B A N G K O K
Poniedziałek, 06 kwietnia 2020
Kate
Ścisnęłam mocniej dłoń Nialla nie chcąc go zgubić w tłumie ludzi, którzy pchali się przed siebie nie zwracając uwagi na nic dookoła. Krzyczeli, popychali i nie byli ani trochę kulturalni, zastanawiałam się, czy oni w ogóle wiedzą jak się zachować wśród ludzi. Tym bardziej, że była godzina trzynasta, a termometr na pewno wskazywał trzydzieści pięć stopni. Mi samej było już duszno, gorąco i pożałowałam, że w ogóle wyszliśmy z hotelu. Co nam strzeliło do łba, żeby iść do jakiegoś kina? Może i na zdjęciach wyglądało ładnie, ale bez przesady. Na pewno nie było tego warte. Jednak Niall w ogóle nie chciał siedzieć w pokoju. Odruchowo na niego spojrzałam i przegryzłam mocno dolną wargę widząc, że jest blady jak ściana.
- Wszystko w porządku? - zapytałam nie odrywając od niego wzroku, a on niemrawo skinął głową. Od razu go pociągnęłam w stronę wyjścia z tego tłumu i tym razem już sama się przepychałam nie zważając uwagi na nic dookoła. Już miałam wyjąć z torebki butelkę wody, ale Niall nagle stracił równowagę i poleciał prosto na mnie. Z ledwością go przytrzymałam czując jak wali mi serce. - Usiądź. - powiedziałam spokojnie zdejmując mu okulary z nosa.
- Brudno tutaj jest. - mruknął słabo, a ja zacisnęłam usta w wąską linię.
- Po prostu usiądź. - tym razem mój głos brzmiał stanowczo i na szczęście się posłuchał. Podałam mu butelkę wody i upił kilka łyków opierając tył głowy o ścianę. Cholernie się o niego martwiłam, bo od trzech tygodni koszmary nie dawały mu spokoju. Każdy następny był coraz gorszy, trudno było mi go dobudzić, a on do tego nie chciał o tym rozmawiać. Dusił wszystko w sobie twierdząc, że to nic takiego i niedługo mu przejdzie. Denerwowało mnie to, bo aż bał się chodzić spać, a udawał, że nic mu nie jest. Nie wiedziałam jak mam już do niego dotrzeć.
- Jest już lepiej. - powiedział po chwili, po czym na mnie spojrzał. Odzyskał trochę barw na twarzy, ale dalej nie wyglądał dobrze. Było widać, że jest zmęczony i osłabiony. - To idziemy?
- Tak, ale do hotelu. - odparłam tracąc zapał do czegokolwiek.
- Nie przesadzaj. - burknął mrużąc oczy. - Już jest dobrze, możemy iść. - podniósł się z ziemi i wzruszył ramionami.
- Nie mam ochoty, jest za gorąco. - powiedziałam mając ochotę się na niego wydrzeć, że jest debilem, ale wiedziałam, że wtedy byśmy się niepotrzebnie pokłócili na środku ulicy. To nie było nam potrzebne do szczęścia.
- Masz rację. - mruknął przejeżdżając palcami po włosach. - Godzina trzynasta, a już nie ma czym oddychać. Jebana Tajlandia. - skrzywił się, a ja przewróciłam oczami dziękując w duchu, że miałam na nosie okulary przeciwsłoneczne. Nic już nie mówiąc skierowaliśmy się w stronę postoju taksówek, a następnie pojechaliśmy do hotelu. Kazałam Niallowi się położyć, ale w chwili, gdy mnie poprosił, abym poleżała razem z nim, to nie umiałam mu odmówić. Przytulił się do mnie w dziwny sposób, który sprawiał, że nie miałam jak się ruszyć. Ułożył głowę na mojej tali, a ręką objął pośladki, przez co musiałam leżeć na boku. Jednak kiedy zorientowałam się, że zasnął, to nawet nie drgnęłam. Po prostu chciałam, aby jak najdłużej spał i modliłam się w duchu, żeby nic mu się nie przyśniło.
***
L O N D Y N
Charlie
Pomiziałem Napoleona po grzbiecie, który sekundę później wstał i bezczelnie położył się na drugim końcu łóżka. Prychnąłem pod nosem, bo stwierdzenie, że zwierzę upodabnia się do właścicieli pod tym względem było strzałem w dziesiątkę.
YOU ARE READING
It's our paradise and it's our war zone II
Teen FictionKontakt wzrokowy trwający dłużej niż sześć sekund, bez odwrócenia wzroku, czy mrugania, ujawnia żądzę seksu lub morderstwa. © @nhftcp & @vasm4lik1 2019