Rozdział 8

2.7K 158 275
                                    

Rozdział pisany, aby poprawić humor! ^^

Przepraszam za ostatnią małą ilość nowych rozdziałów, ale zaczęłam pracować i jakoś tak czasu coraz mniej xd

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Adrien

– Zrozum, kurwa mać, ja już nie wytrzymuje tego nerwowo! – syknąłem, krążąc wokół stolika do kawy. – Najpierw ten cały Ben – wymówiłem to imię z obrzydzeniem. – A teraz jeszcze ten cały, jebany ginekolog, na którego widok się śliniła!

Usłyszałem jej śmiech, więc spojrzałem na nią z wyrzutem.

– Ha ha! No śmieszne w chuj – prychnąłem. – Ty nic nie rozumiesz, prawda? Jeszcze próbowała mi wmówić, że ten popieprzony lekarz miał obrączkę na palcu... i chuj mu w dupę! Obrączka nie zmienia faktu, że śliniła się na jego widok... Jąkała się gadając z tym ostro jebniętym łosiem Benem... Kurwa, za jakie grzechy mnie to spotyka? – schowałem twarz w dłoniach, zatrzymując się naprzeciw swojej rozmówczyni.

– Może byłabym ci w stanie współczuć, gdybyś nie wykonał tego popieprzonego zakładu – prychnęła, zaplatając ręce na piersi.

No, kurwa... I ona nazywała się moją przyjaciółką?

– Chloé, podobno jesteśmy przyjaciółmi?

– I to ja jestem tu od tego, aby ci powiedzieć, że zjebałeś sprawę i to kompletnie, więc teraz musisz płacić za swoje błędy taką, a nie inną cenę – prychnęła, przyglądając mi się z nieskrywanym rozbawieniem.

Że niby co? Moja sytuacja nie była wcale zabawna. To było okropne. Miałem serdecznie dość całej tej sytuacji. Wiedziałem, że zjebałem sprawę, ale nie myślałem, że Marinette będzie adorowana przez tylu facetów... no... może faktycznie zjebałem sprawę tym zakładem, ale... przecież się starałem i w ogóle... nie mogło być tak, że teraz na każdym kroku Mari będzie spotykać jakiegoś przystojniaka, a ja będę to musiał oglądać...

Opadłem na fotel naprzeciw kanapy, na której rozsiadła się moja przyjaciółka.

– Dostałeś ją na tacy, ale spieprzyłeś to wszystko i teraz myślisz, że ta ciąża wszystko ci ułatwi?

– A nie? – spytałem wyraźnie zdziwiony.

– No... nie? – prychnęła blondynka. – Powinieneś ją błagać na kolanach o wybaczenie i nosić na rękach, skoro nosi twoje dziecko wewnątrz siebie.

Przewróciłem oczami.

– Błagać już błagałem i parę razy się zdarzyło, że właśnie na kolanach. A noszenie na rękach też już mam za sobą, ale jest coś, czego jeszcze ci nie powiedziałem – podrapałem się po karku z zakłopotaniem. – To nie będzie jedno dziecko.

Oczy Chloé rozszerzyły się ze zdziwienia. Ja sam byłem w szoku i to totalnym. Kompletnie się tego nie spodziewałem i miałem wrażenie, że cała ta sytuacja mnie przerasta. Chciałem jedynie zapewnić sobie powrót Marinette do mnie, a teraz... Robiłem się chorobliwie zazdrosny, co też wygarnęła mi w dzisiejszej kłótni, zanim wyjechała do rodziców. Byłem wściekły, że ta jedna kłótnia sprawiła, że od razu podkuliła ogon i uciekła, ale nie mogłem nic poradzić na to, że byłem o nią zazdrosny. I nie miałem zamiaru się z tym kryć!

– Zrobiłeś jej bliźniaki?! – pisnęła, blednąc na twarzy. – Na jej miejscu chyba bym cię udusiła...

Odchyliłem się na oparcie fotela, mrużąc oczy. Oj, zaczynała mnie ostro irytować.

– Przecież nie zostawię jej samej z tym wszystkim, co nie? – odparowałem, może trochę za ostro, ale naprawdę z chwili na chwilę robiłem się coraz bardziej wkurwiony.

Jeszcze razOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz