23.

754 57 11
                                    


Piątek, 10 lipca 2020

Kate

Zacisnęłam usta w wąską linię widząc jak Conor po raz kolejny próbuje się dobić do Nialla. Przez ostatnie pięć minut dzwonił do niego na przemian z Jake'm, a ja nie potrafiłam odebrać i powiedzieć im co się stało. Operacja trwała już drugą godzinę, powoli dostawałam szału. Skontaktowałam się z ojcem Horana, który powiedział, że będzie najszybciej jak się da. To była naprawdę świetna okoliczność, aby poznać jego tatę. Zdecydowanie tak to sobie zawsze wyobrażałam.

Westchnęłam, gdy telefon w mojej dłoni znowu zaczął wibrować i tym razem zobaczyłam głupie zdjęcia Jake'a. Umówili się dzisiaj z całą paczką na jakiś mecz, więc pewnie teraz się zastanawiali dlaczego go nie ma i prawdopodobnie chcieli go zjebać.

- Gdzie ty kurwa jesteś? - usłyszałam głos mężczyzny, gdy przyłożyłam telefon Horana do ucha.

- Niall dzisiaj do was nie przyjedzie. - odpowiedziałam próbując się nie rozkleić.

- Jebany pantoflarz, nawet telefonu nie umie odebrać. - prychnął rozbawiony, a w tle od razu usłyszałam krzyki reszty. - Daj go. - dodał. Do moich oczu automatycznie napłynęły łzy i wypuściłam drżący oddech spomiędzy ust. Chciałam coś powiedzieć, ale rosnąca gula w gardle mi na to nie pozwalała. - Kate? - zapytał niepewnie.

- Niall jest operowany. - wyrzuciłam z siebie, a w tym samym momencie łzy spłynęły wzdłuż moich policzków.

- Co ty pieprzysz? - zapytał po kilku sekundach. - Zamknijcie mordy! - warknął prawdopodobnie do reszty. - Co się dzieje? Jak operowany?

- Spadł ze schodów, ma jakiegoś krwiaka i nic nie wiem. Zostało jeszcze kilka godzin operacji. - oparłam tył głowy o ścianę i przymknęłam oczy. Cholernie bałam się tego co będzie, co się wydarzy. Im dłużej tutaj siedziałam, to w mojej głowie pojawiało się coraz więcej czarnych scenariuszy. Każda wizja rozpierdalała mnie na drobne kawałeczki.

- Zaraz będziemy. - powiedział po kilku sekundach. - Jaki szpital? - zapytał i prawdopodobnie się poruszał, bo słyszałam w tle jakieś szmery.

- Barts Health NHS Trust. - odparłam nie próbując z nim dyskutować. Nawet nie chciałam być sama, bo chyba inaczej bym oszalała. Jake się rozłączył, a ja odłożyłam telefon na krzesło obok, po czym schowałam twarz w dłoniach wybuchając płaczem. Chyba dotarło do mnie jak cholernie mocno go kocham. Nie umiałam sobie wyobrazić życia bez niego, jakby po prostu nagle zniknął. Ten pieprzony Irlandczyk, który umiał mi podnieść ciśnienie jak nikt inny, autentycznie potrafił wkurwić mnie tym, że się patrzy, był moim wszystkim, całym moim cholernym światem. W momencie, gdy jego życie jest zagrożone, nie wiadomo co tak naprawdę będzie, wszystko się zawaliło. Myśl, że mogę już go nigdy nie przytulić, nie pocałować, nie usłyszeć jego głosu, sprawiała, że zaczynało brakować mi oddechu.

Pokręciłam głową widząc jak podekscytowany Niall przyniósł krzesło, po czym ustawił je przed keyboardem. Jakieś pół godziny temu kurier mu przywiózł i zastanawiałam się, czy kiedykolwiek go widziałam tak szczęśliwego. Nawet nie posprzątał kartonów ani folii bąbelkowej, więc to już mówiło samo za siebie.

- Gdzie ty chcesz je postawić? - zapytałam orientując się, że rozłożył instrument na samym środku salonu.

- No wyjebie się twoje kwiaty spod okna i tam. - powiedział jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie, a ja prychnęłam oburzona.

- Ty chyba śmieszny jesteś. - fuknęłam. - Nie możesz postawić tego u siebie w pokoju? I tak jest bezużyteczny. - pokręciłam głową, a on aż na mnie spojrzał jak na idiotkę.

It's our paradise and it's our war zone IIWhere stories live. Discover now