Rozdział 11

3.1K 160 242
                                    


Marinette

W pierwszej chwili nie wiedziałam, czy powinnam, ale potem tak po prostu rzuciłam się w stronę Adriena, aby chwycić go za przegub. W pierwszym odruchu odwrócił się z wyrazem czystej nienawiści wymalowanej na twarzy – aż za dobrze znałam ten jego wyraz twarzy, bowiem śnił mi się on po nocach od chwili, w której go odrzuciłam. Zaraz potem złagodniał, a w jego oczach dostrzegłam wyraz bezgranicznej miłości i uwielbienia.

– Nic ci nie jest, księżniczko? – zapytał, dysząc ciężko zapewne pod wpływem niedawnej wściekłości.

Uśmiechnęłam się do niego w odpowiedzi.

– Jestem cała – wyznałam, przesuwając dłonią po jego przedramieniu i splatając nasze palce razem w celu uspokojenia.

Ale wszystko poszło na marne, gdy Kaden podniósł się z podłogi, a Adrien wrócił do niego spojrzeniem.

Miałam wrażenie jakby grunt usunął mi się spod nóg – moja jedyna stabilizacja stała koło mnie i chwiała się w posadach.

– Adrien – poprosiłam, a spojrzenie zielonych oczu powróciło.

Wolną dłoń zacisnął w pięść, próbując nad sobą zapanować, ale wtedy ciszę pomiędzy nami przerwał Kaden:

– To nie było to na co wyglądało.

Miałam ochotę zamordować go wzrokiem, niepotrzebnie się odzywał. Adrien zadrżał z wściekłości, więc szybko położyłam swoją drugą dłoń na jego ramieniu, żeby go uspokoić. Podążył spojrzeniem do mnie i na moment uspokoił się. Wtedy rozbrzmiał telefon Kadena. Spojrzałam na niego z żądzą mordu wymalowaną na twarzy. Adrien zapewne wyglądał nie lepiej.

– To Lexi – mruknął chłopak i puścił mi oczko, mówiąc: – Dam wam trochę czasu na osobności.

Opuścił pomieszczenie.

Zostałam sam na sam z wściekłym Adrienem.

Zdolnym do (zapewne) wszystkiego.

– Adrien, uspokój się – poprosiłam, gdy przeniósł na mnie wzrok, wyglądając jakby chciał coś lub kogoś rozszarpać.

– Mari – wyszeptał, przyciągając mnie do siebie, a jego usta zatopiły się w moich włosach, gdy zaczął mnie całować raz po raz. – Nie rób mi tego więcej – poprosił szeptem.

Kiedy ja nic takiego mu nie zrobiłam! Na pewno nie naumyślnie!

– Adrien, jest coś o czym musisz wiedzieć, tylko się nie denerwuj – ostrzegłam, a kiedy przybrał pozycję bojową, naraz miałam ochotę odwołać to, co mu powiedziałam, ale musiał wiedzieć. – Kaden mnie uratował...

Wiedziałam jak to musiało dla niego brzmieć, już dla mnie to brzmiało dziwnie, ale taka była prawda – przynajmniej tak wynikało z tego, co mi powiedział.

– Jak to? – powiedział zaskoczony, przytulając swoją dłoń do mojego policzka; odsunął się również odrobinę, aby móc spojrzeć mi w oczy.

– Zemdlałam – oświadczyłam. – Najprawdopodobniej z powodu tej ciąży...

– Ostrzegałem cię, żebyś jadła!

– Ale ja jadłam! Czasem tak się po prostu dzieje, że kobiety mdleją w ciąży bez powodu! – podniosłam nieznacznie głos, czyżby hormony szalały? – Kaden twierdzi, że dobierali się do mnie ci trzej, którym skopałam tyłek... Więc w celach czysto przyjacielskich przyniósł mnie do swojego mieszkania.

Adrien zrobił się blady jak ściana. Czy ja dobrze zrobiłam, mówiąc mu prawdę? Może powinnam była zmyślić jakieś kłamstwo, które tylko by go uspokoiło?

Jeszcze razOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz