Każdy stawiany przeze mnie krok był pełen obaw, nerwów, strachu, a także nadziei, że za kilka minut ucieknę z tego paskudnego miejsca raz na zawsze. Każdy krok powodował dyskomfort podczas chodzenia, byłam boso, ale nie mogłam się tym przejmować. Byłam gotowa biec po rozżarzonych węgielkach, byle być w domu. Wspięłam się po schodach na samą ich górę i właśnie przyszedł czas na otworzenie drzwi. Serce łomotało mi w piersi i miałam wrażenie, że jeszcze chwila, a całkiem z niej wypadnie. Wzięłam kilka głębszych oddechów na uspokojenie. Drżącą rękę wysuwałam powoli w przód, aż w końcu oplotła zimną metalową klamkę. Bałam się, że w momencie gdy te drzwi otworzę ktoś będzie na korytarzu. "Dasz radę Kim, Dasz radę"- powtarzałam w głowie. Nie mogłam marnować czasu, to moja jedyna i zrazem ostatnia szansa na ucieczkę. Bardzo ostrożnie nacisnęłam na klamkę i gdy była wystarczająco opadnięta pchnęłam drzwi. Jakie szczęście, że nie skrzypiały tak, jak te od mojej celi. Uchyliłam je na jakieś trzydzieści centymetrów i wychyliłam głowę. Korytarz był pusty jednak słyszałam odgłosy rozmowy i dźwięki wydobywające się prawdopodobnie z telewizora. Pchnęłam drzwi jeszcze kilka centymetrów, tak abym mogła swobodnie się przez nie prześlizgnąć. Ostrożnie postawiłam nogę na zimnych panelach i zamknęłam drzwi najciszej jak umiałam.
-Zaniosłeś jej śniadanie?- usłyszałam i zamarłam. Jeżeli ktoś teraz wyjdzie i mnie zobaczy?
-Nie, Christopher jej zaniósł. Siedź i nie zawracaj dupy jakąś dziewczynką. Najwyżej będzie głodna.
-Nie miałeś ochoty się z nią zabawić?- to jeszcze bardziej przyprawiło mnie o dreszcze i dało do zrozumienia, że muszę stąd uciekać, jak najszybciej i jak najdalej.
-Może i miałem, a co?
-Zayna nie ma i wiesz...
-Nie wiadomo jak zareagowałby gdy się o tym dowiedział.
-Przecież kiedyś nam pozwolił na zabawę.
-Ale nie z nią, to było dawno. Kurwa nie gadaj już, bo nic nie wiem z tego meczu- to był chyba Lukas, słyszałam jak telewizor zaczął grać coraz głośniej, to chyba pomoc od Boga. Otrząsnęłam się i zaczęłam stawiać małe, ciche kroczki w przeciwną stronę od tych głosów, to znaczy w prawo. Dom, czy cokolwiek to było, był ogromny i ładnie urządzony. Mijałam kilka brązowych drzwi, obrazy na ścianach, zdjęcia. Zdziwiłam się, że jest tutaj nawet całkiem czysto. Przeszłam kilka metrów i skręciłam za rogiem w lewo. Zobaczyłam to na co tak bardzo czekałam. Drzwi wyjściowe. BINGO! Ucieszyłam się. Podeszłam pod nie szybko, ale cicho i chwyciłam za klamkę. Zamknięte! Pod klamką była kulka do przekręcania i jak się domyśliłam, do otwierania drzwi. Chwyciłam ją w palce i przekręciłam. Wydał się charakterystyczny dźwięk otwieranego zamka, ale miałam nadzieję, że oni tego nie usłyszeli. Ponowiłam próbę otwarcia drzwi i tym razem się udało. Ustąpiły. Uchyliłam je lekko i wyszłam. Znajdowałam się przed drzwiami tego domu i zaniemówiłam. Nade mną był dach chyba tarasu, a po obu stronach mnie, widniały dwie duże kolumny w greckim stylu. Znajdowałam się chyba w ganku. Przede mną były trzy duże schody, a dalej piękny krajobraz. Z daleka widziałam ogromny las, a bliżej było piękne podwórze tego domu. Do wielkiej czarnej, metalowej bramy prowadziła ścieżka z czerwonej kostki brukowej, a wokoło tego była równo skoszona trawa i kwiatki, kolorowe kwiatki. Ponownie otrzepałam się z zadumy i szybko pokonałam te trzy stopnie z kamienia. Znalazłam się na kostce i zaczęłam biec w stronę bramy. Byłam przygotowana na to, że
będę musiała ją przeskoczyć. Kiedy znalazłam się po środku tej ścieżki coś zaczęło wyć w domu. Obróciłam się na sekundę i zobaczyłem czerwone światła. Kurwa, czy to alarm? Zaczęłam biec jeszcze szybciej i gdy znalazłam się zaledwie kilka metrów od bramki usłyszałam przerażające szczekanie psa. Znów się odwróciłam, a w moją stronę biegł biały pies rasy amstaf. Obroża z łańcucha na jego szyi w momencie gdy biegł wydawała z siebie niepokojące dźwięki. Wiedziałam, że może być po mnie, dlatego szybko doskoczyłam do bramki i szarpałam, żeby się otworzyła, jednak tak się nie stało. Obróciłam się aby sprawdzić gdzie ten pies jest, był bardzo blisko mnie. Oparłam się plecami o bramkę i zamknęłam oczy chowając twarz w dłoniach. Czułam, że może boleć.
-KILLER WRÓĆ!- ktoś krzyknął. Uchyliłam jedno oko robiąc maleńką szparę między palcami. Pies zatrzymał się zaledwie kawałek ode mnie. Patrzył na mnie czerwonymi ślepiami. Na pysku miał bardzo dużo śladów, ran, jedno ucho miał naderwane, z nim coś było nie tak. Popatrzyłam na Lukasa, który stał w progu drzwi.
-Nie radze Kimberly, się ruszać, jeden maleńki ruch, a pies będzie miał ucztę- zaśmiał się i zaczął schodzić ze schodów. Gdyby nie ten przeklęty pies zdążyła bym uciec, przeskoczyć przez tą bramkę. Zorientowałam się, że alarm przestał wyć. Lukas był już coraz bliżej, a ja zaczynałam czuć coraz większy strach.
-Zayn nie będzie zadowolony i chyba dostaniesz nauczkę- zaśmiał się. Mój oddech przyspieszył, serce znów waliło jak oszalałe, a ręce i nogi dygotały.
-Wypuść mnie stąd- powiedziałam, a on wybuchnął śmiechem.
-Chyba żartujesz kochanie- podszedł pod psa- Killer wynocha!- rozkazał mu pokazując palcem na miejsce obok domu, to była chyba jego buda lub kojec. Pies posłuchał i pobiegł tam gdzie mu rozkazano. Lukas złapał mnie za nadgarstek.
-Idziemy!- powiedział głośno i pociągnął mnie. Nie mogłam tam wrócić. Zaczęłam się wyrywać, szarpać się, kopać go, a nawet drapać. Był silniejszy co chyba nikogo nie dziwi. Szarpnął mnie za włosy na co syknęłam z bólu.
-Słuchaj mała suko, albo idziesz za mną spokojnie, albo będę cię za sobą wlókł- pogroził. Nie mogłam być spokojna. Ponowiłam swoje ruchy chcąc go kopnąć, tam gdzie boli najbardziej, ale on zrobił unik.
-Tego już za wiele, sama wybrałaś- powiedział i kopnięciem podciął mi nogi. Upadłam. Chwycił mnie za obydwie ręce i zaczął ciągnąć. Kolejny raz starałam się wyrwać, ale uniemożliwiał mi to ból, który powstał podczas starcia mojej skóry z powierzchnią kostki brukowej. Ciągnięcia paliły moja skórę, drapały ją. Nogi, plecy, stopy, wszystko szczypało. Zaczęłam krzyczeć.
-Zostaw, zostaw mnie!- tama łez puściła i zalała całą moją twarz. To bolało nawet gorzej niż uderzenie. Wiedziałam, że jeżeli nie przestanie zedrze moją skórę aż do mięsa lub nawet kości. Ale on nie przestawał. Zatrzymał się tylko przed schodami.
Czułam, że słabnę.
-Teraz będzie trochę niewygodnie- zaśmiał się i zaczął ciągnąć mnie przez schody dodając bólu. Plecy i głowa obijały się od schodów jak tenisowa piłeczka. Przeciągnął mnie przez próg i rzucił w korytarzu jak szmatę. Skuliłam się z bólu i popatrzyłam na moje nogi. Zaczerwienione i zakrwawione. Tak jak myślałam, skóra została zdarta prawie do kości. Płakałam i zaciskałam powieki. To pozwalało mi mniej czuć ból. Wtedy zjawił się ten drugi. Stan.
-Mała szmata chciała uciec?- zaśmiał się.
-Stawiała opór, ale biedulka straciła siły- zaśmiał się Lukas.
-Co z nią zrobimy?- zapytał Stan. To nie wystarczy?
-Chciałeś się z nią zabawić, więc korzystaj- Lukas odszedł parę kroków, a ten drugi podszedł i podniósł mnie, a następnie przyparł do ściany. Starałam się utrzymać głowę prosto, bo z barku siły zaczęła opadać.
-Kochanie postaram się być delikatny- mruknął mi obok ucha, a łzy leciały z moich oczu coraz szybciej i szybciej.
-Nie- wyszeptałam.
-Trzeba było myśleć wcześniej. Trzymaj ją Lukas, ona sama nie daje rady- polecił ten Stan, a drugi złapał za jedną rękę i przytrzymał tuż przy ścianie. Stan zaczął ściągać mi spodnie. Na tyle ile miałam sił broniłam się, jednak bez skutków. Jemu się udało. Chwycił moją szyje i ścisnął dusząc mnie.
-Masz być grzeczna- warknął Stan. Oplułam go. Wytarł moją ślinę i poczułam uderzenie w twarz, a zaraz po tym metaliczny smak krwi. Lukas zaczął się śmiać.
-Kiedy Zayn ją zobaczy będzie zadowolony, on lubił ją bić- powiedział i wzmocnił uścisk na mojej ręce. Stan rozpiął rozporek, a zaraz po tym poczułam go tam gdzie nie chciałam poczuć. Rozpłakałam się na dobre.
-Przestań, proszę, przestańcie!- skamlałam, ale oni nie reagowali. Lukas się śmiał, a Stan zaczął poruszać swoimi biodrami wprawiając mnie w obrzydzenie. Nie wiem ile czasu to zajęło. Moje powieki zamykały się, a ja na siłę chciałam je otworzyć. Nagle usłyszałam jak ktoś wchodzi do tego domu. Zwróciłam głowę w tamtym kierunku, tak samo jak ta dwójka i zobaczyłam przed oczami Zayn'a. Wiedziałam, że teraz może być tylko gorzej. Spojrzałam na jego oczy, stały się czarne, pięści zacisnęły się tak samo jak linia jego szczęki.
-CO! WY! KURWA! ROBICIE!- krzyknął. Stan szybko wyszedł ze mnie zapiął sobie spodnie i przytrzymał mnie za ramię.
-Stary ona chciała uciec- powiedział Lukas. Zayn nie zareagował na to i podszedł pod Lukasa uderzając go z pięści w twarz, ten odleciał na bok upadając na podłogę. Chwycił się za twarz. Popatrzyłam na Stana. Puścił mnie, a ja tak samo znalazłam się na podłodze z braku sił. Zayn podszedł pod niego i chwycił go za włosy.
-Czy ja wam kurwa pozwoliłem ją dotykać?- zapytał. Stan pisnął, bo widocznie uścisk Zayn'a był mocny.
-Nie, szefie- odpowiedział.
-To dlaczego kurwa robicie coś innego?!
-Ona chciał uciec- wyjaśnił szybko.
-I tak by nie uciekła, a wy macie przejebane- mówiąc to kopnął go z kolanka w brzuch. Stan skulił się i po chwili dostał parę uderzeń w twarz. Lukas podniósł się i złapał Zayn'a, za ramię.
-Szefie już wystarczy- powiedział widząc jak jego brat leży na podłodze z zakrwawioną twarzą. Zayn odwrócił się i uderzył go ponownie. Tamten odbił się od ściany i upadł obok mnie uderzając mnie nogą w głowę. Słyszałam jeszcze jakiś szum, po chwili poczułam, że ktoś mnie podnosi. Lekko uchyliłam powieki, byłam na rekach Zayn'a. "Cholera, pewnie teraz wyżyje się na mnie"-Pomyślałam.
Jednak on minął drzwi prowadzące do tej piwniczki i zaczął wychodzić na górę. "Co on ze mną zrobi?!"
Bałam się. Nagle przed oczami zaczęło robić mi się strasznie jasno.
Zemdlałam.
CZYTASZ
Porwana||Z.M
FanfictionCo się stanie jak pewnego dnia zostanę porwana a z biegiem czasu w porywaczu się zakocham?Tego dowiecie się czytając.