14.

826 54 17
                                    


Piątek, 22 maja 2020

Liam

- No i dlatego Bennett mnie wkurwia. - skończyłem swój wywód patrząc na nagrobek Polly. Opowiadałem jej właśnie o tym jak nasz wspaniały szef ostatnio chodzi wściekły po kancelarii, bo jakiś dwóch debili zjebało sprawę wartą miliony. Wyżywa się na mnie, bo nie chciałem jej przyjąć, bo na głowie miałem już sporo swoich klientów.

Wszystkim dookoła może to się wydawać chore, że siedzę na cmentarzu, w piątek po pracy i głośno mówię do grobu. Na początku samemu było mi z tym dziwnie, ale po prostu się do tego przyzwyczaiłem. Ignorowałem zdziwione spojrzenia ludzi, dla mnie mówienie do Polly było oczyszczające, lubiłem to. Starałem się do niej przychodzić przynajmniej dwa razy w miesiącu i opowiadać o tym co się dzieje, chociaż miałem wrażenie, że pewnie wie o wiele więcej ode mnie. - O, widzę, że Kate i Niall u ciebie byli. - powiedziałem zauważając, że po jednej stronie grobu leżą goździki, a po drugiej czerwone róże. Te pierwsze były znakiem rozpoznawalnym Kate, a te drugie Nialla. - Czekaj, oni już wrócili? - wyprostowałem się marszcząc brwi. Byłem zaskoczony, bo nie dość, że dowiedziałem się o ich wakacjach z Instagrama, to nawet nie powiadomili, że wrócili. To nie tak, że byliśmy jakoś blisko, bo tak nie było, ale czasami spotykaliśmy się na jakąś kawę, czy domówkę, chciałem jakoś podtrzymać ten kontakt. Może stwierdzenie, że czułem wyrzuty sumienia, to za dużo, ale było mi głupio, że nie wspierałem ich wtedy kiedy tego potrzebowali. Jednak sam kurewsko przeżyłem śmierć Polly, bo cholera, nawet się z nią nie pożegnałem. Doskonale pamiętam, że miałem do niej jechać za kilka dni, ale nagle jakaś ważna sprawa wyskoczyła w kancelarii i po prostu nie mogłem. - Zaraz do nich zadzwonię i ich opieprze. - prychnąłem odganiając od siebie smutne myśli. Nie lubiłem nad tym rozmyślać i przypominać sobie te czasy. Pożegnałem się z przyjaciółką, a następnie opuściłem cmentarz i wsiadłem do samochodu. Od razu zadzwoniłem do Nialla włączając na głośnomówiący, aby spokojnie jechać, ale nie odebrał ani za pierwszym razem ani za drugim. Czyli nic się kurwa nie zmieniło. Wybrałem numer do Kate, która odebrała po kilku sekundach.

- Liam? Hej. - przywitała się zaskoczona, a ja mimowolnie się uśmiechnąłem słysząc jej głos.

- Cześć, cześć, kiedy wróciliście? - zapytałem zatrzymując się na światłach.

- Jakoś tydzień temu. - stwierdziła zmieszana. - Ale ten czas leci tak cholernie szybko, że nawet nie wiem kiedy to minęło! - próbowała się usprawiedliwić prawdopodobnie czując wyrzuty sumienia, na co pokręciłem głową.

- Czuję się, oburzony. - prychnąłem, ale moje kąciki ust powędrowały do góry. - Co powiesz na jakiegoś grilla jutro? Zbierzemy ekipę, tak cholernie dawno się nie widzieliśmy wszyscy. - westchnąłem ruszając widząc, że zapaliło się zielone światło.

- Pewnie, tylko jeszcze zapytam później Nialla, czy w ogóle będzie mógł. - stwierdziła. - Albo może ty lepiej do niego zadzwoń. - zaproponowała, a ja przewróciłem oczami zmieniając bieg.

- Dzwoniłem, ale królowa, by już chyba szybciej odebrała. - zironizowałem, na co się zaśmiała. - Taka prawda, Kate!

- Jest w studiu, więc pewnie ma telefon wyciszony. - powiedziała rozbawiona. - Liam, muszę kończyć, bo sama jestem w pracy i mnie wołają. Napisz mi później szczegóły. - dodała nim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć i usłyszałem pikanie w słuchawce. Pokręciłem głową z rozbawieniem, a następnie włączyłem radio i zacząłem się kierować w stronę mieszkania Zayna. Ostatnimi czasami utrzymać z nim kontakt graniczył z cudem, bo cholernie się ode mnie odsunął. Miałem wrażenie, że nasza relacja była o wiele lepsza, gdy mieszkał w Bostonie, a nie w Londynie.

It's our paradise and it's our war zone IIWhere stories live. Discover now