Rozdział 20

2.4K 152 242
                                    

Nie wiem, kto jest autorem tego fanartu, ale jest mega <3

Kilka słów od autorki:

W rozdziale 19 nie odróżniłam scen sprzed ok. 2h, czyli tych z perspektywy Adiego ze scenami z perspektywy Marinette, czyli tymi po rozdziale 18, a to dlatego, że... chciałam was nabrać na początku rozdziału xd

Ogólnie opisy od Adiego to scena nad jeziorkiem, gdy pobiegł jako Czarny Kot po swoją Biedronkę i zabrał do domu, a potem było... wszyscy wiedzą co ^^

A perspektywa Mari działa się w momencie, gdy ona stanęła w progu rezydencji i usłyszała tam to co usłyszała.

Mam nadzieję, że to trochę wam rozjaśni zarys całej sytuacji ^^

Rozdział pisany na siłę, więc mega mi się nie podoba, ale niech wam będzie, proszę bardzo! Mwahahahahahaha (a teraz idę pisać moje cudowne autorskie opko, bo ostatnio mam wstręt do Adrienette :c)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Adrien

Zajebałem mu.

Zajebałem temu dziadowi prosto w jego zbyt idealny nos!

I usłyszałem trzask łamanej kości.

No i jeszcze chuj mu w dupę, ale nie mój.

– To my spadamy, nara! – krzyknąłem, zgarniając po drodze Marinette.

Wepchnąłem swoją dziewczynę na przednie siedzenie pasażera. Widziałem jej zawzięty wyraz twarzy i wiedziałem, że wcale nie chce wracać ze mną do domu, ale nie miała wyjścia. Nie odpuszczę. Nosi w sobie moje dzieci i nie ma szans, że ją zostawię na pastwę losu. Sam zająłem miejsce kierowcy i opuściłem dom, który zawsze był dla mnie więzieniem.

Siedzieliśmy w milczeniu podczas jazdy. Ja obserwowałem drogę i zbierałem się w sobie, aby powiedzieć jej prawdę o tym wszystkim, ale nie wiedziałem jak zacząć. Zastanawiałem się również nad tym, jakie myśli kłębiły się w tej pięknej główce mojej ukochanej. Miałem tylko nadzieję, że nie obmyśla planu ucieczki, bo na pewno bym jej na to nie pozwolił.

– Celowo mnie... za... zapłodniłeś – wydusiła z siebie, nawet na mnie nie patrząc.

Wpatrywała się w przednią szybę.

– Kiedy ja myślałam, że biorę tabletki antykoncepcyjne, ty... co mi podawałeś? – zaszczyciła mnie swym spojrzeniem.

– Kwas foliowy – odparłem.

Marinette prychnęła, zaplatając ręce na piersiach.

– Wybacz, nie chciałem, żeby tak wyszło – stwierdził.

– Czyli nie chciałeś, abym się dowiedziała, tak?!

– Planowałem ci wszystko wyjaśnić! – również podniosłem głos. – Tylko nie mogłem się zdecydować na odpowiedni moment...

– Ten z pewnością był najlepszym z możliwych – rzuciła sarkastycznie.

– Mari, przecież wiesz, że zrobiłem to wszystko z miłości – powiedziałem, kładąc dłoń na jej udzie, a ona od razu ją odepchnęła.

– A ja z miłości robiłam wszystko! Kochałam się z tobą! Całowałam się z tobą! Przytulałam, zasypiałam, grałam w gry i wiele innych rzeczy robiłam z miłości do ciebie! Wybaczyłam ci, również, z miłości! – krzyczała bez opamiętania. – A ty co zrobiłeś?! Przeleciałeś mnie dla durnego zakładu! Udawałeś, że ci na mnie zależy! Niby się o mnie troszczyłeś, a zrobiłeś mi dzieci, wiedząc, że chcę ukończyć studia! Zniszczyłeś mi całe życie! Moje plany i szanse na świetlaną przyszłość! Wszyscy mnie przed tobą ostrzegali! Najpierw Nino, potem Alya, nawet Lila, bo pewnie wiedziała o tym jebanym zakładzie, a ja... byłam na tyle głupia, by ci wszystko wybaczyć i wpuścić z powrotem do mojego życia... To był błąd. Ogromny błąd.

Zaciskałem dłonie mocno na kierownicy, wlepiając wzrok w drogę, by nie patrzeć na ukochaną. Mogłoby to się dla mnie źle skończyć.

– I co zamierzasz? – spytałem cicho, obawiając się odpowiedzi.

– Zamierzam zrobić to, co nie wyszło mi za pierwszym razem.

– To znaczy?

– Zostawić cię.

Adrien poczuł wzbierającą w nim wściekłość. Wszystko jak zwykle spieprzył, kiedy tak naprawdę chciał dobrze.

– A co z dziećmi? – upomniałem się o swoje.

– Dzieci urodzę i wychowam sama, albo z mężczyzną, który będzie mnie godzien, a nie z jakimś szczeniakiem, który nawet nie ma porządnej pracy, bo wszystko w życiu miał poukładane przez swojego tatusia – odparowała.

– Wiesz, że przeginasz?! – warknąłem.

– Taka prawda, może się mylę?!

Zacisnąłem dłonie na kierownicy tak mocno, że aż zbielały mi kostki.

– Nic nie wiesz o prawdziwym życiu, żyłeś sobie z dala od wszystkiego, jak książę – dolała jeszcze oliwy do ognia.

– Książę?! Chyba raczej w lochu! Żyłem jak w więzieniu od samego początku, a dopóki jeszcze moja mama była z nami to chociaż nie czułem się jak więzień! Ale nie masz pojęcia jak to jest stracić rodzica, bo twoi zawsze cię kochali i nigdy nie obarczali winą za zniknięcie matki! – ryknąłem, czując jak z oczu płyną mi łzy.

Nagle Marinette drgnęła na fotelu.

– Adrien, uważaj! – wrzasnęła.

Wbiłem pedał hamulca w podłogę, ale nawet to nie byłoby w stanie uchronić nas przed uderzeniem. Dlatego też wykonałem unik, uciekając na równoległy pas ruchu, a że zrobiłem to w panice, próbując nas jakoś uratować, nie zauważyłem rozpędzonej osobówki pędzącej prosto na nas. Poza tym mój samochód wpadł w poślizg i zaczęło nim rzucać po drodze na moment przed uderzeniem.

– Adrien! – wrzasnęła Marinette, chwytając mnie za rękę na ułamek sekundy przed zderzeniem się dwóch pojazdów.

Huk był ogłuszający.

Gdzieś w przebłysku świadomości pomyślałem o tym, że jeżeli samochód za miliard dolarów nas nie ochroni to będę to gówno wyzywał do usranej śmierci.

Oby tylko Mari nic się nie stało! I dzieciom!

Chcę ich całych i zdrowych! O siebie nie dbam, zasługuję na wszystko, co najgorsze!

A potem straciłem przytomność. Chyba, bo pociemniało mi przed oczami i nie słyszałem niczego, chociaż czułem jak ktoś mnie dotyka. Słyszałem głosy, ale były one zbyt niewyraźne, by wyłapać ich sens. Wkrótce potem jednak naprawdę straciłem przytomność, bo już niczego nie słyszałem i nie czułem.

Jeszcze razOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz