Rozdział 74

1.9K 79 13
                                    

Kimberly

Minęło ponad dwa miesiące odkąd zdecydowałam się wyjechać z Miami i wrócić z powrotem do Londynu. Dokładnie dwa miesiące i trzynaście dni odkąd ostatni raz widziałam Zayna. Tamtego dnia, kiedy wszystko wyszło na jaw spakowałam wszystkie swoje rzeczy i kupiłam bilet do Anglii. Następnego dnia siedziałam już samolocie. Musiałam to zrobić. Musiałam odciąć się od tego wszystkiego. Ochłonąć, odpocząć. Nawet nikogo o tym nie poinformowałam, a nawet zmieniłam numer telefonu. 
Moi rodzice, kiedy mnie zobaczyli byli lekko mówiąc zaszokowani, ale oczywiście przyjęli mnie do siebie. Na początku trochę wypytywali, ale ostatecznie widząc, że nie chciałam o tym rozmawiać, odpuścili. Spotkałam się też z Rey’em i to on jako jedyny zna całą sytuację. Wie o Zacku i o wszystkim co zdarzyło się wtedy w klubie. Wiedziałam, że mogę mu zaufać i cieszyłam się, że mogę się komuś wygadać. Jakiś miesiąc po przylocie znalazłam pracę w cukierni. Nie zarabiałam oczywiście tyle co w klubie, ale musiałam znaleźć sobie jakieś zajęcie.
-Poproszę jedną porcję szarlotki i filiżankę kawy- powiedziała klientka, która prawie codziennie przychodziła do kawiarni. 
W brew pozorom lubiłam tę pracę. Nie była ciężka, a przy okazji mogłam poznawać ludzi i z nimi rozmawiać.
-Proszę usiąść, a ja za chwilę przyniosę pani zamówienie- poinformowałam ją z uśmiechem i poszłam na zaplecze by przygotować kawę.
Jakieś pięć minut później byłam już przy jej stoliku.
-Chyba leci pani krew z nosa- zauważyła lekko przestraszona. 
Ja od razu przejechałam palcami po tamtym miejscu i faktycznie była tam krew. Od razu pobiegłam na zaplecze, by to wytrzeć, kiedy nagle świat zawirował, a ja straciłam kontakt z rzeczywistością.

Otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą mężczyznę w białym kitlu. Przestraszyłam się trochę, bo nie wiedziałam co się dzieje.
-Niech się pani nie boi pani Walker. Jest pani w szpitalu, w dobrych rękach- zapewnił mężczyzna.
-Ale co się stało?- zapytałam i chciałam się podnieść, ale nie dałam rady.
-Zemdlała pani w pracy, a wszystkie takie omdlenia, do tego z krwotokami należy dokładnie zbadać- wyjaśnił.
-Długo tutaj zostanę?
-To zależy od wyników badań. Na razie pobraliśmy pani krew, a później zobaczymy co dalej. Na razie proszę leżeć spokojnie, a jeśli coś by się działo, proszę pytać o doktora Parkera-powiedział i uśmiechnął się.
-Dobrze dziękuję- odpowiedziałam, a mężczyzna opuścił salę, na której się znajdowałam. 
Jakieś pięć minut później drzwi ponownie się uchyliły, a w nich stanął mój brat.


-Cześć, jak się czujesz siostra?- zapytał od razu.
-Trochę kreci mi się w głowie, ale skąd wiedziałeś, że tutaj jestem?- zadałam mu pytanie, ponieważ jeszcze nie zdążyłam nikogo poinformować o moim pobycie tutaj.
-Twoja szefowa zadzwoniła do rodziców, a oni do mnie. Sami przyjadą pewnie niedługo- wyjaśnił i usiadł na brzegu łóżka.
-Pewnie i tak mnie zaraz wypiszą. Czuję się dobrze- stwierdziłam. 
Naprawdę czułam się całkiem normalnie. Nic mnie nie bolało, ani nie czułam się też osłabiona. Lekko wirowało mi w głowie, ale to chyba nic dziwnego.
-Lepiej się upewnić, czy na pewno wszystko okej. W końcu nie mdleje się z byle powodu- zauważył.
-Niedługo powinien przyjść lekarz w wynikami, to się okaże, ale mówię ci nie ma się co martwić, to pewnie nic poważnego- poinformowałam go.
-Obyś miała rację. Przynieść ci coś?- zapytał.
-W sumie, to napiłabym się wody- stwierdziłam.
-Okej, za chwilę wracam- powiedział i znów zostałam sama.
Po powrocie Rey'a rozmawialiśmy jeszcze chwilę. Nie była to jakaś ważna rozmowa. Po prostu zwykłe pogaduszki między rodzeństwem, ale przynajmniej nie nudziło mi się tak bardzo. W końcu jednak w sali pojawił się doktor Parker.
-Są już wyniki, ale pana prosiłbym o opuszczenie pomieszczenia- zwrócił się do mojego brata.
-Może zostać, jest moim bratem, nie mam przed nim nic do ukrycia- poinformowałam lekarza.
-No dobrze- skinął głową i zanurzył wzrok w białe kartki, które trzymał w ręce- Ma pani podwyższone niektóre parametry morfologiczne krwi- zaczął. 
Nie do końca wiedziałam co mam o tym myśleć, więc po prostu słuchałam w milczeniu co powie dalej- Dokładniej mówiąc poziom leukocytów i limfocytów przekracza normę- zakończył poważnym tonem.
-Co to dokładnie oznacza?- zapytałam, bo naprawdę nie miałam pojęcia co to te leukocyty i limfocyty.
-Nie chcę wystawiać pochopnej diagnozy, ale powiem szczerze, że te wyniki są niepokojące. Na wszelki wypadek będę musiał zrobić pani biopsję szpiku kostnego- wyjaśnił, a mnie na chwilę zabrakło powietrza. 
Mój brat też wyglądał na przestraszonego, ale nic się nie odzywał.
-Ale jak to? To jest aż takie poważne?- dopytywałam lekko łamiącym się głosem.
-Tak. Jak już mówiłem nie chcę pani niepotrzebnie straszyć, więc ostateczną diagnozę wystawię po badaniu. Przygotuję się i zaczniemy za kilka minut- poinformował nas, wychodząc.
-Chyba zaczynam się bać- zwróciłam się do Rey'a, który wciąż siedział nieruchomo na łóżku.
-To serio brzmiało poważnie- stwierdził- Ale sama słyszałaś, jeszcze nic nie jest pewne- dodał, co sprawiło, że trochę się uspokoiłam.
Następne kilka minut dłużyło mi się i dłużyło. Z jednej strony chciałam żeby lekarz w końcu przyszedł, ale z drugiej strasznie bałam się tego badania. Biopsja. Przecież samo to słowo już brzmi strasznie i boleśnie.
-Znieczulę teraz panią, więc proszę się nie bać, nic nie będzie boleć- poinformował mnie lekarz, kiedy leżałam już na sali zabiegowej- Proszę odwrócić się na prawy bok- nakazał, a ja zrobiłam tak jak powiedział. 
Po chwili poczułam kilka delikatnych ukłuć w dole kręgosłupa. Domyśliłam się, że było to wspomniane wcześniej znieczulenie.
-Jeśli działo by się coś niepokojącego np. nagły, długotrwały ból proszę mnie poinformować- powiedział, kiedy uznał, że znieczulenie zaczęło już działać i może przejść do właściwego badania. 
Ja tylko pokiwałam głową, bo byłam tak przerażona, że nie mogłam wydusić z siebie słowa.
Na początku nie było tak źle. Lekkie ukłucie, którego prawie wcale nie poczułam. Później jednak było gorzej. W pewnym momencie poczułam silny ból pochodzący z wnętrza mojego ciała. Lekko się poruszyłam.
-Spokojnie, to już koniec- zapewnił doktor Parker i faktycznie kilka sekund później było już po wszystkim.
-O wyniki postaram się najszybciej jak to możliwe- powiedział zostawiając mnie znów w sali.
-Jak było?- zaczął od razu wypytywać Rey.
-Okropnie mówię ci. Zero znieczulenia, do tego igła chyba na czterdzieści centymetrów, a na koniec kilka szwów- opowiedziałam poważnym tonem, ale kiedy zobaczyłam jego przerażoną minę zaczęłam się śmiać- Przecież żartuję. To szpital, a nie rzeźnia.
-Jesteś straszna- stwierdził i pokręcił głową- A tak na serio?
-Szczerze myślałam, że będzie gorzej. W jednym momencie trochę mocniej zabolało, ale tak to spoko- wyjaśniłam.
Kolejne kilkanaście minut znowu zleciało nam na rozmowie. Po badaniu nie byłam już taka spięta i chociaż nadal nie dostałam jeszcze ostatecznej diagnozy byłam dość spokojna. To pewnie dlatego, że skupiłam się na rozmowie z Rey'em, a nie na bezsensownym rozmyślaniu i nakręcaniu się.
-Czy mógłbym pana prosić na sekundę?- w sali pojawił się lekarz.
-Mnie?- zapytał zdziwiony Rey, chociaż pytanie było naprawdę bezsensowne, ponieważ w pomieszczeniu oprócz niego nie było żadnego innego mężczyzny.
-Tak- odpowiedział doktor Parker.
-Dobrze już idę- powiedział Rey i wyszedł za lekarzem, przedtem strzelając mi jeszcze zdziwione spojrzenie.

Porwana||Z.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz