Rozdział 20

1K 61 6
                                    

Wyszedł. Dziewczyna lekko uśmiechnęła się mając przed oczami trochę nietypowy obraz Snape'a. Dziwiło ją czemu zachowuje się tak wobec niej. Ale... Jednak jak widać ich serca wiedziały co się dzieje i chciały aby oboje dostrzegli uczucia, które powoli zaczęły się tlić.

Jakiś czas później wszystko wróciło do normy. Hermiona oczywiście nie była zadowolona, że musi siedzieć w skrzydle szpitalnym pod czujnym okiem Madame Pomfrey. Snape jak obiecał przynosił jej książki, którymi nadrabiała zaległości i zabijała nudę. Pansy, Draco, Blaise, Harry oraz Ginny, która dołączyła do ich piekielnej paczki, wpadali do niej z hukiem tak często jak się dało i z takim samym hukiem byli wywalanie przez pielęgniarkę.

- Profesorze. Kiedy moje tortury tutaj się skończą? Ja tu dłużej nie wytrzymam. Ja zwariuje zaraz przy tej przeklętej pigule. – jęknęła do Snape'a któregoś wieczora

Oczywiście powiedziała to gdy pielęgniarki nie było w zasięgu wzroku i słuchu.
Snape się cicho zaśmiał.

- Aż tak już nie możesz wytrzymać? – zapytał patrząc na jej cierpiętniczą minę

- No prooooooszę. Na pewno nie może pan coś z tym zrobić? – jęknęła gdy znów zauważyła pielęgniarkę zmierzającą w ich stronę – Już wolałabym siedzieć u Mycrofta byle by nie być pod jej okiem. Przeklęta baba uczyć mi się nie daje. - dodała ciszej

- Nie mów Granger, że jesteś aż tak zdesperowana. – sarknął profesor widząc jej kolejne miny - No dobrze. Spróbuję z Minervą coś wymyślić. Ale nic nie obiecuję. – dodał 

Później wyszedł. Znowu została sama na pastwę losu z nadopiekuńczą pielęgniarką. Nad ranem, gdzieś koło piątej, obudził ją huk otwierających się drzwi. Mało brakowało a spadłaby ze szpitalnego łóżka. Rozejrzała się szukając sprawcy tej haniebnej pobudki. Spojrzała na wprost gniewnym wzrokiem na postać w czarnej szacie zmierzającą w jej stronę.

- Pakuj manatki nieznośna dziewczyno. Wychodzisz zaraz ze skrzydła szpitalnego. – powiedział Snape

- Naprawdę? – zapytała Gryfonka robiąc wielkie oczy

- Tak, ale jest jeden warunek. Słuchasz się mnie i Minerwy. Robisz co ci mówimy bez żadnego ale. Jak każemy ci odpoczywać w trakcie dnia, robisz to bez mrugnięcia okiem. Jasne? – powiedział Mistrz Eliksirów

- Jak słońce. – odpowiedziała Hermiona szczerząc się do niego

Oczywiście nie podobało jej się, że ma robić wszystko bez żadnego ale. Jednak perspektywa wyrwania się z macek nadopiekuńczej pielęgniarki była warta tego. Szybko pozbierała swoje rzeczy i pokuśtykała za Nietoperzem. Tam czekała już na nich McGonagall.

- Mam nadzieję, że profesor wyjaśnił ci wszystko? – zapytała Matrona Gryffindoru

- Tak pani profesor. Wyjaśnił mi to aż zbyt dosadnie. – odpowiedziała dziewczyna

Zanim zdążyła coś jeszcze powiedzieć, Snape już dawno wyszedł. McGonagall przewróciła teatralnie swymi kocimi oczyma i poszła z swoją ulubienicą do jej sypialni pomagając dojść do łóżka. Kiedy dziewczyna usiadła na nim, Minerva usiadła obok niej. Kilka sekund później zamknęła ją w swoich opiekuńczych ramionach.

- Jak się czujesz kochanie po tym wszystkim?- zapytała profesorka zatroskanym głosem

Hermiona nie mogła powstrzymać łez. Minerva McGonagall była dla niej kimś wyjątkowym. Była nie tylko opiekunką jej domu, ale także jej powierniczką. Od momentu, kiedy po raz pierwszy przybiegła do niej wyżalić się, a było to na pierwszym roku dziewczyny, zawsze mogła liczyć na pomoc i wsparcie Minervy.

- Tęsknię za nimi. Nie się z tym pogodzić, że... Że to się stało tak nagle..- odpowiedziała dziewczyna

- Och kochana. Wiem, że takie nagłe sprawy nie są łatwe. Dobrze o tym wiem. Sama kiedyś się o tym przekonałam. – powiedziała McGonagall

-  Naprawdę? – zapytała Gryfonka

- Tak. Mój niedoszły mąż, zginął nagle ledwo tydzień po naszym ślubie. – odparła Matrona Gryffindoru

- J.j.jak? – zapytała dziewczyna

- Mój mąż był mugolem. Zginął nagle w jednym z wypadków samochodowych. Mimo, że było to lata temu... To nadal gdzieś tam w środku boli. – odpowiedziała Minerva

Pogłaskała dziewczynę po głowie, nadal tuląc ją do siebie.

- No, a teraz powiedz mi jak było u Sherlocka. – powiedziała McGonagall

- Sherlock jest wspaniały. Szalony, nieco stuknięty, ale... Bardzo dobry.. i .. i pokochał mnie. Zdecydowałam, że to właśnie u niego zamieszkam. Na Baker Street nigdy nie ma nudy. Tam zawsze coś się dzieje. I mogę mu pomagać w rozwiązaniu zagadek. To jest cudowne. Ale za to mój ojciec chrzestny jest... No jest po prostu do bani... Ciągle go nie ma. Jakbym u niego zamieszkała to byłabym cały czas sama bo dla niego liczą się tylko jego państwowe sprawy. Wiem, że się o mnie martwi, ale on... No po prostu Mycroft jest nadopiekuńczy. W ciągu piętnastu minut potrafi pięćdziesiąt razy zapytać się mnie czy się dobrze czuję albo czy wszystko jest w porządku.  Kocham go tak jak Sherlocka, ale jak po raz setny zadaje to samo bezsensowne pytanie to mnie chce szlag jasny trafić. – odpowiedziała Hermiona

- Tak. Mycroft potrafi popadać z jednej skrajności w drugą. Mam nadzieję, że znalazłeś jakieś sposób aby choć na moment przystopować jego ego. – zaśmiała się opiekunką lwów

- Haha. Tak. Znalazłam. Robię to dokładnie to samo co Sherlock. – odparła dziewczyna szczerząc zęby

Minerva McGonagall już wiedziała o co dziewczynie chodzi. Sama pamiętała jak młody Sherlock chodził wszędzie ze swoimi skrzypcami. Mimowolnie uśmiechnęła się na to wspomnienie. Rozmawiały jeszcze chwilę, później Minerva wyszła zostawiając Gryfonkę samą.
****
Następny tydzień zleciał jej bardzo szybko. Snape wraz z McGonagall i pozostałymi członkami kadry nauczycielskiej pomagali dziewczynie w nadrobieniu zaległości. No prawie wszyscy nauczyciele. Umbridge nawet nie kiwnęła palcem tak jak i stary Bins. Z tych przedmiotów raczej pannę Granger w tym czasie uczył Snape i McGonagall. Harry wpadał do niej tyle razy, ile dał radę. Wówczas zdawał jej relacje z całego dnia co się działo. Opowiadał również jak rozwija się ich GD. Dowiedziała się także, że powstała grupa inkwizycyjna kierowaną przez Różową Ropuchę. Należeli do niej Crabe, Goyle, Bulstrode i kilku innych wrednych Ślizgonów. Na szczęście Draco, Pansy i Blaise do tej organizacji nie należeli. A chcąc dobrze umieć OPCM, zarówno w teorii i praktyce, dołączyli do GD. Podobno gdy Ronald nie dostał zawału na ich widok. Oczywiście nie obyło się bez wielkiej awantury o to. Ale koniec końców, rudzielec odpuścił i strzelił kolejnego focha na Harry'ego. Oczywiście w międzyczasie wyszło, że Potter to nie Potter tylko Black. Takiej dramy jeszcze nie było. Wyszło to zaraz na początku po powrocie ze świąt, i do tej pory Hogwart dalej o tym huczał. Harry nic sobie z tego nie robił i rzecz jasna wraz pozostałymi członkami Piekielnej Paczki oraz bliźniakami Weasley utrudniał życie Dolores Umbridge. Po weekendzie wróciła na normalne zajęcia. Snape od poniedziałku miał dużo gorszy humor dlatego wrócił do wyżywania się siłownie na wszystkim co żyje i za głośno oddycha. Lekcje eliksirów stały się katorgą nie tylko dla Gryfonów. Pozostałe domy równie mocno obrywały. Pod koniec tygodnia wyszło dlaczego Nietoperz chodzi tak wkurzony. Mianowicie, Dolores rozpoczęła swoje wizytację i przerywała mu zajęcia nie zależnie czy trafiła na pierwszy rocznik, czy na piąty. Najgorzej miały klasy SUMów i OWTMów. Czas mijał a Snape nadal chodził wkurzony. Gryfonka zastanawiała się co jest tego powodem. Do wizytacji, każdy nauczycieli przyzwyczaił się i nie zwracał na Umbridge najmniejszej uwagi. Dlatego Landryna czując się „nieco" urażona, wizytacje swoje ograniczyła do minimum czasu. Po jednym ze spotkań GD Hermiona zapytała Draco, Pansy, Blaise'a i Ginny czy chcą dołączyć do kapeli muzycznej stworzonej przez nią i Harry'ego.

- Draco, Pansy, Blaise, Ginny, możecie zostać na sekundę? – spytała kasztanowłosa

- Jasne! – zawołali

- Więc? O co chodzi? – zapytała młodsza Gryfonka

- Ja i Harry założyliśmy kapelę muzyczną w czasie świąt. Pytanie do was... Chcecie do nas dołączyć? – zapytała Granger

- No jasne! – odparła Ginny

- Jeszcze się pytasz! – zawołał Diabełek

- To kiedy zaczynamy próby?! – wypaliła podekscytowana pozostała dwójka

- No to witamy w kapeli. – oznajmił Harry

Wszyscy się roześmiali. Później zaczęli wychodzić z Pokoju Życzeń.

- To jak nasza wspaniała kapela się nazywa? – spytał po drodze Smok

- Jeszcze jej nie wymyśliliśmy. Wpadniecie do mnie jutro? Może razem uda nam się wymyślić coś fajnego i chwytliwego? – zaproponowała Hermiona

- Jasne. To i której się spotykamy? – zapytała Pansy

- Hmmm... Co powiecie na 20.?  Wtedy byście zostali u mnie na noc bo jest piątek. Co wy na to? – zaproponowała Miona

- A my na to jak na lato. – odparli chórkiem

- To do zobaczenia jutro. – powiedziała Hermiona

Potem rozeszli się do siebie tak, aby uniknąć patroli nauczycieli. W końcu było grubo po godzinie policyjnej i nikt nie chciał zarobić szlabanu. A zwłaszcza nie mieli ochoty natknąć się na Snape'a...
( W mediach utwór grany przez Hermionę )
Hermiona położyła się spać. Jednak nie mogła zasnąć. Po dwóch godzinach przewracania się z boku na bok, nie wytrzymała i wyminęła się do Pokoju Życzeń. Na jej życzenie, przybrał on formę niedużej sali muzycznej z fortepianem na środku. Weszła tam zasiadła do instrumentu. Zaczęła grać piękną  melodię. Nie patrzyła na jakiekolwiek nuty. Nie potrzebowała ich. Melodie, które grała, znała na pamięć. Nawet z zamkniętymi oczami tak jak to robiła w tej chwili. Jej palce prześlizgiwały się po klawiszach instrumentu a ich układ widniał w jej głowie.  Na jej prośbę w Pokoju Życzeń nie paliło się również żadne światło. Jedynym jakie było, pochodziło od jej różdżki.  Skończyła grać jedną i płynnie przeszła do następnej...

W tym samym czasie Snape szedł korytarzem na siódmym piętrze kończąc swój dzisiejszy nocny  obchód. Nagle dostrzegł w oddali jakieś uchylone drzwi. Usłyszał również piękną melodię, cicho wydobywającą się z uchylonych odrzwi. Przystanął na moment i słuchał. Po chwili doszedł do wniosku, że skądś znam ten utwór.

-„ Lily... Lily mnie jej uczyła kiedy spotykaliśmy się ukradkiem w noce gdy oboje nie mogliśmy spać." -  pomyślał Severus

Po kilku sekundach wahania się wszedł do środka. W słabo oświetlonym wątłym światełkiem z innej chyba różdżki i niewielkim pomieszczeniu dostrzegł zarys niedużej postaci. Podszedł bliżej, chwilę przyglądał się jak drobne palce prześlizgują się po klawiszach, po czym przysiad obok postaci i dołączył się do gry...

Nieświadoma Gryfonka mając nadal  zamknięte oczy, grała dalej nie zważając na innego gracza. Po ostatnich nutach, kiedy w końcu otwarła oczy, zobaczyła tego, kogo nie spodziewała się ujrzeć. Tuż obok niej siedział nieruszony i jednocześnie nieco zmyślony sam Mistrz Eliksirów. Za zaskoczeniem i lekką paniką wpatrywała się w niego nie mogąc powiedzieć choćby jednego słowa.




Granger!! Czyś ty zdurniała?! SevmioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz