Rozdział 23

8.1K 218 26
                                    

Okej, jak chcesz- powiedziałam i odeszłam na swój koc.
-Ej no ... nie obrażaj się, Kim- wyszeptał.
Odwróciłam się jednak do niego plecami i siedziałam tak przez chwilę. Słyszałam ciche szepty padające z jego ust. Wtedy właśnie uświadomiłam sobie, że Zayn nie może dowiedzieć się, że się znamy, bo nie wiadomo co mógłby zrobić.
-Ej Spencer- przywołałam go.
-No?
-Jak Zayn tu przyjdzie musimy udawać, że się nie znamy ok?
-Spoko, ale dlaczego?- nie mógł zrozumieć o co mi dokładnie chodzi.
-Boję się, że mogłoby mu się to co najmniej nie spodobać- uśmiechnęłam się lekko.
-Okej, czyli się nie znamy- chłopak również się do mnie uśmiechnął.
W tym właśnie momencie usłyszałam czyjeś kroki na schodach. Popatrzyłam na Spencera i gestem ręki pokazałam żeby był cicho. On tylko pokiwał głową. Usiadłam oparta plecami o ścianę, podkuliłam nogi i czekałam co będzie dalej. Do pomieszczenia, jak zwykle trzaskając drzwiami wpadł Zayn. Popatrzył tylko przelotnie na mojego przyjaciela, który obolały leżał pod ścianą i podszedł do mnie. Momentalnie poczułam jak moje serce przyśpiesza, a w mojej głowie tworzyły się już różnego rodzaju scenariusze co teraz ze mną zrobi.
-W końcu się obudziłaś złotko-powiedział do mnie i chwycił moją brodę.
Zacisnęłam zęby i próbowałam się wyrwać, jednak ten uderzył mnie w policzek. Zamknęłam oczy z bólu.
-Przestań!- usłyszałam cichy krzyk Spencera.
Zayn popatrzył na niego widocznie wkurwiony. Podszedł w jego stronę szybkim krokiem i podniósł go do góry za bluzę. Spencer był bardzo poobijany, więc musiało go to boleć, Zayn pewnie właśnie tego chciał, ale on nie dał nic po sobie poznać. Mój przyjaciel został przyparty do ściany i otrzymał kilka uderzeń kolanem w brzuch.
-Coś ty kurwa powiedział?!Nie odzywaj się nieproszony! Rozumiesz?!- wydarł się Zayn.
Spencer popatrzył na niego, jednak nic nie odpowiedział. Brązowooki wkurzył się wtedy jeszcze bardziej niż przedtem. Uderzył go pięścią w twarz i ponowił pytanie.
-Rozumiesz?!- wykrzyczał.
-Tak- powiedział Spencer i otarł ręką krew wypływającą z jego nosa.
-No ... mam jeszcze jedno pytanie- powiedział jakoś dziwnie łagodnie.
-Znasz ją?!- tym razem wykrzyczał wskazując na mnie.
-Ymm ... nie Zayn, widzę ją pierwszy raz w życiu- skłamał.
Brunet nic już nie powiedział tylko pokiwał znacząco głową. Po chwili podciął Spencerowi nogi, tak że ten z wielkim hukiem upadł na ziemię. Zayn tym razem zbliżył się znów do mnie. Przykucnął obok miejsca, na którym siedziałam i spojrzał mi w oczy. Spuściłam wzrok, bo jego czekoladowe tęczówki przyprawiały mnie o dreszcze. On tylko cwaniacko się zaśmiał i zbliżył swoje usta do mojego ucha. Wstrzymałam na chwilę powierzę.
-My zabawimy się później- wyszeptał, a ja aż cała zadrżałam. Poczułam jak na mojej szyji zaciska się obroża, już kiedyś miałam "przyjemność" mieć ją na sobie. Zayn zostawił ją na najdłuższym łańcuchu więc mogłam się swobodnie poruszać. Kiedy skończył zapinanie mnie do tego ustrojstwa wstał i wyszedł z pomieszczenia. Odetchnęłam z ulgą, ale bałam się tego co nastąpi później.

Zayn

Coś mi tu nie gra. Mam jakieś dziwne przeczucie, że tych dwoje jednak się zna. Ale to i może lepiej. Zaśmiałem się w duchu, a w mojej głowie zaczynały tworzyć się już kolejne "wspaniałe" pomysły na sprawianie bólu innym.

-Lucas, chodź tu!- wykrzyczałem.

-Tak szefie?-przybiegł szybciutko jak mały piesek.

Lubiłem to, lubiłem jak ludzie się mnie słuchali, a jeszcze bardziej lubiłem jak się mnie bali.

-Na jutro masz się dowiedzieć wszystkiego, ale wszystkiego o tym chłopaku, którego tutaj ostatnio przywieźliśmy. Zrozumiano?!

-Tak szefie, da się zrobić- powiedział i odszedł.
Poszedłem do kuchni. Zabrałem się za robienie czegoś do jedzenia dla Kimberly i Spencera. Robiłem to raczej niechętnie, ale już trudno. Takie śmiecie jak oni też muszą żreć. Zrobiłem po kilka kanapek z masłem, do kubków nalałem mleka i zaniosłem im. Wszedłem do pomieszczenia, w którym siedzieli. Słyszałem, że o czymś rozmawiali, ale gdy tylko mnie zobaczyli przerwali. Patrzyli na mnie z przerażeniem. Frajerzy, boją się mnie, zaśmiałem się tylko i rzuciłem w ich kierunku tacki z jedzeniem.
-Żreć!- rzuciłem tylko i wyszedłem.
Pokierowałem się w stronę salonu. Usiadłem na skórzanej kanapie, przy szklanym, niskim stoliku. Nie mogłem się, już doczekać, aż Lucas wróci i wszystko mi opowie. Jak się okaże, że tych dwoje się jednak zna, to dopiero wtedy zacznie się prawdziwa zabawa. Ach to będzie cudowne- pomyślałem. Wstałem i podszedłem do niewielkiej szafki wiszącej nad telewizorem. Otworzyłem ją, a ze środka wyciągnąłem działkę amfetaminy. Wziąłem mały foliowy woreczek do ręki i pokierowałem się spowrotem na kanapę. Wysypałem biały proszek na stolik, a z kieszeni wyjąłem papierowy banknot. Uformowałem z narkotyku kreskę, a banknot zwinąłem w rurkę i przystawiłem do nosa. Pociągnąłem powietrze, a razem z nim do moich nozdrzy dostała się amfetamina. Odprężony oparłem się o kanapę i włączyłem telewizor. Nie za bardzo interesowało mnie to co akurat puszczali. Patrzyłem w ekran pustym wzrokiem. Nagle czyjś donośny głos wyrwał mnie z namysłu.
-Szefie, wiem!- do salonu wszedł Lucas.
-No to gadaj- odpowiedziałem sucho.
-To jest syn tego znanego prawnika Johna Hoovera. Chodzi do prywatnego liceum, do tej samej klasy, co ta dziewczyna co jest z nim w celi- zaczął wyjaśniać.
-Wiedziałem, wiedziałem kurwa!- wykrzyczałem.
-Dobra robota, możesz odejść- powiedziałem i wskazałem na drzwi.
-Dziękuję szefie, ale jeszcze jedno. Chodzą plotki, że ci dwoje mają się ku sobie- powiedział z cwaniackim uśmieszkiem.
-A to jeszcze lepiej- odpowiedziałem i zatarłem dłonie.
Wstałem z miejsca, zawołałem do siebie Stana i razem zeszliśmy do piwnicy.

Porwana||Z.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz