Moje ciało dygotało z przerażenia. Oni tak po prostu ją zabili? Ten potwór dopuścił się wielu złych rzeczy. Mam nadzieje, że czeka go za to piekło.
Skuliłam się pod ścianą i czekałam sama nie wiedząc na co. Jeżeli on z łatwością zabił Sue to ze mną też nie będzie miał problemu. Za drzwiami słychać było jakiś szum, jakieś poruszenie. Pewnie wynosili jej ciało. Z mojego oka niekontrolowanie skapywały maleńkie łzy.
To co tutaj się dzieje przechodzi ludzkie pojęcie. Nigdy nie sądziłam, że tak skończy się moje życie. W domu jakiegoś psychopaty, że wpakują mi kulkę w głowę i nie będę miała nawet szans na zrealizowanie swoich planów, swoich marzeń, że nie będę miała rodziny, że nigdy nie pospaceruje ulicami miasta, że nigdy nie napije się mojej ulubionej herbaty malinowej. Drzwi otworzyły się, więc to wyrwało mnie z rozmyśleń. Szybko otarłam łzy i patrzyłam jak Lukas się zbliża. Miał w ręce czarny pistolet.
-Widzisz Kimberly?- zapytał, a ja zmarszczyłam brwi- Bądź grzeczna, bo inaczej skończysz jak ta ruda suka- dodał.
-Jesteście potworami- wydukałam, a ten się tylko zaśmiał.
-To najłagodniejsze określenie jakie kiedykolwiek usłyszałem o sobie, dzięki słońce- powiedział i ocierając bronią o moją skroń zaśmiał się przerażająco.
-Lukas!- rozbrzmiał się głos Zayn'a. Ten szybko się poderwał i skierował do drzwi. Nie zamknął ich za sobą. Łzy znowu leciały z moich oczu. Usłyszałam jak wchodzą do środka jakiegoś pomieszczenia. Byłam pewna, że słyszę krzyki Zayna i jakiś huk. Nie mogłam dokładnie zrozumieć co Zayn krzyczał, ale wiedziałam, że nie było to nic dobrego. Po czasie hałas ustał i usłyszałam.
-Zrób coś z nią teraz- warknął. Jego głos był przerażający. Byłam cała oblana dziwnymi emocjami, nie wiedziałam co się ze mną działo. Nie wiele myśląc uklęknęłam przy ścianie i złożyłam ręce do modlitwy.
-Aniele Boży stróżu mój, ty zawsze przy mnie stój- powiedziałam i czekałam, aż łza spłynie po moim chudym, kościstym policzku.
-Boże, proszę zlituj się nade mną i miej mnie w swojej opiece. Jeżeli nie sprawisz, że ktoś mnie stąd uwolni, chociaż skróć mi męki i zabierz mnie z tego świata. Nie pozwól im mnie zabić, nie chce takiej śmierci, nie chce ginąć z ich rąk. Mogę umrzeć, ale Boże! Proszę zabierz mnie do siebie sam,
nie pozwól im mnie zabijać! Błagam!- powiedziałam i rozpłakałam się.
-Cudowna modlitwa Kimberly, Bóg na pewno cię wysłucha- usłyszałam za sobą głos Zayn'a i wzdrygnęłam się. Powoli odwracałam głowę.
-Wstań- rozkazał, a ja powoli wykonałam jego polecenie. Stałam na chwiejących się brudnych, nogach. Podchodził bardzo powoli, a jego kroki odbijały się echem po pomieszczeniu. Pierwszy doszedł jego zapach perfum pomieszany z papierosami, a potem doszedł on. Stał ode mnie jakiś metr. Przebiegłam po nim wzorkiem aby zobaczyć na rękach, czy gdziekolwiek krew Sue, ale był czysty.
-Nie płacz nienawidzę łez- powiedział twardo i przyłożył kciuk do mojej twarzy ocierając ją. Przez te dwie sekundy był delikatny, a może tylko tak mi się wydawało.
-Czy ta suka ci coś mówiła?- zapytał.
-Co mi miała mówić?- odpowiedziałam pytaniem.
-To ja tutaj kurwa pytam, a ty kurwa odpowiadasz, rozumiesz?- warknął i chwycił mnie za bluzkę.
-Tak Zayn- odpowiedziałam i spuściłam głowę.
-Więc?
-Nie mówiła mi nic o czym chciałbyś wiedzieć, nie zdążyła mi nic powiedzieć- odpowiedziałam obawiając się jego reakcji.
-Niby skąd ty wiesz o czym chciałbym wiedzieć?- ścisnął moją koszulkę mocniej tym samym przyciągając mnie do siebie.
-Mówiła, że mnie poznaje, że jestem córką Leona Walkera i mówiła, że całe miasto mnie szuka-powiedziałam szybko.
-Faktycznie nic ciekawego- mruknął- A może ty coś ukrywasz Kimberly?
-Nie Zayn. Zapytałam dlaczego byłeś na nią zły, ale uniknęła odpowiedzi- powiedziałam przełykając ślinę.
-Bardzo dobrze- odpowiedział. Ciągle trzymał mnie za koszule, a jego bliskość sprawiała, że czułam dziwny niepokój.
Oblizał swoją wargę, a moje oczy patrzyły się w miejsce, po którym sekundę temu przebiegł jego język.
-Jeżeli mnie kłamiesz i ona o czymś ci powiedziała nie będzie ciekawie.
-Skończę tak jak ona- powiedziałam nie kontrolując słów.
-Gorzej- uśmiechnął się. Co może być gorszego?- Idź się umyj, natychmiast- polecił i popchnął mnie w stronę "prysznica". Nie miałam innego wyjścia, jak robić to co mi każe. Rozebrałam się i weszłam na brodzik psychicznie przygotowując się do tego, że czeka mnie lodowaty strumień wody. Wzięłam głęboki oddech i odkręciłam kurek. Było tak jak się spodziewałam. Nie chciałam długo stać i marznąć, szybko umyłam włosy i całe ciało. Był to dla mnie problem, ponieważ siniaki i rany bolały za każdym razem gdy się schyliłam, lub gdy ich dotknęłam, a ręka na której wyciął to cholerstwo okropnie szczypała pod wpływem szamponu.
Wyszłam i trzęsąc się z zimna otarłam się ręcznikiem, który wisiał na ścianie. Ubrałam się w to co miałam wcześniej na sobie, bo niestety ale nic czystego na mnie nie czekało. Osuszyłam dokładniej włosy ręcznikiem i wyszłam z "łazienki". On stał oparty o ścianę trzymając w ręku pasek i palił papierosa. Dym był wszędzie, a ten zapychający płuca zapach drażnił cały mój organizm.
-Podejdź tu- rozkazał pokazując na miejsce przed sobą. Bardzo powoli i niechętnie zbliżałam się do niego.
-Masz- wyciągnął do mnie końcówkę papierosa. Popatrzyłam na niego niemo prosząc go aby nie kazał mi palić.
-Weź to do buzi!- rozkazał, a ja widząc, że już się denerwuje pociągnęłam tak jak robili to moi znajomi. Od razu się zakrztusiłam i zrobiło mi się duszno, ten dym i smak papierosa zatykał mnie. On się zaczął lekko śmiać. Wziął papierosa do buzi ostatni raz i rzucił na podłogę depcząc go.
Patrzyłam na niego zaszklonymi oczami bojąc się tego co mnie czeka. No bo pasek w jego ręce raczej nie wróżył nic dobrego.
-Wyciąg ręce przed siebie- polecił, a ja wyciągnęłam drżące dłonie. On owinął je pasem i mocno zaciągnął.
Zmarszczyłam brwi. Na co mi to coś?
-Dlaczego mnie nie wypuścisz stąd?- zapytałam nagle, sama nie wiedziałam dlaczego akurat teraz. On tylko uniósł jedną brew w górę.
-Ponieważ nie jestem idiotą i nie będę narażał się na spędzenie reszty życia za kratkami-odpowiedział.
-Mogłeś mnie nie porywać- pisnęłam.
-Ale ja chciałem to zrobić, a zawsze robię to co chce. Kimberly ty pozwalasz sobie na zbyt wiele. Nie kwestionuj tego czego dokonuje, bo nie wyjdzie ci to na dobre- powiedział chłodno- Ale nie jesteś tutaj tylko po to aby siedzieć na kocu i nic nie robić.
-No tak, czasem mnie bijesz- bąknęłam. Cholera, nie potrafię opanować tego co mówię.
-Jeżeli na to zasługujesz- warknął i pociągnął mnie za włosy. Jęknęłam z niewielkiego bólu- Ale jesteś tutaj też dla mojej przyjemności, której jeszcze z twoje strony nie otrzymałem, bo się buntowałaś -powiedział i zbliżył się do mnie maksymalnie. Jego klatka piersiowa stykała się z moją. Mój oddech przyśpieszył na samą myśl, co on może mi zrobić. Poczułam na sobie gęsią skórkę, gdy złapał mnie za biodra.
-Teraz jest czas na tą przyjemność- powiedział i ściągnął ze mnie dolną część mojej garderoby. Zamarłam.
-Proszę, nie- wyjąkałam.
-Połóż się- wskazał na koc nie zwracając uwagi na to, o co go proszę.
-Błagam- dodałam. On znów to zignorował i chwytając mnie za przed ramie podciął mi nogi, więc opadłam na podłogę. Ułożył mnie na kocu i sam kucnął obok mnie.
-To w niczym nie pomoże, a tylko pogorszysz sobie sprawę. Lepiej się zamknij i rób co mówię, wtedy niewiele ci się stanie- syknął i ścisnął moją rękę mocniej. Zawyłam z bólu bo dotknął świeżej rany.
-Zrozumiałaś?- zapytał.
-Tak- jęknęłam i wtedy mnie puścił. Zobaczyłam jak rozpina rozporek. Z mojego oka spłynęła łza, znowu.
-Przestań ryczeć, bo mnie to wkurwia- warknął. Zawisł nade mną, położył moje ręce związane pasem nad głową po czym rozłożył mi uda. Wiedziałam co się stanie, chciało mi się rzygać. Poczułam jak agresywnie we mnie wchodzi wbijając się we mnie i wychodząc, mocno i szybko raz za razem.
Zacisnęłam oczy aby nie płakać i ręce aby stać się silniejszą, chociaż było to z marnym skutkiem. On poruszał się ciągle i wydawał z siebie różne odgłosy. W pewnym momencie zaczęłam czuć coś dziwnego, coś przyjemniejszego niż ból. Może umarłam i to wszystko ze mnie ulatuje?
Nie.
Ja nadal żyłam.
W dole mojego brzucha poczułam dziwne ciepło i sama jęknęłam parę razy. Zayn popatrzył na mnie z chytrym uśmiechem.
-Nie możesz dojść- warknął. Dojść? Gdzie dojść? Zdziwiłam się. On wykonał parę pchnięć i stało się z nim coś dziwnego. Zamknął mocno oczy, coś mruknął pod nosem poczułam jak coś wlewa się do mojego ciała. Wiedziałam co. Co ze mnie za idiotka. On przeżył orgazm. Wstał ze mnie, zaciągnął spodnie i podniósł się na równe nogi. Moje oczy szkliły się od napływających, ale odpychanych łez.
-Chyba nie było tak źle- powiedział i z uśmiechem wyszedł z pomieszczenia zatrzaskując za sobą drzwi.
A ręce?
CZYTASZ
Porwana||Z.M
FanfictionCo się stanie jak pewnego dnia zostanę porwana a z biegiem czasu w porywaczu się zakocham?Tego dowiecie się czytając.