17.

830 52 14
                                    


Czwartek, 11 czerwca 2020

Kate

Już miałam wejść do cukierni, ale zatrzymałam się zauważając, że okna są w dalszym ciągu brudne. Wczoraj poprosiłam Zoey, aby je umyła, bo tylko na porannej zmianie była taka możliwość. Zacisnęłam usta w wąską linię, po czym weszłam do środka i pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to zasyfione stoliki i gdzie nie gdzie nie dołożone serwetki. Spojrzałam na ladę i krew we mnie zawrzała, gdy zobaczyłam, że dziewczyna siedzi z telefonem w ręce. Wzięłam głęboki wdech i w myślach policzyłam do dziesięciu.

- Zoey, o co cię wczoraj prosiłam? - zapytałam podchodząc bliżej. Ciemnowłosa odłożyła telefon i spojrzała na mnie pytająco. - O to, żebyś umyła okna. - zaplątałam ręce na piersiach.

- Zapomniałam. - wzruszyła ramionami, a ja westchnęłam.

- Podokładaj serwetki i umyj stoliki. - powiedziałam stanowczo i nie czekając aż cokolwiek powie weszłam na zaplecze. Przyjechałam do pracy nieco później z racji tego, że pojechałam jeszcze kupić Kevinowi prezent, bo miał dzisiaj urodziny. Chciałam mu wręczyć butelkę dobrego Ginu i przy okazji odkupiłam kubek, bo ostatnio niechcący zbiłam. - Wszystkiego najlepszego! - pisnęłam wchodząc na produkcję, po czym rzuciłam się mężczyźnie na szyję, gdy tylko się odwrócił w moją stronę.

- I widzisz? Tak powinno być, a nie praktycznie rzuciłeś mi torebkę w twarz mówiąc trzymaj, po czym bez żadnego be, ani me, żebym poszedł się przebrać. - burknął pewnie w stronę Charliego, jednocześnie obejmując mnie mocno ramionami.

- Jesteś coraz bliżej trzydziestki, Kevin. - jęknęłam ignorując jego żale. - Zostały ci dwa lata! - dodałam, a on w tym samym momencie mnie od siebie odepchnął.

- Spierdalaj. - burknął mrużąc oczy. - Nie musicie mi o tym wiecznie przypominać, Charlie jest jeszcze bliżej!

- Teoretycznie jestem jeszcze w twoim wieku. - wzruszył ramionami Puth patrząc na niego.

- Ale praktycznie masz dwadzieścia dziewięć. - Kevin głupkowato się uśmiechnął biorąc ode mnie torbę.

- Praktycznie, to ty wracaj do pracy. - zmierzył go wzrokiem, a ja pokręciłam z rozbawieniem głową.

- Nie musiałaś mi kupować prezentu, ale dziękuję. - zignorował swojego przyjaciela i uśmiechnął się w moją stronę, a następnie zajrzał do torebki. - O, mój ulubiony. - jęknął zachwycony wyjmując butelkę ginu. - Skonsumujemy wieczorem. - spojrzał wymownie na Charliego, a ja uniosłam brwi.

- Aha, nie jestem zaproszona? - udałam oburzenie zaplatając ręce na piersiach.

- No nie wiedziałem, kiedy Horan wraca, a nie chciałem wam psuć planów. To wyszło naprawdę spontanicznie. - wyraźnie się zmieszał, po czym odłożył prezent na bok i było widać, że jest mu głupio. Charlie magicznie zajął się dekorowaniem pączków, na co prychnęłam.

- Horan wraca jutro. - burknęłam.

- No to wpadaj! - powiedział entuzjastycznie. - Przecież nie będziesz sama siedzieć w domu.

- Nie, nie chcę wam się wpraszać. Żartowałam tylko. - pokręciłam głową, bo domyślałam się, że mieli sobie zrobić męski wieczorek.

- Odmówisz solenizantowi? - uniósł brwi patrząc na mnie. - Nie wpraszasz się, naprawdę.

- Pomyślę jeszcze i dziękuję za propozycję. - posłałam mu uśmiech, a następnie skierowałam się w stronę kawiarni, aby zrobić sobie kawę. Chwyciłam filiżankę i już miałam nacisnąć odpowiedni guzik na ekspresie, ale w tej samej chwili zauważyłam, że to Dylan myje stoliki. - Zoey, prosiłam cię o coś jak przyszłam. - ze zirytowaniem spojrzałam na dziewczynę.

It's our paradise and it's our war zone IIWhere stories live. Discover now