Rozdział 55

3.2K 98 14
                                    

Kimberly

-Co chciał? Dlaczego go nie wpuściłeś?- zaczęłam wypytywać Niall'a, kiedy tylko wrócił od drzwi.
-Chciał wejść, a nie wpuściłem go, żeby wszystko sobie przemyślał- usiadł obok mnie.
-Myślisz, że powinnam mu wybaczyć?
-Hmm... To jest ciężkie pytanie. On jest moim przyjacielem i uważam, że zasługuje na drugą szansę, ale jednocześnie rozumiem co ty teraz musisz czuć. Myślę jednak, że jeśli wszystko zrozumie i cię przeprosi to powinnaś mu wybaczyć. Wiem, że to dla ciebie ciężkie, ale ty nie wiesz jak on cierpiał przez te dwa lata, kiedy nie mógł cię znaleźć- mówił, a ja po prostu słuchałam i nawet się nie odezwałam.
-Pewnie masz rację. Kocham go i to bardzo, chociaż teraz trochę to wszystko zniszczył. Mam tylko nadzieję, że zrozumie co zrobił. Wtedy będę w stanie mu wybaczyć.
Rozmawialiśmy tak jeszcze dobrych kilkadziesiąt minut. Niall zaserwował mi nawet kolację, po czym zauważyłam, że jest już po 21, a ja nadal u niego siedzę.
-Będę się już zbierała. Strasznie się zasiedziałam- wyjaśniłam i zaczęłam zbierać swoje rzeczy.
-Odwiozę cię- zaproponował od razu.
-Nie, nie trzeba. Przejdę się. A poza tym to piłeś. I nawet nie zaprzeczaj, bo widziałam butelkę.
-A ty myślisz, że nigdy nie jeździłem po jednym piwku?
-Nie chcę wiedzieć- zaśmiałam się cicho.
-No dobra, jak już sobie chcesz.
-Dziękuję ci bardzo za wszystko- powiedziałam i przytuliłam go mocno, a on oczywiście odwzajemnił uścisk.
-Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć, mała.
Po tym wyszłam z jego domu i poszłam w stronę przystanku autobusowego. Miałam nadzieję, że może jeszcze zdążę na autobus. Przeliczyłam się jednak. Kiedy tam dotarłam przekonałam się, że ostatni odjechał dziesięć minut temu, a następny będzie dopiero za ponad godzinę. Nie zamierzam tyle czekać. Zostaje mi jedynie spacer do domu. Było już dość ciemno, ale nie mieszkałam na jakiejś wsi tylko w centrum Miami. Chodnikami przechadzali się pojedynczy ludzie, a wśród nich ja. Szłam i szłam. Byłam wykończona tym dniem. Chciałam się już znaleźć w moim łóżku i po prostu zasnąć, obudzić się rano z nadzieją, że to był tylko kolejny zły sen. Szłam tak i rozmyślałam, kiedy nagle samochód przejeżdżający przez drogę zwolnił koło mnie. Szczerze mówiąc to trochę się przestraszyłam. W końcu szyba w aucie odsunęła się, a ja zobaczyłam jakiegoś mężczyznę. Na oko wyglądał na jakieś 24 lata. Starałam się udawać, że go nie widzę czy coś i szłam nadal przed siebie. On jednak ciągle jechał obok mnie.
-Co taka młoda i ładna dziewczyna robi sama o tej porze?- zapytał w końcu i wtedy musiałam już się do niego odwrócić.
-Jak widzisz to idę.
-Nie musisz być taka niemiła, nie mam złych zamiarów. Jestem Zack, a ty?
-Kimberly.
-Może cię gdzieś podwieźć?- zapytał, a ja byłam lekko zdziwiona jego propozycją.
-Dzięki, poradzę sobie sama.
-No nie daj się prosić. Nie bój się przecież nic ci nie zrobię. Nie jesteś już małą dziewczynką- namawiał mnie, a ja coraz bardziej chciałam wsiąść do tego samochodu. Byłam już strasznie zmęczona, nogi mi odpadały, a do tego byłam totalnie rozbita sytuacją z Zayn'em. Po krótkich namowach w końcu uległam. Wsiadłam na przednie siedzenie. Nie wiem czy robię dobrze, ale już trudno.
-Gdzie podwieźć?- zapytał, a ja podałam mu adres mojego domu.
-No to ty już wiesz co ja robię o tej porze, a ty?- zapytałam, bo chciałam rozwinąć jakiś temat.
-Wracam właśnie od mojej babci ze szpitala. Niestety myślę, że już niedługo będzie na tym świecie...
-Och, przykro mi.
-Mnie też. Ale nie gadajmy o takich przygnębiających rzeczach. Ale wiesz... Chyba cię już gdzieś widziałem.
-To całkiem możliwe. Nie ma się czym chwalić, ale tańczę w klubie RANDAN.
-Dokładnie. Byłem tam raz. Muszę przyznać, że całkiem dobrze ci szło- powiedział z uśmiechem.
-Dzięki- zaśmiałam się.
-Jesteś piękna, kiedy się śmiejesz- przyznał, a ja czuję, że się zarumieniłam. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, aż w końcu dojechaliśmy na miejsce.
-Zobaczymy się jeszcze kiedyś?- zapytał.
-Mam nadzieję- odparłam, po czym wymieniliśmy się numerami. Opuściłam jego samochód i poszłam do mieszkania. Otworzyłam drzwi i cicho weszłam do środka. Chciałam jakoś niezauważenie prześlizgnąć się do swojego pokoju, jednak zobaczyła mnie Pheobe.
-Kim? Musimy pogadać- powiedziała dość smutno.
-Jestem zmęczona, nie mam ochoty. Możemy to załatwić jutro?- naprawdę nie miałam teraz ochoty na żadne pogaduszki.
-To ważne, naprawdę- dołączył się Spencer.
-Dobrze zaraz przyjdę, tylko pozwolicie, że się przebiorę.
-Okej, gdybyś mogła to się pośpiesz.
Szybko poszłam do swojego pokoju i zrzuciłam z siebie dzisiejsze ubrania. Przebrałam się w luźne dresy i czarny top. Włosy związałam w kucyka i wróciłam do salonu, gdzie siedzieli moi przyjaciele. Usiadłam obok nich na kanapie i czekałam na to, co mieli mi do powiedzenia.
-O czym chcieliście pogadać?- zaczęłam.
-Kim... bo my...- zaczęła Pheobe.
-Musimy wyjechać do Nowego Jorku- dokończył Spencer widząc, że Pheobe nie da rady tego powiedzieć.
-Co? Jak to? Dlaczego?- nie mogłam uwierzyć w to co właśnie usłyszałam.
-Dostaliśmy się na płatny staż. To dla nas wielka szansa.
-I dlatego mnie zostawiacie. Obiecywaliśmy sobie przecież, że nigdy się nie opuścimy- chyba zareagowałam zbyt emocjonalnie.
-Zrozum nas. Przecież nie zostawiamy cię na zawszę. Będziemy przecież dzwonić, a nawet się spotykać. Zobaczysz wszystko będzie dobrze- Spencer próbował mnie jakoś pocieszyć.
-Kiedy wyjeżdżacie?
-Jutro wieczorem mamy samolot- wyjaśniła przyjaciółka.
-Co?! I mówicie mi o tym dopiero teraz?!
-Sami dowiedzieliśmy się dziś rano i musieliśmy podjąć szybką decyzję.
-Przepraszam muszę sobie to wszystko poukładać. To dla mnie za dużo jak na jeden dzień- powiedziałam i po prostu wyszłam. Kiedy tylko opuściłam salon z moich oczu zaczęły spływać słone łzy. Zanim wyszłam widziałam, że Pheobe też się rozkleiła. Nie dziwie się jej. Jesteśmy przyjaciółkami odkąd tylko pamiętam. Ten dzień jest jakiś pojebany. Najpierw Zayn, a teraz jeszcze zostaję sama. Rozumiem, że to dla nich ogromna i jedyna szansa, no ale ja nie chcę znowu być sama. Nadeszła kolejna fala płaczu. Rzuciłam się na łóżku i ukryłam twarz w poduszce. Było już dość późno, a ja byłam wykończona. Miałam miliony myśli w głowie. Po kilkunastu minutach płaczu i rozmyśleń w końcu się zmęczyłam i zasnęłam.
Obudziłam się przez ciągłe wibracje mojego telefonu. Odszukałam go i zobaczyłam kto się tak dobija. Zobaczyłam kilka wiadomości od Zayn'a i jedną od Rey'a.
Zayn: Przepraszam Kim. Nie wiem co we mnie wstąpiło.
Zayn: Błagam odpisz.
Zayn: Gdzie ty jesteś? Odpisz.
Zayn: Kochanie, martwię się.
Zayn: Zaraz chyba oszaleję. Nic ci nie jest?
Rey: Mam nadzieję, że o mnie nie zapomniałaś i odbierzesz mnie za dwa dni z lotniska :) Już się nie mogę doczekać.
O kurde... No to nieźle. Nie miałam telefonu przez jeden wieczór i tyle wiadomości. Totalnie zapomniałam o tym, że Rey miał przylecieć i to już jutro. Super dzisiaj będę odprowadzać Pheobe i Spencera na lotnisko, a jutro znów tam pojadę, ale tym razem po mojego brata. A Zayn? Zaskoczył mnie tymi SMS-ami. Naprawdę się o mnie martwił? Zranił mnie i to bardzo, ale nie umiem się na niego gniewać. Ma w sobie coś, co mnie przyciąga i nie umiem bez niego żyć. Powinnam mu odpisać? Chyba tak będzie w stosunku do niego fair. Pomartwił się wczoraj, ale teraz muszę się odezwać.
Kim: Żyję, nie musisz się martwić.
Wysłałam wiadomość i uświadomiłam sobie, że jest już 11:45. Zwlokłam się z łóżka i od razu poszłam do łazienki. Wyglądałam okropnie. Since i rozmazany tusz pod oczami, rozczochrane włosy i opuchnięte z płaczu oczy. Szybko się umyłam i ogarnęłam po czym wróciłam do swojego pokoju i przebrałam się w czyste ubrania. Właśnie wtedy dostałam kolejną wiadomość od Zayn'a.
Zayn: Przepraszam cię bardzo. Nie gniewaj się na mnie. Spotkamy się dzisiaj?
Kim: Jest ok, ale nie spotkamy się, bo Pheobe i Spencer wylatują dzisiaj do Nowego Jorku i chciałabym spędzić z nimi ostatnie chwile.
Zostawiłam telefon na zaścielonym łóżku i poszłam do moich przyjaciół. Zastałam ich w pokoju. Pakowali się. Na sam ten widok znowu zrobiło mi się smutno.
-Kiedy macie samolot?- zapytałam.
-Najpóźniej o 18 musimy być na lotnisku.
-Może spędzimy ten dzień razem, tak jak kiedyś, co?- zaproponowałam.
-Daj nam jeszcze dziesięć minut i jak skończymy się pakować to gdzieś wyskoczymy- powiedziała z uśmiechem Pheobe. Przytaknęłam tylko i poszłam do kuchni. Zrobiłam sobie szybką kawę, bo jakoś nie miałam apetytu do jedzenia. Kończyłam właśnie swój napój, kiedy w kuchni zjawili się moi przyjaciele.
-To co dzisiaj robimy?- zapytał Spencer i usiadł obok mnie.
-Coś proponujecie?
-Chętnie bym coś zjadła, co powiecie na wypad do jakiejś restauracji, albo baru?- zaproponowała Pheobe.
-Spoko, idę się przebrać i możemy wychodzić- oznajmiłam i odstawiłam pusty kubek, po czym poszłam do swojego pokoju. Szybko wybrałam czarne szorty i jakąś koszulkę z krótkim rękawem. Poprawiłam włosy i zrobiłam lekki makijaż po czym wróciłam do moich przyjaciół.
-Idziemy?- zapytałam.
Oni tylko mi przytaknęli. Pozbierałam najpotrzebniejsze rzeczy i razem wyszliśmy z mieszkania.
-Pizza?- zapytała Spencer. Obie od razu się zgodziłyśmy i już po kilku minutach siedzieliśmy w naszej ulubionej pizzerii. Zamówiliśmy dla siebie jedzenie i napoje.
-Na długo jedziecie?- w końcu zadałam to pytanie.
-Ymm... Dostaliśmy umowę na rok- wydusiła z siebie Pheobe, a mnie zatkało. Aż rok? Boże... Co ja teraz zrobię sama? A mieszkanie? Przecież nie dam rady sama go utrzymywać. Dlaczego jak się jebie to już wszystko?
-Halo Kim? Wszystko gra?- zaczął machać mi rękoma przed oczami Spencer.
-Tak, tak. Trochę się zamyśliłam. Nie wiem jak ja teraz bez was przeżyję...
-Nie martw się. Masz przecież Zayn'a- pocieszała mnie Pheobe. Jednak tak się składa, że teraz nie jestem pewna czy "mam" Zayn'a.
-Tak, no pewnie. I Niall'a też. Ale obiecajcie mi, że przyjedziecie, jeśli będziecie mieć wolne.
-No na pewno. Masz to zagwarantowane- zaśmialiśmy się. W końcu kelner przyniósł nam nasze zamówienia. Jedliśmy i cały czas rozmawialiśmy. Wspominaliśmy i planowaliśmy kiedy się spotkamy. Czas naprawdę szybko minął. Kiedy się zorientowaliśmy była już prawie 16. Poszliśmy jeszcze na nasze ulubione koktajle owocowe po czym wróciliśmy do mieszkania. Spencer i Pheobe dokończyli pakowanie. Zadzwoniliśmy po taksówkę i już po chwili byliśmy w drodze na lotnisko. Była dokładnie 17:35, kiedy czekaliśmy aż ktoś wezwie moich przyjaciół. Siedzieliśmy razem na krzesełkach, kiedy nagle zobaczyłam dobrze znaną mi postać. Zayn.
-Skąd on się tutaj wziął?- zapytałam zdziwiona Pheobe.
-Zadzwoniłam do niego, żeby się pożegnać, ale myślałam, że wiesz. Pokłóciliście się czy coś?
-Można tak powiedzieć, ale to lekka sprzeczka- skłamałam.
-Cześć wam. Już myślałem, że nie zdążę. Hej kochanie- powiedział Zayn i oplótł mnie ramieniem. Wszyscy się z nim przywitali, a ja musiałam udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. W sumie to chyba mi już przeszło, ale jeszcze nie do końca. Nadal jestem na niego trochę zła. Rozmawialiśmy i tak minęło nam następnych kilkanaście minut. Nagle z głośników wydobył się głosy wzywający wszystkich lecących do Nowego Jorku na odprawę. Wtedy właśnie nadszedł czas prawdziwego pożegnania.
-Tak strasznie będę tęsknić. Kocham was pamiętajcie- powiedziałam i ich przytuliłam. Tak strasznie nie chciałam żeby wyjeżdżali. Z tego wszystkiego aż popłynęły mi łzy.
-Też będziemy tęsknili. Pilnuj się i uważaj na siebie- powiedzieli. Potem pożegnali się z Zayn'em i zniknęli gdzieś w tłumie ludzi idących na odprawę. Ja tylko stałam tam i patrzyłam na ich plecy. Coraz bardziej się oddalali, a ja coraz bardziej płakałam. Wiem, że to nie koniec świata, ale oni byli dla mnie jak rodzina, a nawet ważniejsi. Zawsze mnie wspierali. Zawsze trzymaliśmy się razem a teraz... To wszystko się skończyło.
-Kim... Proszę uspokój się. Wszystko będzie dobrze- powiedział delikatnie Zayn, przytulając mnie czule.
-Puść mnie- powiedziałam przez łzy.
-Nadal jesteś zła?
-A dlaczego miałabym nie być?
-Właściwie to nie wiem. Spieprzyłem. Przepraszam cię bardzo. Proszę, wybacz mi.
-Nie wiem Zayn. Zraniłeś mnie rozumiesz to...
-Wiem to doskonale. Zrozumiałem to od razu, kiedy cię uderzyłem. To się już nigdy nie powtórzy. Proszę cię wybacz mi. Nie umiem beż ciebie żyć- powiedział i znów mnie przytulił. Poczułam to jego cudowne ciepło i ten zapach. Wymiękłam.
-Dobrze, ale to jest twoja ostatnia szansa. Nie chcę już więcej cierpieć. A teraz naprawdę cię potrzebuję.
-Będę przy tobie zawsze- powiedział i złączył nasze usta w długim i delikatnym pocałunku.
-Zabierz mnie stąd, proszę- powiedziałam, kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy.
-Do mnie?
Przytaknęłam i już po chwili siedziałam w samochodzie z Zayn'em. Droga mijała nam w ciszy, którą zakłócało jedynie radio.
-Gdzie wczoraj byłaś cały wieczór. Martwiłem się, bo mi nie odpisywałaś- zapytał nagle.
-Byłam wściekła, więc poszłam do Niall'a, bo musiałam się komuś wygadać, a później normalnie wróciłam do domu. Nawet nie widziałam, że pisałeś. Dopiero dzisiaj rano, kiedy zobaczyłam te wszystkie wiadomości, to ci odpisałam- odpowiedziałam zgodnie z prawdą, pomijając tylko spotkanie z Zack'iem.
-Nie rób tak więcej.
-Ty również...
Po chwili byliśmy już na miejscu. Wysiedliśmy z samochodu i weszliśmy do środka domu Zayn'a.
-Co powiesz na film i jakieś dobre wino?- zaproponował, kiedy usiadłam na kanapie w salonie.
-Chętnie bym też coś zjadła- wyszczerzyłam się.
-Już się robi. Czyli dzisiaj czeka nas romantyczna kolacja?
-Na to wygląda- zaśmiałam się, a on zaraz po mnie.
-Rozgość się, a ja szybko coś przygotuję- polecił, a ja się z nim zgodziłam. Zabrałam się za szukanie jakiegoś ciekawego filmu. Nie było to wcale takie łatwe, bo Malik miał ich całkiem sporo. Nagle natrafiłam na "Gwiazd naszych wina". Słyszałam, że to jakieś romansidło, więc zdziwiło mnie trochę, że znalazłam to u Zayn'a. Ale jeśli ma to być "romantyczny" wieczór, to dlaczego nie. Wróciłam na swoje miejsce na kanapie i czekałam na powrót Mulata. Zaczynało mi się trochę nudzić więc wyciągnęłam swój telefon i zaczęłam pisać z moim bratem.
Kim: O której jutro dokładnie będziecie? Chciałabym po was wyjść.
Rey: Lądujemy o 14.
Kim: Będę czekać. Tylko proszę nie narób mi wstydu.
Rey: Ja tobie? Ciekawe kto tu jest starszy i bardziej odpowiedzialny
Kim: Starszy może i tak, ale z tym drugim to chyba nie mogę się zgodzić.
Wysłałam tego SMSa i właśnie wtedy w pokoju pojawił się Zayn, niosąc dwa talerze wypełnione spaghetti.
-Wybrałam dla nas film- powiedziałam machając przed nim płytą.
-Gdzie to znalazłaś?
-Tam, w szufladzie. Nie wiedziałam, że gustujesz w takim gatunku- zaśmiałam się.
-Nie wiem skąd się to tutaj wzięło. Pewnie Niall kiedyś przyniósł i zapomniał wziąć.
-Oj nie tłumacz się już tak.
-Dobra koniec tematu. Smacznego- powiedział i nalał do obu kieliszków trochę czerwonego wina, a ja włączyłam film. Zaczęliśmy jeść nasze porcje. Muszę przyznać, że Zayn jest naprawdę świetnym kucharzem. Wszystko było pyszne, a to wino tylko dodało wszystkiemu smaczku.
-Było pyszne- powiedziałam odkładając pusty talerz.
-Przecież wiem, nie musisz już mnie tak chwalić- zaśmiał się. Oglądaliśmy film w skupieniu. Chociaż z czasem szczerze mówiąc zaczął mnie trochę nudzić. Oparłam się więc o Zayn'a i zaczęłam kreślić kółka na jego udzie. Jego również film chyba niezbyt interesował, bo zaczął muskać ustami moje ucho. Podobało mi się to. W końcu przeniósł się na linię mojej szczęki, a potem dotarł w końcu do moich ust. Całowaliśmy się dość długo, kiedy w końcu usiadłam na jego kolanach, a on zjechał ustami do mojej szyi i zaczął ją ssać, pozostawiając po sobie widoczny ślad. Z czasem pocałunki robiły się coraz to bardziej namiętne i intymne. Zaczęłam czuć, że w spodniach Zayn'a zaczyna tworzyć się wybrzuszenie. Jego ręce błądziły po całym moim ciele, ale ja wcale nie pozostawałam dłużna. Wiem do czego to wszystko dążyło, ale wcale nie zamierzałam przestać. A nawet chciałam, żeby to się stało.

Porwana||Z.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz