Epilog

2.7K 95 452
                                    

Nie będzie rozdziału 25, nie potrafię zmusić się do dalszego pisania tej historii, ale proszę wstawiam tu coś w rodzaju epilogu, w którym pokrótce opiszę wydarzenia z rozdziału 25.

Tutaj proszę namiastkę rozdziału: 25

Minął tydzień. Cały kurwa tydzień, zanim zdjęli mi ten jebany gips z ręki. I pomyśleć, że na początku wcale mi nie przeszkadzał. Dopóki nie wróciłem do swojego mieszkania i swojej ukochanej Marinette.

Cały tydzień robiliśmy różne rzeczy, te najdziwniejsze wolałbym pominąć – jak na przykład Marinette biorąca prysznic, podczas gdy ja musiałem za potrzebą na toaletę. Tak, wiem, że mieliśmy drugą toaletę, ale była strasznie daleko od naszej sypialni, a obawiałem się, że mógłbym nie zdążyć na czas. Dlatego resztę podobnych przygód wolałbym pominąć.

Wieczorami oglądaliśmy filmy – komedie, horrory, a czasem nawet dramaty. Często też graliśmy w gry, a gdy nudziło nas własne towarzystwo to spędzaliśmy czas w innych pomieszczeniach, albo w tym samym pomieszczeniu, ale robiąc coś innego. Kłóciliśmy się dosyć często, gdyż Marinette zaczynała już mieć humorki i nawet najmniejszy, tyci element, który był nie tak jak trzeba mógł ją wyprowadzić z równowagi, ale dawałem radę. Zawsze starałem się jakoś załagodzić sytuację, albo żartem, albo przytuleniem. Chociaż czasem miałem serdecznie dość tego wszystkiego i zamykałem się na godzinę w toalecie, dopóki mnie nie przeprosiła.

Wspólne życie nie było wcale takie kolorowe jakby mogło się to wydawać. Z początku myślałem, że będzie prościej, ale z każdą chwilą coraz bardziej żałowałem tego, że Marinette była w ciąży. Bałem się tego, cholernie, ale mógłbym się teraz do tego przyznać. Byłem idiotą, że wpadłem na tak durny pomysł, a teraz było już na to wszystko za późno. Musiałem jakoś wytrzymać, potem... powinno być lżej. I tego starałem się trzymać.

Na kolejnej wizycie u ginekologa okazało się, że to ciąża dwu-owodniowa dwu-kosmówkowa, czyli że naszym dzieciom nic nie zagrażało. Każde z nich otrzymywało pokarm w tej samej ilości. Istniało jedynie ryzyko przedwczesnego porodu. Wyniki Marinette miała dobre, więc byłem spokojny.

Było jednak coś, co strasznie mi ciążyło, a mianowicie moje kłamstwo...



Epilog

Dwa tygodnie później

Minął już tydzień od walki Biedronki i Czarnego Kota z Władcą Ciem, a raczej... Gabrielem Agreste'em. Cios, z którym musieliśmy się zmierzyć, a raczej, z którym Adrien musiał się zmierzyć był ogromny i nie mogłam uwierzyć, że do tego wszystkiego zdolny był mężczyzna, który zniewolił swojego syna. Właściwie w to akurat było łatwiej uwierzyć niż w jego czyste intencje, by uratować żonę.

Niestety, walka nie poszła po naszej myśli. Źle mi o tym pisać, bo wiem ile to kosztowało Adriena, by dojść do siebie po tych wszystkich wydarzeniach. Otóż, Gabriel szpiegował syna z pomocą swojej asystentki, Nathalie. Tak właśnie dowiedział się o mnie i o Adrienie, o prawdziwych tożsamościach superbohaterów. Dlatego też zaczekał aż ręka Adriena całkowicie się zrośnie, to znaczy... jego kości. I kiedy był już sprawny, Władca Ciem zaatakował.

Nie byliśmy na to przygotowani. W zasadzie to ja nie byłam. Nie byłam również gotowa na to, że chwilę później Władca Ciem zdradzi swoją tożsamość, a to mną tak wstrząsnęło, że... nie zauważyłam śmiertelnego ciosu wyprowadzonego prosto we mnie, Adrien zresztą też.

Później już nie wiedziałam, co się wydarzyło, jedynie z opowieści Adriena. Poznał powód ojca, a potem ogarnął go taki szał, że w przypływie chwili zabił Władcę Ciem. Pozbył się swojego ojca raz na zawsze, wrzeszcząc, że to on pierwszy odebrał mu życie. Nie dziwiłam mu się, żył jak w klatce przez większość czasu.

Jeszcze razOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz