Rozdział 10

2.7K 142 445
                                    

Zakończenie trochę z dupy (za przeproszeniem), bo musiałam ukrywać się przed mężem z lapkiem xd

Miłego!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Marinette

– Kaden?

W pierwszej chwili nie zarejestrowałam, że to właśnie ten chłopak się nade mną pochylał. Jednak jakimś cudem wymówiłam jego imię tak jakoś odruchowo. Ciekawe...

– Jak się czujesz? – spytał z dziwną, jak na niego, nutą w głosie.

Poczułam jego dłoń na swoim czole, jednak byłam zbyt otępiała, by zwrócić mu uwagę.

– Nie wiem – bąknęłam zgodnie z prawdą.

Uśmiechnął się do mnie ciepło. To już mnie zdziwiło, nawet pomimo otępienia.

– Kadenie, co się stało? Dlaczego... Gdzie ja jestem? – mój głos nadal brzmiał dziwnie krucho.

Chłopak kucnął przy kanapie, na której leżałam, zabierając wreszcie dłoń z mojego czoła, ale wierzchem stykając ją jeszcze z moim policzkiem.

– Znalazłem cię nieprzytomną niedaleko swojej dzielnicy, więc pomyślałem, że zabiorę cię do mojego mieszkania... Cóż, tu z pewnością jesteś bezpieczniejsza niż tam, gdzie zemdlałaś.

Na moment zatrzymałam na nim swoje spojrzenie, po czym westchnęłam cicho, próbując się podnieść. Pospieszył mi z pomocą, podpierając moje plecy.

– Ostrożnie – szepnął w moje włosy.

Zignorowałam to. Chwilowo. Dopóki obraz przed oczami nie przestanie mi wirować pozwolę mu na takie gesty, a potem przyszpilę do muru i wszystko mi wyśpiewa.

– Dzięki – sapnęłam, gdy pomógł mi wreszcie usiąść.

– Przyniosę ci herbaty z miodem, co ty na to? – zaproponował, a ja skinęłam głową, bo jakoś... czułam potrzebę wypicia czegoś ciepłego.

Zniknął w drugim pomieszczeniu, a ja miałam chwilę, aby trochę się rozejrzeć ze swojego miejsca. Szybko omiotłam wzrokiem komplet mebli – kanapę i dwa fotele ustawione przy stoliku na kółkach o okrągłym blacie, ciemną komodę i płaski telewizor przytwierdzony do ściany. Moją uwagę zwróciło jedno jedyne zdjęcie ustawione na samym środku tej jednej jedynej szafki w tym pomieszczeniu – przedstawiało ono roześmianego Kadena, w sensie, tak szczerze roześmianego... W towarzystwie pewnej równie roześmianej blondynki, która wprost kipiała z radości, kiedy chłopak ją obejmował. Czy to była jego dziewczyna?

Po chwili w pomieszczeniu ponownie pojawił się chłopak. Przyniósł dla mnie kubek gorącej herbaty i kiedy tak mieszałam łyżeczką swój napój, zaczęłam mu się uważnie przyglądać. Był w tej chwili zajęty mieszaniem swojego naparu, więc nie zauważył, jak mierzę go swoim spojrzeniem. Dopiero później odwzajemnił moje spojrzenie.

– Kaden... po co to wszystko? – spytałam, pociągając delikatny łyk wrzątku.

Zmieszał się i odwrócił ode mnie spojrzenie.

– Pomyślałem, że Agreste mi podziękuje za to, że wyrwałem ciebie z łapsk tych oprychów, którzy próbowali się do ciebie dobrać – wyjaśnił, a mi nagle zabrakło tchu. – To byli ci sami, którym najpierw dałaś niezły łomot i ci sami, przed którymi później cię uratowałem... Tym razem było inaczej, ty byłaś nieprzytomna, a oni próbowali cię rozebrać... na szczęście, zdążyłem zanim zdjęli z ciebie jakiekolwiek ubrania...

Pociągnęłam łyk herbaty, aby jakoś opanować swoje drżące dłonie. Oprzytomniałam od razu.

– Dziękuję – wyszeptałam cicho, myśląc o moich dzieciaczkach.

Jeszcze razOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz