ~ Levi Ackerman x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz