Ronna
Ludzie wokół mnie zasypiali albo już głęboko drzemali. Słońce zniknęło zaledwie za horyzontem, a niebo przypominało bardziej noc niż wieczór. Roztarłam ramiona, krzywiąc się lekko za każdym razem, gdy dotykałam świeżych sińców. Niepotrzebnie podeszłam na ten przystanek. Niepotrzebnie pytałam się o następny autobus.
Odwróciłam twarz do okna, osłaniając zaczerwieniony policzek. W ciągu dwóch godzin odkąd opuściłam dom, w którym spędziłam dosłownie całe swoje życie, dowiedziałam się więcej niż z jakiegoś podręcznika, poradnika czy innej bzdury, którą polecają gwiazdy. Po pierwsze życie to nie bajka. Bajką jest życie w klatce, które ogranicza nas i daje poczucie bezpieczeństwa. Jest słodką ułudą, która niemal zawsze niepozornie daje nam oznaki swojego fałszu.
— Następny przystanek jest końcowy. — usłyszałam za sobą cichy męski głos, a następnie równie cichą odpowiedź i podziękowanie.
Tak bardzo zatopiłam w swoich myślach, że nawet nie zauważyłam, jak bardzo jestem daleko od domu. Nie byłam głupia, wiedziałam, że zarówno mój ojciec, jak i przyszły mąż puścili już za mną ogary. Kwestią czasu było aż mnie znajdą. Pomyślą, że to młodzieńczy wybryk i mają rację. Nawet więzień, który zmienia celę, widzi coś więcej niż ten sam wschód słońca czy wrak starego auta majaczącego na horyzoncie, który był oznaką stabilizacji i przemijającego czasu.
Nie miałam pomysłu gdzie pójść, choć na początku pomyślałam o "przyjacielu" szybko jednak porzuciłam tę myśl. Nie potrzebowałam go.
— Przepraszam, ale pani krwawi. — piskliwy głos dziewczynki oderwał moje spojrzenie od okna. Przez szukałam jej wzrokiem, dopóki nie zrozumiałam, że stała między rzędami krzeseł i patrzyła na mnie, a konkretnie na mój nadgarstek. Spojrzałam tam gdzie ona. Tam, gdzie wbili paznokcie mężczyźni z przystanku, spływały swobodnie małe szkarłatne krople krwi. Szybko przycisnęłam rękę do piersi. Sądziłam, że chusta, którą przewiązałam dłoń wystarczy.
Dziewczynka nie drgnęła wpatrzona we mnie ze szczerym strachem. Byłam ciekawa, gdzie jej opiekun.
— Nic mi nie będzie. — zmusiłam się przekonującego tonu, licząc, że uspokoi to zarówno ją, jak i mnie.
— Staisey — szybkim krokiem podeszła do nas dwa razy starsza kobieta. — Przepraszam, jeśli panią zaczepiała.
Wzięła małą za rękę i zmusiła do pójścia na drugi koniec autobusu.
Nim się obejrzałam, pojazd stanął, a kierowca ogłosił koniec trasy. Wszyscy jednocześnie podnieśli się z krzeseł i wyszli. Podchodząc do wyjścia z oddali widziałam, jak grupa z pozoru zwyczajnych mężczyzn podchodzi do kierowcy, który dopiero co odpalił papierosa i zaczęła go o coś wypytywać. Znaleźli mnie, a sądziłam, że mam jeszcze chwilę dla siebie.
Spuściłam głowę nie zakładając kaptura. Jak już wspominałam życie to nie książki, a założenie kaptura mimo wieczoru mogło jedynie mi zaszkodzić. Stanęłam na światłach, w duchu błagając, by zmieniły się jak najszybciej.
— Przepraszam. — poczułam, jak ktoś mnie szturcha. Odwróciłam głowę, by spojrzeć na przechodnia, ale nagle na moje usta opadła duża ciepła dłoń. Druga ręka objęła mnie w pasie i ciągnęła w tył.

CZYTASZ
Związek krwi
RomanceKiedyś wiedziałam, że ten nadejdzie i nikt nie ukrywał że będzie inaczej. Należałam do niego tylko w fizyczny sposób, przy moich narodzinach został spisany dokument i nic i nikt tego nie zmieni. Otuchy dodawał mi mój przyjaciel Alister, który zawsze...