Rozdział 21

2.2K 145 191
                                    


Eden Daphne <3

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

– Pani godność?

Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Wpatrywałam się w dwa porozbijane samochody.

– Jak się pani nazywa? – powtórzył policjant.

– Ma-Marinette Dupain-Cheng.



Usłyszałam głośny trzask, gdy drugie auto w nas uderzyło. W przebłysku świadomości dostrzegłam jak Adrien odbija się od poduszki powietrznej na moment nim wystrzeliła moja własna. Potem wszystko zalała ciemność, a ja pozwoliłam jej mnie pochłonąć... w całości... oddałam się jej... A może raczej poddałam?



– Co się stało? Czy mogłaby nam pani opisać, co spowodowało wypadek?

Spojrzałam na kobietę, która siedziała naprzeciw mnie na podłodze karetki. Miała przyłożony do głowy woreczek z lodem i wpatrywała się we mnie ze współczuciem. A jak ja spoglądałam na nią? Nie miałam pojęcia.

– Panno Dupain-Cheng – zawołał policjant, a ja wróciłam do niego swoim rozkojarzonym spojrzeniem.

– Pokłóciliśmy się – wymamrotałam, czując jak moja dolna warga drży.

Policjant zanotował w swoim notesie tę informację.

– Jak się pani czuje? Z tego co mówił lekarz, jest pani tylko w szoku... czy wydarzyło się coś, co...

– Sprowokowałam go do kłótni... byłam... byłam na niego wściekła... Jak on mógł? – wychlipałam, spoglądając po raz kolejny w stronę auta, gdzie straż pożarna rozcinała drzwi od strony kierowcy, bo się zakleszczyły. – Byłam na niego taka wściekła... zagroziłam mu, że go zostawię, ale on nie chciał ze mnie zrezygnować... No i wtedy zjechał na drugi pas... Inaczej uderzylibyśmy w drugi samochód...

Policjant znów coś zanotował.

– Czy była pani pod wpływem alkoholu? – spytał.

Spojrzałam na niego z pobłażaniem, a policjant uniósł brwi zszokowany.

– Nie jestem idiotką, wiem, że w ciąży nie pije się alkoholu – powiedziałam nagle uświadamiając sobie, że przecież byli jeszcze ze mną... nasi mali winowajcy tego całego zamieszania.

– Pani jest w ciąży?! – ryknął policjant i szybko zawołał jednego z ratowników.

Wpatrywałam się w samochód Adriena. Patrzyłam jak strażacy odpychają drzwi, by wyciągnąć mojego nieprzytomnego narzeczonego. Miałam ochotę wstać i pobiec do niego, ale nie potrafiłam się na to zdobyć. Byłam jeszcze wciąż zbyt oszołomiona.



– Adrien – wyszeptałam, rozwierając swe powieki. – Boli mnie głowa...

I wtedy dostrzegłam krew na jego przystojnej twarzy oraz to... że był nieprzytomny...

– Adrien! – powiedziałam nieco głośniej, jednak miałam mocno zachrypnięty głos, więc zabrzmiało to jak skrzek.

Wyciągnęłam dłoń w jego stronę, z czułością odgarniając kosmyki jego blond włosów. Miał rozcięcie w okolicy skroni. Czy oddychał? Czy jego serce wciąż jeszcze dla mnie biło?

Przesunęłam dłoń z jego czoła na klatkę piersiową i odszukałam miejsca, gdzie powinno bić jego serce... ale niczego nie wyczułam. A może po prostu nie zdążyłam?

Ponieważ nagle chwyciły mnie czyjeś ręce i siłą wyciągnęły z auta.

– Zostaw! – wychrypiałam. – Adrien!



Jeszcze razOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz