Rozdział 9

2.7K 136 204
                                    

Jeeeeeeeeeeeeeeeeeest! Już jeeeeeeeeeeeeeeeeeeeest! Nareszcie jeeeeeeeeeeest! XD

I taki memik na poprawę humoru od EdenDaphne ^^

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Adrien

No myślałem, że rozszarpię tą moją tak zwaną „przyjaciółkę". Po tym jak zaczęła się śmiać, zwyczajnie wyprosiłem ją z mieszkania, ale trzymała mnie w szachu, ponieważ wiedziała coś o czym nie mogła dowiedzieć się Marinette. Chcąc nie chcąc musiałem ją zaprosić z powrotem do środka, bo groziła mi, że pojedzie do rodziców Mari i opowie im o wszystkim... Cóż, niegłupi pomysł i bardzo przekonujący.

Nie potrzebowałem jednak Chloé w naprawianiu mojej relacji z Marinette, bo wystarczyło sobie przypomnieć jak traktowałem moją Kropeczkę do niedawna. Każde nasze spotkanie zaczynało się od skromnego upominku od mojej osoby, a mianowicie róży. Ta dziewczyna była spełnieniem moich marzeń. Dlatego też wiedziałem, co powinienem był zrobić – zakupić prezent dla każdego, a największy bukiet – dla mojej ukochanej.

Tak jak poleciła mi Chloé – założyłem koszulę z długim rękawem, która zakryła mój tatuaż. Wsadziłem ją w czarne eleganckie spodnie, które (chyba) zaprojektował mój ojciec, a na koniec spiąłem je skórzanym paskiem. Pomijam czarne skarpety i moje biedronkowe bokserki (które założyłem specjalnie dla mojej Mari), ponieważ uważam, że taki element garderoby jak skarpetki jest zbędny w opisie. Założyłem pantofle i zszedłem do salonu, a kiedy przyjaciółka zmierzyła mnie krytycznym spojrzeniem, byłem pewien, że zaraz dostanę zjeby.

– Wyglądasz znośnie – przyznała. – Ale weź coś jeszcze zrób ze swoimi włosami! – poleciła, po czym wyjęła ze swojej torebki telefon, by po chwili go odebrać.

Wymieniła kilka zdań z Sabriną i wróciła spojrzeniem do mnie. Pokazała mi kciuk do góry, a potem opuściła mieszkanie bez słowa pożegnania. Ja również zebrałem się do wyjścia, musiałem przecież odwiedzić kwiaciarnię.

Godzinę później

Zaparkowałem samochód pod piekarnią i czym prędzej pognałem do drzwi. Po dłuższej chwili oczekiwania, w progu zjawiła się drobna postać – mama mojej ukochanej. Ukłoniłem jej się delikatnie.

– Witam, Pani Dupain-Cheng – powiedziałem, całując wierzch jej dłoni.

Wręczyłem jej mniejszy bukiet róż, na co kobieta zaniemówiła.

– Dzień dobry – odparła jedynie.

Zaprosiła mnie do środka, a kiedy do maleńkiej postaci dołączyła ogromna, zaniemówiłem.

– J-jestem Adrien Agreste, narzeczony państwa córki – przedstawiłem się, wręczając tacie Marinette paczkę czekoladek.

Gdy poprowadzili mnie do salonu z aneksem kuchennym ze zdziwieniem stwierdziłem, że nie było tutaj Marinette, ale dostrzegłem jeszcze dwie pary drzwi oraz schody na poddasze – to tam chyba znajdował się pokój Marinette.

– Co cię do nas sprowadza, Adrienie? – Sabine miała naprawdę przyjemny głos.

Uśmiechnąłem się do obojga.

– Przyjechałem po Marinette, ponieważ trochę się dziś posprzeczaliśmy i chciałem ją przeprosić – wyznałem zgodnie z prawdą.

Mama Mari wpatrywała się we mnie troszeczkę zaskoczona, natomiast tata mierzył mnie spojrzeniem od samego wejścia.

– Ostatnio sporo się działo i naprawdę szczerze przeprosiłem Marinette za swoje poprzednie przewinienie, ale tym razem to była naprawdę drobna kłótnia...

Sabine uśmiechnęła się do mnie tak ciepło, że niemal odetchnąłem z ulgą.

– Cóż, przyznam szczerze, że zdziwiłam się, kiedy Marinette zadzwoniła wczoraj i poinformowała, że nie wraca do domu, ale... ale to była jej decyzja i mam nadzieję, że jej nie żałuje – powiedziała Sabine, a mi zrobiło się tak jakoś cieplej na sercu – ta kobieta trochę przypominała mi moją mamę.

– Jestem trochę zły na siebie o tą kłótnię – wyznałem szczerze, zwieszając ramiona.

Zerknąłem na ogromny bukiet w swojej lewej dłoni.

– Adrienie, w każdym związku zdarzają się kłótnie, nie ma par idealnych – oznajmiła.

Zamrugałem zdziwiony.

– Jak to? Przecież państwo...

Sabine i Tom roześmiali się.

– My również nie jesteśmy wyjątkiem – wyjaśnił postawny mężczyzna.

Uśmiechnąłem się do niego szczerze pomimo obawy, co byłby w stanie mi zrobić, gdyby dowiedział się o ciąży.

– Marinette mówiła coś innego – wspomniałem nasze wspólne mieszkanie przez pierwszy miesiąc naszego prawdziwego związku i to jak Mari ciągle mówiła o tym jacy to jej rodzice byli idealni i, że chciałaby żyć tak jak oni.

Sabine zaśmiała się dźwięcznie, a Tom spojrzał na żonę z umiłowaniem.

– To nie znaczy, że nie mieliśmy wzlotów i upadków – powiedział mężczyzna, ale Adrien nadal wpatrywał się w nich zaskoczony.

– A kłóciliśmy się tylko wtedy, kiedy Marinette przy nas nie było – oświadczyła kobieta.

Pokiwałem głową ze zrozumieniem.

– A tak właściwie to czemu zaszczyciłeś nas swoją wizytą, chłopcze? – spytał Tom.

Zamrugałem ze zdziwienia, po czym uniosłem ogromny bukiet czerwonych róż.

– Przyjechałem przeprosić Marinette.

Sabine i Tom spojrzeli na siebie.

– Ach, no tak... przecież już mówiłeś – wtrąciła Sabine.

– Ale nie powiedzieliśmy ci jednej rzeczy – dodał Tom.

– Jej tutaj nie ma.

Serce mocniej mi zabiło słysząc słowa kobiety. W takim razie... gdzie była?

– Jak to? – wydusiłem z siebie.

Sabine nagle pobiegła do kuchni i wzięła do ręki swój telefon.

– Właśnie sobie przypomniałam, że jakąś godzinę temu dzwoniła do mnie Alya, że Marinette do niej przyjedzie na babski wieczór – wyjaśniła. – Wybacz, ale kompletnie o tym zapomniałam.

Odetchnąłem z ulgą – częściowo, ponieważ tamta dziewczyna mnie szczerze nienawidziła i chyba też podejrzewała, że ciąża Marinette to nie przypadek.

– Czy mogłaby pani do niej zadzwonić i sprawdzić, czy Marinette jest u niej? – poprosiłem, czując, że dla mnie skończyłoby to się połamaniem którejś z kończyn.

Sabine skinęła głową, ale dosłownie sekundę później telefon kobiety zadźwięczał jakąś starą piosenką. Mama Marinette odebrała i na chwilę oddaliła się, aby porozmawiać z przyjaciółką swojej córki, a kiedy wróciła wyglądała na przerażoną.

– Dzwoniła Alya – oświadczyła, a moje serce dosłownie zamarło. – Marinette do niej nie przyjechała i nie odbiera telefonu.

~*~

Marinette

Ostatnim co pamiętałam, było to jak wysiadłam z metra i ruszyłam w stronę przystanku, by dojechać do akademika, gdzie miałam się spotkać z Alyą. A potem moje oczy spowiła ciemność, ale... czy ja miałam otwarte oczy, czy zamknięte? Spróbowałam rozdzielić powieki, ale nie mogłam. Gdzieś w oddali usłyszałam czyjś głos, zanim poczułam obezwładniający mnie ból.

Krzyknęłam.

Chyba krzyknęłam.

Czy ja krzyknęłam?

Moje oczy nie dostrzegały niczego.

Czy były otwarte?

Chwilę później już poznałam odpowiedź – miałam zamknięte oczy. A kiedy je otworzyłam, dostrzegłam pochylającą się nade mną postać.

– Kaden?

Jeszcze razOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz