Rozdział 15

2.2K 130 73
                                    

W sumie to napisałam ten rozdział już wczoraj, ale nie dodałam go, bo... wydawał mi się taki... niedokończony :c ale już jest, więc...

Miłego! <3

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Marinette

Próbowałam sobie wmówić, że to nie tak, że Adrien nigdy by mi tego nie zrobił, ale... przecież założył się o to, że odbierze mi dziewictwo... Wtedy to bolało, a teraz... boli jeszcze bardziej. Nie potrafiłam zdobyć się na odwagę, by spojrzeć mu prosto w oczy. To dlatego uciekłam. Z dala od oczu wścibskich reporterów, pod osłoną swojej dawnej świetności...

Paryż już niemal nie pamiętał imion swoich bohaterów, którzy lata temu ratowali to miasto przed niejakim Władcą Ciem, który natychmiast znikł z witryn sklepowych, czy wystawy w Muzeum figur woskowych Madame Tussauds. Mieszkańcy niemal tak szybko zapomnieli o niebezpieczeństwie jak o swoich obrońcach. Nikt już nigdy więcej nie usłyszał o pozostałych bohaterach, a nawet ja sama nie miałam już dostępu do innych miraculi, odkąd... Mistrz Fu stracił pamięć.

Siedząc teraz na szczycie Wieży Eiffla, zastanawiałam się nad tym, jak niespodziewanie potoczyło się moje życie. Wewnątrz mnie rozwijały się dwie istotki, a czułam się przez to z jednej strony przytłoczona, ale też szczęśliwa. Dlaczego całe moje życie było pasmem udręk i wyrzeczeń? Dlaczego choć raz nie mogłam dostać tego, czego chciałam?

I... co ważniejsze... dlaczego on mi to zrobił?

Rozpłakałam się, chcąc wymazać obraz jego i tej blondi ze swojej głowy. Jak to możliwe, że taka pindzia mu się podobała? Wpatrywał się w nią jakby była jakimś ósmym cudem świata! A... a... jeszcze nigdy... nie patrzył tak na mnie...

Powinnam była umówić się na babski wieczór z Alyą, a nie... siedzieć na szczycie Wieży Eiffla i ryczeć jak bóbr. Moja przyjaciółka z pewnością znalazłaby sposób na to, aby mnie pocieszyć.

A teraz... pozbyłam się nawet mojej jedynej najprawdziwszej przyjaciółki – Tikki, którą wchłonęło moje miraculum. W przypływie chwili, dotknęłam kolczyków, które od tak dawna nie korzystały ze swych właściwych mocy. Gdybym tylko mogła nigdy ich nie przyjąć... nigdy nie spotkać Czarnego Kota i nigdy nie zranić Adriena... może on wtedy nie zraniłby mnie...

Nagle komunikator, przytroczony do mojego biodra, zawibrował. Odruchowo chwyciłam swoje jo-jo, przyglądając się zdjęciu na malutkim ekraniku. To był Czarny Kot.

Odebrać?

Nie odebrać.

Odebrać?

Nie odebrać...

Chciałam rozłączyć połączenie, ale wtedy palec niezamierzenie musnął zieloną słuchawkę, gdy w przypływie dziwnej niezdarności, niemal upuściłam swoje jo-jo.

– Kropeczko, gdzie jesteś? – rzucił zdyszany Adrien, pędzący zapewne po jakichś dachach w stroju Czarnego Kota.

– Na pewno nie ma mnie w domu – odparłam.

Adrien zatrzymał się na chwilę i zmarszczył brwi.

– Coś się stało? – spytał.

– Nic się nie stało – rzuciłam chłodno, a on zacisnął usta w wąską kreskę.

– Nie miałem pojęcia, że te kobiece humorki zaczną się w tak wczesnym stadium ciąży – oświadczył, a mi kompletnie odechciało się go słuchać.

Wstałam i po raz ostatni spojrzałam w te jego kocie oczy.

– Nie ma mnie tam, gdzie myślisz, że jestem – oznajmiłam enigmatycznie, a Adrien spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami.

– Księżniczko, co się dzieje? – spytał z troską w głosie.

Ale zanim moje serce zmiękło jeszcze bardziej, rozłączyłam się. Zarzuciłam swoim jo-jo i pognałam na spotkanie z samotnością.



~*~



Adrien

Co jej, kurwa, odjebało?

Zastanawiałem się już przez dłuższą chwilę, chodząc w tą i z powrotem po dachu naszego apartamentowca. I gdzie była?

Wtedy mój koci komunikator zawibrował, odebrałem połączenie, a automatyczna sekretarka poinformowała mnie: Przekierowane połączenie.

Już od dawna zgrałem sobie telefon swojego alter ego, tak by móc równocześnie rozmawiać jako Adrien, będąc wciąż w stroju Kota.

– Co jest? – burknąłem do komunikatora, który inteligentnie ukrywał moją tożsamość.

– Adrien, nie zapomnij o jutrzejszym pokazie mojej nowej kolekcji – oznajmił ojciec, który już od dwóch tygodni wydzwaniał do mnie dniami i nocami. – Mógłbyś zaprosić też tę swoją dziewczynę.

Przewróciłem oczami. Żeby patrzyła, jak muszę się mizdrzyć do tej tępej blondi? Nigdy!

Miałem nadzieję, że Mari nigdy nie zobaczy zdjęć najnowszej kolekcji mojego ojca. Zwłaszcza po tym, co jej powiedział. Przestała go podziwiać i bardzo dobrze. Taki człowiek nie zasługiwał na nic dobrego.

– Nie ma mowy. Mówiłem ci, żebyś jej w to nie mieszał! A jeśli ci się nie podobają zdjęcia to zatrudnij sobie jakąś dziewczynę z wysokim IQ! – prychnąłem po raz ostatni do komunikatora i szybko rozłączyłem się.

– No dalej, Mari... Gdzie jesteś? – wyszeptałem sam do siebie, rozglądając się po okolicy.

Chciała się ze mną bawić w Kotka i Biedronkę? Będzie miała za swoje, gdy wreszcie się do niej dobiorę po tygodniowym celibacie.

Rozpędziłem się i przeskoczyłem na kolejny dach. Cholera, ale mi tego brakowało, pomyślałem samolubnie. Pędziłem po dachach, szukając jej po całym Paryżu.

Gdzie też ona mogła się ukryć w tak jaskrawym stroju?

Zatrzymałem się na ostatnim z dachów kamienic, skąd widać było osiedle domków jednorodzinnych, jak i domy... domy bractw studenckich. W tym ten jeden, szczególny. Wsadziłem swoją pazurzastą dłoń do małej kieszonki w swoim kostiumie, skąd wyjąłem klucz do mojego dawnego pokoju. W domu bractwa, gdzie nie było mnie już od tak dawna... i nie chciałem tam wracać, ale może to właśnie tam ukrywała się moja Kropeczka?

Jeszcze razOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz