Dwa dni później tak, jak to było ustalone Sherlock i Snape zaraz po śniadaniu zawołali wszystkich do salonu. W salonie koło okna stał Mycroft. W ręku trzymał tą samą teczkę co kiedyś i ewidentnie na nich czekał. Sądząc po jego minie, Harry stwierdził, że ma coś ważnego do powiedzenia. Sherlock usiadł już w swoim fotelu, Hermiona zajęła miejsce w dawnym fotelu Johna. Snape stanął zaraz za oparciem fotel, w którym siedziała. Pozostałej trójce została już tylko kanapa, więc ją zajęli. Syriusz i Remus usiedli na obu jej stronach, a Harry wepchał się miedzy nich. Zielonooki chłopak rozejrzał się po twarzach zebranych. Remi i Syri mieli zdezorientowane miny, tak jak on. Natomiast bracia Holmes, Snape i Miona mieli nietęgi wyraz twarzy. Był taki sam jak wtedy, gdy pokazywali mu teczkę z aktami. I patrzyli na niego jakby wiedzieli o czymś jeszcze, o czym nie powiedzieli mu ostatnim razem.
- Harry, jest coś, co musimy ci powiedzieć. - powiedziała Hermiona
- O czym? Czy to ma coś wspólnego z tym, co niedawno się dowiedziałem? - zapytał Avadooki
- Tak panie Potter, to ma z tym coś wspólnego. I jest to bardzo ważne. Powiedzmy, że jest to uzupełnieniem tego, co wtedy usłyszałeś. - powiedział Snape
- W ostatnim czasie dowiedzieliśmy się, że twój akt urodzenia został sfałszowany. Co nigdy nie powinno mieć miejsca. - odezwał się Mycroft podając bratu teczkę
- Co? Jak to...się? - zaczął chłopak ale nie wiedział co dalej powiedzieć
- Harry...chodzi o to, że ty nie jesteś i nigdy nie byłeś Potter'em. - powiedział Sherlock wyciągając akt urodzenia chłopaka z teczki
- Co?? Jak... Jak to możliwe? To James i Lily nie byli moimi rodzicami? - zapytał Harry
- Lily była twoją matką. Tylko nie miała na nazwisko Potter. Jednak James Potter nigdy nie był twoim prawdziwym ojcem. - odezwał się tym razem Severus
- To... To kim on ...był?- zapytał zielonooki
- Raczej kim on jest, Harry. Twój prawdziwy tata żyje. - powiedziała milcząca do tej pory Hermiona
- Co? To mój ojciec żyje?- zapytał Harry z niedowierzaniem
- Żyje i ma się dobrze. - skomentował Snape prychając
- To kim on jest.. Kim ja jestem skoro akt urodzenia został sfałszowany... Ja już nic nie rozumiem...- powiedział Harry chwytając się za głowę
- Jesteś Harrison Black. A twój ojciec siedzi tuż obok ciebie. - powiedział w końcu Sherlock
- Że jak?! - krzyknęli razem Harry i Syriusz
- To ... Niemożliwe.. Jak? Przecież bym wiedział, że mam syna!- wydarł się Syriusz
- To jest prawdziwy akt urodzenia. Jak go przeczytacie, to zrozumiecie co się stało. - powiedział młodszy Holmes podając chłopakowi wyjętą wcześniej kartkę
Harry wziął ją trzęsącą się ręką. Trzęsła mu się tak bardzo, że Łapa przytrzymał kartkę z drugiej strony. Przed ich oczyma pojawił się tekst dokumentu.
Harrison Syriusz Evans - Black
Urodzony 31 lipca roku 1980
Miejsce urodzenia: Szpital St. Munga w Londynie
Dane rodziców:
Matka: Lilliann Evangelina Black ( z domu Evans)
Ojciec: Syriusz Orion Black
Ojciec chrzestny: Remus John Lupin
Drugi ojciec chrzestny: Severus Tobias Prince - Snape
Matka chrzestna: Narcyza Amelia Rozalia Malfoy ( z domu Black)
Druga matka chrzestna: Minerwa Izabela Amentia McGonagall
Tymczasowy opiekun przyznany za zezwoleniem ojca: James Flemont Potter
*Wyznaczeni opiekunowie dziecka w razie śmierci matki i ojca dziecka: Severus Snape i Minerwa McGonagall.
* Podać jednego ojca chrzestnego i matkę chrzestną.
Kiedy do Harry'ego i Łapy dotarł sens, tego, co przeczytali, akt urodzenia chłopaka wypadł im z rąk na ziemię. Oboje byli w szoku i milczeli patrząc się w podłogę. Nie wiedzieli co powiedzieć. Harry patrzył cały czas w podłogę nie wiedząc co ma robić, a co dopiero myśleć. Syriusz siedział obok załamany chowając twarz w dłoniach targając przy tym swoje włosy. Był... Z jednej strony szczęśliwy, z wiadomości, że ma syna. Ale z drugiej strony szalał z wściekłości na Dumbledore'a, że mu o tym ten stary dziad nie powiedział. Dotarło do niego, że Stary Trzmiel musiał w przeszłości rzucić na niego Obliviate, skoro nie pamiętał aby miał żonę, a tym bardziej syna. To było jedyne wytłumaczenie tej sytuacji. Nagle bardzo mocno zabolała go głowa. Ale nie trwało to długo. Ból trwał jedynie chwilę, podczas której czuł jakby coś w środku mu eksplodowało. Kiedy ból ustąpił tak nagle jak się pojawił, patrzył pustym wzrokiem na podłogę przez kilka chwil. Dotarło do niego, że jednak dyrektorowi nie udało się usunąć jego wspomnień. Musiał źle rzucić to zaklęcie skoro jedynie je zablokował i ukrył gdzieś głęboko! Wtedy Łapa ponownie schował twarz w dłoniach, ponieważ po prostu rozpłakał się jak dziecko, choć nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Po chwili przetarł twarz i...przyciągnął do siebie mocno Harry'ego będącego jeszcze w szoku. Zamknął syna w swoich ramionach najmocniej jak tylko potrafił i tulił go do siebie lekko kołysząc.
- Lily... Moja kochana Lily.... Harry... Mój kochany mały Harry... Mój szczeniak... Odzyskałem ciebie...Synku...mój kochany synku... Tata już teraz zawsze będzie przy tobie...- szeptał cicho do ucha zielonookiego
Harry nie wiedział już co się dzieje. Tkwił w uścisku Łapy i tępo wpatrywał się w klatkę piersiową Syriusza nie wiedząc co ma robić. Choć miał 15 lat, w tej chwili czuł się jak zagubiony, pięcioletni dzieciak we mgle. I nagle coś w nim pękło.. Z jego oczu popłynęły łzy. A wiedząc, że w tym samym pomieszczeniu jest Snape, przed którym nie chciał się rozklejać, ukrył głowę w ramię Syriusza.
- Tato...- szepnął Harry pochlipując cicho
Dla Hermiony był to piękny, ale... No właśnie ale. W jednej chwili przypominała sobie, kiedy jeszcze kilka miesięcy temu sama przytulała się do swoich rodziców, zanim pojechała do Nory i Grimmauld Place na resztę wakacji.. Przypominała sobie, że jej nigdy już nie będzie mogła utonąć w tych ciepłych i mocnych ramionach matki czy ojca. W tym samym też momencie, nagle zerwała się z miejsca i wybiegła mieszkania nie przejmując się, że jest tylko w swetrze, jeansach, a na nogach ma trampki. Działo się to tak szybko, że nikt nie zdążył zareagować. W jednej chwili było słychać trzask drzwi wejściowych z budynku. A kilkanaście sekund później następny, ponieważ najwyraźniej ktoś z pozostałych musiał za nią pobiec. Remus rozejrzał się po salonie. Nie wiedział o co mogło chodzić Gryfonce. Spojrzał na Sherlock'a i Mycrofta. Oboje mieli nietęgie i lekko zbolałe miny. A Severus? No właśnie...nie było go..
- Co się jej stało? I gdzie się podział Severus? - zapytał Remus cicho i jakby nieco pusto i głucho
- Najwidoczniej przypominała sobie o tym, że tracąc rodziców nie może już przytulić się do nich, tak jak Harry w tej chwili do Syriusza...- powiedział cicho Sherlock
- A Severus najwyraźniej pobiegł za nią, zanim ktokolwiek inny to zrobił. - dodał Mycroft patrząc w okno za ciemną plamą znikającą w dali
****
Kiedy dziewczyna wybiegła z mieszkania, nie przejmowała się brakiem ciepłego ubrania. W tej jednej chwili miała zupełnie w nosie to, co miała ubrane. Nie przeszkadzały jej trampki, które ślizgały się na lodzie. Biegła na oślep przed się. Zapłakana dotarła do jakiegoś parku czy skwerku. Nie ważne, zwał to jak zwał. Przy wejściu do niego pośliznęła się i boleśnie upadła na ziemię pokrytą lodem. Po chwili wstała i poszła dalej. Usiadła na jednej z ławek. Podkuliła nogi, objęła je ramionami i znowu się rozpłakała. Pokochała Sherlocka i Mycrofta, ale... Ale tęskniła za rodzicami. Za matką, za ojcem, ich śmiechem, głosem, a przede wszystkim za ich uściskiem kiedy się do nich tuliła. Nie zwracała uwagi na marznące łzy na policzkach, ani na to, że robiło jej się zimno, tylko płakała dalej owiana wspomnieniami. Nagle usłyszała skrzypienie po śniegu i kilka przekleństw. Ktoś poślizgnął się w tym samym miejscu co ona kilka minut temu. Ale ten ktoś musiał się wyratować przed upadkiem, bo nie było słychać głuchego łupnięcia na ziemię. Ten ktoś szedł nadal ponieważ, ciągle skrzypiało. Ale skrzypienie ustało niedaleko niej. Po kilku sekundach usłyszała nad sobą ciężkie i zirytowane westchnięcie. Ale nie podniosła głowy. Tylko ciaśniej objęła siebie i nogi rękami. Po chwili usłyszała jak ten ktoś do niej mówi.
- Co ci do głowy strzeliło,uciekać z domu w taki mróz?- zapytał Snape
Od razu rozpoznała go. Wtedy jeszcze bardziej się rozpłakała, choć tak bardzo nie chciała robić tego przy nim.
Snape popatrzył na nią, znowu westchnął, po czym zdjął z siebie swój gruby płaszcz, narzucił go na ramiona zmarzniętej Gryfonki, usiadł obok niej i pociągnął ją na swoje kolana przyciągając do siebie. Dziewczyna, która już przestała racjonalnie myśleć, odkąd tylko wybiegła z domu, ukryła zapłakaną twarz w jego szatę. Severus nic nie powiedział tylko mocno ją przytulił. Wiedział dobrze jak bardzo dziewczyna tego potrzebuje w tej chwili. Zaczął też ją lekko kołysać i gładzić po głowie, aby się uspokoiła.
- Płacz nic im nie pomoże moja droga. Ale ty płacz i wyrzuć to z siebie. - powiedział cicho
Kilka minut później uspokoiła się, ale nie odskoczyła od niego.
- Lepiej?- zapytał Severus
- Lepiej, dziękuję profesorze. - odpowiedziała cicho Mionka
- Powiedz mi, co ci strzeliło do głowy aby wybiec z domu na taki mróz bez kurtki co?- zapytał z troską
- Sama nie wiem... - odpowiedziała Hermiona
- Ciepło ci teraz?- spytał
Gryfonka w odpowiedzi kiwnęła głową.
- Jeszcze raz dziękuję. Ale teraz panu będzie zimno... - powiedziała chcąc mu oddać płaszcz
- Zostaw. Tobie teraz bardziej się przyda. Moje szaty są wystarczająco grube i ciepłe.- odpowiedział Severus
Chwilę jeszcze rozmawiali, ale w końcu trzeba było wracać.
- Chodź, trzeba wracać. Oni tam pewnie od zmysłów odchodzą martwiąc się o ciebie. - powiedział Snape wstając
- Racja. Trzeba wracać. - odpowiedziała Mionka
Gryfonka wstała za nim i zaraz szybko usiadła z powrotem czując okropny ból w nodze. A raczej kostce. Syknęła cicho łapiąc nogę. Snape oczywiście usłyszał to.
- Co znowu? - sapnął Snape
- Boli..- jęknęła cicho Hermiona zaciskając zęby z bólu
Snape popatrzył na nią i westchnął.
- Jak zwykle. Nie może być ani jednej zimy, abyś ty czegoś sobie nie zrobiła. - sapnął cicho. - Pokaż mi to. Która i gdzie cię boli. - dodał obracając się do niej
Odtrącił jej dłonie i obejrzał nogę. Rozwiązał sznurówki i ściągnął buta. Chwycił lekko za lewą kostkę dziewczyny, ale ta cicho znowu syknęła. Wyjął różdżkę z rękawa i rzucił zaklęcie sondujące.
- Wygląda na to że jest skręcona. I to dość mocno. Szybko ci zaczęła puchnąć. Trzeba ją szybko czymś w miarę ustabilizować, abyś mogła dojść do domu. - powiedział oplatając zranioną nogę bandażem transmutowanym z jakiego papierka z kieszeni - Później trzeba będzie zrobić Rentgen aby zobaczyć czy nie ma w środku jakiegoś krwiaka czy czegoś innego. Nie mam przy sobie Szkiela - Wzro, więc leczenie tą miksturą odpada. Zostaje nam zwyczajny mugolski sposób. Na zdjęciu będziemy wiedzieć jak ją leczyć. - dodał
Później ponownie ubrał jej buta na nodze i lekko zawiązał go, na tyle, na ile pozwoliła już powstała opuchlizna. Kiedy wstał, podał Gryfonce rękę aby też mogła to zrobić. Dziewczyna wstała z cichym sykiem trzymając się jego ręki.
- Dasz radę iść? - zapytał widząc jak Gryfonka zaciska zęby
- Chyba tak. - odpowiedziała Mionka
Zrobiła razem z nam kilka kroków. Ale ból był nie do zniesienia tak bardzo, że aż ugięły się pod nią kolana. Jej oczu znowu popłynęło kilka niechcianych łez. Severus podtrzymał ją przed upadkiem i wziął ją szybko na ręce. Dziewczyna pisnęła z zaskoczenia, ale mocno złapała się jego szyi. Ruszył szybko przed siebie. Po kilkunastu minutach byli już domu.
- Sherlock, zadzwoń proszę po Johna. Szkoda mi go ściągać tutaj teraz z urlopu z Merry, ale jest w tej chwili potrzebny. Poproś go aby poczekał na nas u Barts'a. Trzeba zrobić prześwietlenie jej kostki. Wiem, że jest skręcona, ale nie wiem czy coś w środku się nie zrobiło. - poprosił Severus
- Jasne, już dzwonie. - odpowiedział Sherlock
- To ja idę po kluczyki od samochodu. - powiedział Mycroft
- Proszę Severusie. Jedźcie ostrożnie bo tam na drogach jest okropna szklanka. - powiedział Mycroft podając Severus'owi kluczyki
- A ty nie jedziesz? Powinieneś z nimi jechać. - powiedział Snape
- Wiem Severus'ie, ale przypilnuję tych tutaj aby nie zrujnowali mieszkania mojemu braciszkowi. - odpowiedział starszy Holmes
- No dobrze, jak chcesz. Tylko mnie nie ciąg za portfel jeśli bym przypadkiem lekko zarysował twoją kochaną Marię Antoninę. - odpowiedział Severus z ironią
- O to się nie bój. Nie ucierpi bardziej niż gdy Sherlock nią jeździ. Ostatnio jak mu ją pożyczyłem to po myjni musiałem zawieźć ją do serwisu. Całe klocki hamulcowe i tylny zderzak do wymiany poszły. Nie wiem i nie chcę wiedzieć co z nią robił, że nawet tablica rejestracyjna odleciała i trzeba było nową dać na tył. - odpowiedział Mycroft
- No dobrze. W takim razie my się zbieramy i jedziemy z tą niezdarą do Barts'a. - odpowiedział Severus
Zaklęciem zmienił swoje nietoperze szaty w mugolskie ubranie i przywołał kurtkę dziewczyny. Pomógł ją jej założyć. Chwilę później Hermiona została podniesiona przez Sherlock'a, który kilkanaście sekund temu skończył rozmawiać z Johnem. Kilka minut później siedzieli już w czarnym Subaru i ruszyli w drogę szpitala Św. Barts'a. Samochód prowadził oczywiście Severus. Sherlock natomiast siedział z tyłu razem z jęczącą co chwilę z bólu Hermioną.
- John mówił, że będzie na nas czekać z wózkiem dla Miony przy wejściu głównym. - powiedział Sherlock
- To dobrze. Lepiej aby nie stawała na tą nieszczęsną nogę. Mam odczucie, że oprócz skręcenie jest coś,więcej. - odpowiedział Severus
Snape widząc dwa kolejne zielone jeszcze światła dodał gazu przyśpieszając nieco, aby nie czekać na dość długich zmianach świateł.
CZYTASZ
Granger!! Czyś ty zdurniała?! Sevmione
FanfictionJest on - Severus Snape, wredny dupek, Nietoperz z hogwardzkich lochów, ale niezwykle inteligentny mężczyzna, niespokojny i cichy niczym woda. Jest ona - Hermiona Granger, nadzwyczaj inteligentna, jak na swój wiek, młoda czarownica, piękna dziewcz...